Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
08/01/2018 - 22:25

Kacyk

(i samorząd)

Jest parę odmian kacyka. Nie każdy ma kość piszczelową włożoną w poprzek nosa, nie każdy spiłowane zęby dla lepszego spożycia wroga. Jest kacyk despotyczny, zazwyczaj o ograniczonym słownictwie, pożal-się-Boże-Napoleon. Jest inny, budujący krok po kroku swoje stronnictwo, obsadzający zausznikami stanowiska, męcząco dominujący, jak ból zęba. Jest pozorny demokrata, ściskający wiele dłoni, pogodny lub energiczny (w zależności od tego, jaka mu gęba pasuje), ale niedostępny dla osób z inicjatywą (każda inicjatywa musi być jego własna). Jest wreszcie safanduła i trochę bejdok, nic nie rozumiejący, ale w swojej głupocie aż zabawny. Bejdok istnieje, bo ktoś przecież musi tę jego robotę robić, czemu nie on. Zazwyczaj bejdok bywał już wcześniej na urzędzie. Nieważne, woźnego szkolnego czy dyrektora ośrodka kultury.

Kacyk nie stara się, by władać jak najlepiej. To znaczy, jeśli się uda coś zrobić dobrze, to się nie wstydzi. Ale żeby zaraz z błędu się tłumaczyć? Wycofać? Nie, to nie jego styl. Jeśli coś się schrzaniło, w jakieś wydatki się zapędziło bez korzyści dla rodziny i przyjaciół, trudno. Na przyszłość kacyk będzie uważniejszy.

Kacyk stara się przede wszystkim obsadzić funkcję przewodniczącego rady gminy przez jeszcze – powiedzmy – mniej bystrego niż on sam. Stara się (oczywiście) zgromadzić wokół siebie większą część radnych. Jak to zrobić?

Jednej radnej zatrudni męża w komunalce, a córkę w sekretariacie szkoły, a co! Nie podoba się? To jeszcze zatrudni jej siostrę w bibliotece (albo w opiece społecznej). Zobaczcie, ile możliwości! Aż się prosi, by z nich korzystać. Skoro w Polsce nie ma kontroli, kto z radnych siedzi w kieszeni kacyka, to przecież nie można inaczej. Z kolei na kim polegać, jeśli nie na rodzinie.

Drugiemu radnemu zrobi się drogę całkiem na nowo, latarnią oświeci wjazd do domu, dzieci wyśle na półkolonie nad morze… co tam jeszcze mamy w karcie? Aha, zabierze się frajera na delegację do Grecji czy Gruzji (zrozumiałe, że ani kacyk, ani radny nie znają języka greckiego. Polski zresztą też słabo).

Trzecia radna niczego nie potrzebuje, tylko się grzać w blasku, jaki bije od kacyka. Od tej piszczeli w nozdrzach czy w uchu. Radna polega na kacyku, bo na kimś przecież musi. Najlepiej, jeśli radna zarazem lubi to, co jej kochany kacyk. Na przykład wódeczkę.

Czwarty radny jest uzgodniony z księdzem proboszczem. Parafia to rozumie tak dobrze, że za kacykiem głosuje w ciemno każdy, kto idzie do spowiedzi. To jest dzisiejsza wersja świętych olejów. Osoba kacyka wchodzi w sferę sacrum. Nad głową unosi się obłok, nieważne, kadzidła czy opar z gumna. Nie tylko kacyk, radny też staje się trochę pośrednikiem między tym a tamtym światem. Jedna nóżka tu, druga wręcz przeciwnie. Szeroko, ale da się chyba ustać?

Piąta radna… dopiszcie sami, korzystając z tego, co macie w swojej gminie. To fajna zabawa.

W ten sposób rada ma być maszynką do głosowania. Zostaje po roku-dwóch pozbawiona osobowości. Lub nie ma jej od początku. Wystarczy pozbawić jaj 8 na 15 członków rady. Tych siedmiu, co zostało, może sobie gadać, co chce.

Czasem maszynka się zatnie. Ach, jakie to niestosowne! Wstyd! Co, budżet nie uchwalony? Nie będzie można zaciągać kredytów w ostatnim roku przed wyborami? Jak to? Kto zdradził? Nie-do-pusz-czal-ne! Nie będzie można dzielić zadania na małe cząstki, żeby nie było konieczności przetargu? RIO będzie patrzeć nam na ręce? Ohyda!

Kacyk nie mówi, że to on się skompromitował. Nie, to Gmina została skompromitowana, bo niektórzy radni nie słuchali kacyka. Trzeba będzie znów wzywać trzech radnych, tych, którym da się urwać męskość (nie idzie o płeć, idzie o kasę). Trzeba będzie ich urabiać, prośbą i groźbą. Może uchwałę rady da się jakoś odwołać? Może powrócimy do zgody, to znaczy do sytuacji, w której wicekacyk może obrzucać mniejszość w radzie wyzwiskami, mówić do sołtyski: „pani jest nikim”, a ober-kacyk będzie mógł znów spoglądać dobrotliwie z góry na poddany mu tłumek radnych.

Kacyk nigdy nie zrozumie, że radny nie musi być znawcą w zakresie pytania, które zadaje podczas sesji. Więc kacyk obraża się na każde zadane pytanie. To prawda, niektóre pytania trochę nieprzyjemne, może to jedno było nawet złośliwe, więc kacyk myśli: powinien być zakaz zadawania pytań nieuzgodnionych z kacykiem.

I my to rozumiemy. Dlatego przygotowaliśmy listę pytań, które wolno zadawać. Oto one: jak się pan ma, panie wójcie/burmistrzu/ prezydencie? co będziemy robili podczas Dni …. (wpisz swoją gminę)? czy małżonka zadowolona z wyjazdu? jak pan to robi, że tak o nas dobrze piszą? czy pensja wystarczająca?

Dozwolone są okrzyki: piękny poranek! śliczna imprezka! itp. Można też całować w pierścień, można podejmować pod nogi. Należy się zadumać nad ogromem pracy Miłościwie Panującego.

Jeśli kacyk jest niski, dobrze jest mówić: ale pan się pochyla nad prostym człowiekiem! jeśli wysoki: wszystko pan dostrzega! jeśli gruby: przejdziemy razem przez te drzwi. Jeśli chudy: nie utył pan na samorządowym chlebie. Jest wiele sposobów współżycia z kacykiem.

I tylko jeden jest dobry: patrzeć kutasowi na ręce.