Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 23 kwietnia. Imieniny: Ilony, Jerzego, Wojciecha
23/03/2019 - 07:45

Dobra książka: Romuald Koperski, „Przez Syberię na gapę” (6)

Romuald Koperski zmierzył się z Syberią, nie posiadając odpowiedniego sprzętu, zapasu żywności i pieniędzy. Był w miejscach, które przez większość dziejów ludzkości pozostawały poza zasięgiem człowieczej wyobraźni. Przepłynął pontonem 4500 km!

— Kolacja na stole — usłyszeliśmy głos Wiery stojącej na progu. Aleksy właśnie chciał jeszcze czymś się pochwalić, lecz na wieść o posiłku mruknął tylko jutro i poczłapaliśmy do domu.

Szaniegi, czyli pierogi z mięsem, grzybami i jajkami, draniki — kotlety ziemniaczane oblane gęstą śmietaną, przyrządzone dokładnie wg receptury znanych nam kotletów mielonych, z tą różnicą, że mięso zastąpiły starte na grube paseczki ziemniaki, szczi — kapuśniak na mięsie, twaróg ze śmietaną i czeremszą, czyli solonym dzikim czosnkiem, dzban kompotu z bruśnicy — popularnej na Syberii czerwonej borówki, na deser fioletowa legumina na oleju, przyrządzona z mielonych suszonych owoców czeremchy, czyli czarnego bzu. Najprawdziwsze syberyjskie menu, dymiące i pachnące, stało już na bielutkim wyściełającym stół obrusie.

Wiera i córki zasiadły do stołu ubrane odświętnie, tylko ja i Aleksy w brudnych ciuchach trochę nie pasowaliśmy do tego iście pałacowego akcentu.

Zabraliśmy się za jedzenie. Posilaliśmy się w milczeniu, wszystko było wyśmienite. Mój wygłodniały żołądek pochłaniał porcję za porcją — wszystkiego po trochu. Najbardziej jednak smakowały mi gorące draniki przyprawione na ostro, oblane zimną, gęstą śmietaną. Pomyślałem, że jak szczęśliwie wrócę do Polski, to będę je jadał codziennie na śniadanie... Od czasu do czasu Aleksy rozlewał do kieliszków mocną owocowa nalewkę, sporządzoną z krasnej smorodiny, czyli dzikiej czerwonej porzeczki. Według niego nalewka ta wspaniale działała na siły witalne, a przede wszystkim zapobiegała wszelakim chorobom. Oczywiście — jak kilkakrotnie podkreślał — ułatwiała trawienie...

Kiedy wreszcie skończyliśmy jedzenie, dziewczęta uprzątnęły ze stołu i zgodnie z obyczajem rosyjskim podały czaj, do tego słodkie pszenne bułeczki, oraz nieodzowne przy piciu herbaty warenie, czyli konfitury z różnorakich leśnych owoców. (…).

— Jesteśmy czełdonami, czyli Sybirakami z dziada pradziada. Moi przodkowie to Buriaci, a Wiery — Chakasi. Niewiele jednak nas to różni, ponieważ obie narodowości wywodzą się od wspólnych przodków — Mongołów. Wiera trochę głośniej krzyczy, ale to nie jej wina, tylko jej przodków — żartował Aleksy. — Tak czy inaczej z krwi i kości Sybiracy — dodał.

— W Petrowie mieszkamy od dwudziestu lat.

— Nie, nie w tym domu — żachnął się, gdy spostrzegł, że rozglądam się po pomieszczeniu.

— Najpierw mieszkaliśmy w starym domu, ten buduję od trzech lat, chociaż sam nie wiem jak liczyć czas budowy, ponieważ pracuję przy nim tylko od kwietnia do października, zimę co roku spędzam w tajdze, bo tu w głuszy każdy, kto ma ręce i nogi, poluje — dodał.

— Żyje nam się nieźle, nie narzekamy, ale wiesz — największą satysfakcję mam z tego domu. Konkretnie zaś z faktu, że jest od początku do końca dziełem moich rąk. Rąk, a nie pieniędzy... — podkreślił. (…).

Szczerze jednak przyznam, że dom i całe obejście od początku zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Sam Aleksy również urósł w moich oczach, gdyż pokazał co może zrobić człowiek mający do dyspozycji rosnące w lesie drzewa, siekierę i dwie ręce.

Romuald Koperski „Przez Syberię na gapę”, wydawnictwo Bernardinum

Wybór fragmentów: Bernardinum 






Dziękujemy za przesłanie błędu