Są na skraju bankructwa. Klęska urodzaju przyniosła im biznesową katastrofę
Wedle szacunków wójta Łącka, Jana Dziedziny na terenie rządzonej przez niego gminy około trzysta pięćdziesiąt gospodarstw żyje wyłącznie z sadownictwa. Ten rok przyniósł temu biznesowi totalną zapaść.
- Najpierw był agrest, którego po prostu nie miał kto skupować. Potem była czarna porzeczka, która już od kilku lat jest w niełasce, bo cena owoców oscyluje na poziomie 40 groszy za kilogram, podczas gdy usługa zbioru kombajnem to 60 groszy za kilo. Potem podobnie było z wiśniami. Ceny śliw, to w ogóle szkoda gadać - opisuje kłopoty sadowników wójt Łącka i opowiada, jak przy okazji służbowej wizyty w Warszawie, ze zdumieniem oglądał, jak na jakimś straganie śliwki były sprzedawane po 4-5 złotych, a na giełdzie w Nowym Sączu nikt nie chciał ich kupować za 50 groszy.- To jakiś kosmos - mówi Dziedzina.
Ale najgorsze, że ten kosmos przeniósł się też na tegoroczne zbiory jabłek. I to wszystko przez klęskę urodzaju, która ceny owocowej chluby Łącka doprowadziła do granic absurdu.
- Najpierw za jabłka przemysłowe płacili w skupie po 20 groszy za kilogram, potem 18, a teraz od dwóch dni 16 groszy, podczas gdy koszt wyprodukowania owoców, nie licząc już pracy, to 40 groszy - kręci głową Jan Dziedzina.- Na razie jeszcze nie zaczął się skup jabłek konsumpcyjnych. Ich cena to teraz wróżenie z fusów, ale już teraz wiadomo, że szału nie będzie - dodaje wójt.
Żyjących z uprawy sadowników czeka bardzo trudny rok i zaciskanie pasa. Bo przecież oprócz codziennych potrzeb, trzeba mieć jeszcze środki na domowe wydatki związane z utrzymaniem rodziny i wyłożyć pieniądze na uprawy w przyszłym roku.
- Mało kto spośród naszych sadowników ma jakieś większe oszczędności, bo w tym biznesie, trzeba inwestować. W ostatnich latach ludzie odmładzali uprawy, kupowali maszyny, wszystko po to, żeby sprostać konkurencji na tym coraz trudniejszym rynku - tłumaczy Dziedzina. Sadowniczym zagłębiem w Polsce są jeszcze Sandomierz i Grójec, gdzie sadownicy ze względu na lepsze niż na Sądecczyźnie gleby, mają korzystniejsze warunki do uprawy i przez to niższe koszty produkcji.
Czytaj też Koniec z leasingiem auta na full wypas. To już nie będzie się tak opłacać
Jabłkowej katastrofie, która dopadła sadowników w całej Polsce, próbuje zaradzić resort rolnictwa,
- Podejmujemy działania, które sprawią, że ta dramatycznie niska cena wynosząca 10, 12, 15 groszy za kilogram pięknych, polskich jabłek nie może być dalej na rynku tolerowana – poinformował minister Jan Krzysztof Ardanowski po rozmowach z przedstawicielami branży sadowniczej.
Zdaniem szefa resortu niskie ceny jabłek dyktują najwięksi przetwórcy, którzy zmonopolizowali rynek. Ceny płacone rolnikom, nie mają żadnego uzasadnienia ekonomicznego i dlatego sadownicy nie mogą pozostać bez pomocy – podkreślił szef resortu.
Czytaj też Co z tymi inwestycjami na Sądecczyźnie? Minister kontra urzędnik z Brukseli
Rząd podjął decyzję o współpracy z prywatnymi firmami, które zagospodarują pół miliona ton jabłek. Od przyszłego tygodnia rozpocznie się skup, a sadownicy otrzymają gwarantowane 25 groszy za kilogram od prywatnych firm. Jabłka zostaną przeznaczone głównie na produkcję koncentratu na eksport.
- Nawet gdyby to było 25 groszy, to i tak nie ocieramy się o pułap przyzwoitości - komentuje rządowe decyzje wójt Łącka - ale zawsze to lepsze od tego, co dzieje się teraz na rynku.
[email protected] fot. archiwum, gov.pl