Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni

Dziedzictwo zaklęte w rękodziele

Pamiętamy o tych co odeszli, a ich osobowość i dar po dzień dzisiejszy znajdują odzwierciedlenie w rzeźbach, obrazach, tkaninach i innych dziełach. Było ich wielu, część żyje nadal dokładając starań by przekazać zamiłowanie do kultury ludowej w młodym pokoleniu.
Przybliżmy tu postać śpiącego już twórcy, który wyróżnił się w naszym Subregionie Sądeckim.
 
Nigdy nie wynosił się nad bliźnich, szczerze szanował drugiego człowieka i żył wedle boskich przykazań, a wiara dawała mu siłę na przetrwanie nawet najcięższych chwil. Ziemia Sądecka była zawsze jego małą ojczyzną. Od młodości zaangażowany był w działalność polityczną na rzecz wsi. To w starej chałupie jego ojca Franciszka, tworzyły się zręby chłopskiego stronnictwa, na długo przed powołaniem partii w Rdziostowie czy Rzeszowie.
W młodości tworzył organizację „wiciowską” i mikołajczykowski PSL. Walczył podczas wojny w szeregach Batalionów Chłopskich.
 
– Podczas wojny w jego rodzinnym domu przechowywany był sztandar ludowy – mówi Kazimierz Ogorzałek z Gminnego Ośrodka Kultury w Kamionce Wielkiej, z którym Bolesław Gieniec długo współpracował. Działalność kulturalna była bowiem największą pasją rodziny Gieńców. Dzięki Franciszkowi i najstarszemu z jego synów - Janowi, w 1910 roku powstała w Mystkowie Orkiestra Dęta. Bolesław grał w niej również na czynelach, był też jej prezesem. Orkiestra Dęta zawsze działała blisko parafii, przyszedł więc taki czas, że niektórym przestało się to podobać.
 
– W czasach komunistycznych była źle widziana przez władzę, groziło nawet, że zostanie zlikwidowana– opowiada Rafał Gieniec, syn Bolesława.
 
– Ojciec wtedy zaproponował, żeby próby odbywały się u nas w domu, po porannej niedzielnej mszy.
Przez trzydzieści lat orkiestra spotykała się u państwa Gieńców, nie tylko na niedzielnych próbach. Nieduże instrumenty każdy nosił ze sobą, ale większe przechowywane były u Gieńców. Po każdym wyjeździe trzeba było instrumenty odwieźć. Przy gościnności gospodarzy trwało to nieraz trochę dłużej.
 
– Dobrze to pamiętam z dzieciństwa. Chłopów sporo, próby z reguły odbywały się w maju, albo w lecie, więc było
duszno, okna w domu pootwierane... A oni grali... Nie da się tego zapomnieć.
 

– Był człowiekiem otwartym, zawsze miał dowcip na końcu języka– wspomina Bolesława Gieńca Kazimierz Ogorzałek.
– Wiódł prym nie tylko w orkiestrze. Nigdy nie był osobą, która siedzi cicho w kącie.
– Człowiek-żywioł, zawsze pełen energii, szczery, otwarty i gościnny. Miał sporo do zrobienia, chciał pozostawić po sobie trwałe rzeczy, stąd pewnie te rzeźby – tak o ojcu mówi Rafał Gieniec.
– Był jak do rany przyłóż, no chyba, że ktoś go mocno zdenerwował. Twardy był, zawzięty czasem
 
Za całokształt swojej twórczości, za społeczną i artystyczną działalność Rada Powiatu Nowosądeckiego przyznała mu tytuł zasłużonego dla Ziemi Sądeckiej.
W 2008 roku na zaproszenie dyrekcji Sądeckiego Parku Etnograficznego wziął udział w II edycji Konkursu Współczesna Rzeźba Ludowa Karpat w Kamieniu.
– Zrobił tam furorę – mówi Zbigniew Wolanin.
– Górale z Beskidu Śląskiego nawet specjalnie później przyjeżdżali, żeby go odwiedzić.
 
Był seniorem wśród artystycznej braci, za szczególny wkład w zachowanie tradycji kultury Karpat został uhonorowany nagrodą specjalną.
 
Bolesław Gieniec nieraz mówił, że nie zamierza umierać, dopóki sobie nagrobka na własną mogiłę nie wyrzeźbi. Nie zdążył, choć może w gruncie rzeczy nawet nie planował. Do rodzinnego grobowca na cmentarzu mystkowskim, przy marszu granym przez Orkiestrę Dętą z Mystkowa, odprowadzała go rodzina, tłum przyjaciół,
znajomych i wszystkich tych, którzy cenili go za to, kim był i jaki był.
 
– A był to rzeczywiście „człowiek-legenda” Mystkowa i okolicy, bardzo zasłużony dla kultury ludowej– tak o Bolesławie Gieńcu mówi Zbigniew Wolanin.
 
– Odszedł wspaniały człowiek i wspaniały artysta ludowy. To naprawdę wielki smutek...