Wyścig ze śmiercią. Policjanci ratowali na Zygmuntowskiej kobietę. Jej serce już nie biło
Ktoś zadzwonił po policję, ktoś inny po pogotowie. To policjanci pierwsi zjawili się na miejscu jako pierwsi zjawili i to oni zaczęli reanimować kobietę. Szybko też pojawiła się karetka pogotowia. Ostatecznie akcję serca udało się przywrócić.
- Kobieta jest nieprzytomna, ale na własnym oddechu - mówi rzeczniczka sądeckiego szpitala Agnieszka Zelek. Jest w tej chwili diagnozowana.
Kiedy pojawiliśmy się po kinem kolejarz, dwóch policjantów spisywało meldunek. - Pogotowie zabrało kobietę do szpitala z na powrót bijącym sercem. Dobrze, że przechodnie tak szybko zadzwonili - mówili w rozmowie z Sądeczaninem dwaj policjanci.
Nie wspomnieli o tym, że to oni tak naprawdę uratowali ratowali kobietę. Dowiedzieliśmy się tego od rzeczniczki miejskiej komendy, Iwony Grzebyk - Dulak.
- Dlaczego nie wspomnieli o tym, że to oni jako pierwsi przystąpili do reanimacji? Wykazali się prawdziwym bohaterstwem
- Tacy właśnie są policjanci - mówi rzeczniczka. - Oni po prostu uważają, że ratowanie ludzkiego życia to ich praca.
Dzięki tej "zwykłej pracy" Kobieta nie umarła na chodniku.Kiedy serce przestaje bić i nikt nie podejmie reanimacji, człowiek umiera w ciągu czterech minut.
Jmik, fot. J.M