Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
08/09/2017 - 11:25

Przez grad i pogodową huśtawkę plony mogą spaść o 40 procent

Rozmawiamy z Dariuszem Szewczykiem, prezesem zarządu Sadowniczego Zakładu Doświadczalnego Instytutu Ogrodnictwa Brzezna sp. z o.o.


Panie dyrektorze, skąd wokół nas tyle nieużytków? 

- Nie ma popytu, nie ma podaży. Zwłaszcza w kwestii leżących odłogiem łąk wiąże się to kwotami mlecznymi, które doprowadziły mikrohodowle praktycznie do upadku - nie opłaca się już dziś hodować dwóch, trzech krów lub kilku owiec, stąd tak małe zainteresowanie niewielkimi obszarami łąk, rosnącą na nich trawą i pozyskiwanym sianem. 

Dlaczego ludzie pozbywali się małych stad?  
- Ponieważ nie mieli komu sprzedać mleka. Producenci przetworów mlecznych nie byli zainteresowani odbieraniem ze sporej czasem odległości niewielkich, po 50-100 litrów, ilości mleka. Zbyt kosztowny był transport, racjonalniej było współpracować z rolnikiem, który miał kilkaset sztuk krów, automatyczne dojenie, schładzanie na miejscu… Wpływa na to wiele czynników. Dla rolnika pozostawianie ziemi odłogiem to jednak bardzo niekomfortowa sytuacja. 

Przy naszym ukształtowaniu terenu część pól można chyba wykorzystać jedynie w roli pastwisk? 
- Tereny podgórskie, zwłaszcza te, przed skalistymi górami, to tradycyjnie łąki, które były wypasane dużymi stadami owiec. Proszę jednak zauważyć jaką mamy populację owiec; to jedynie skromna cześć tego, co pamiętamy sprzed lat. Kiedyś sam widziałem owce z Podhala jadące pociągiem w Bieszczady, bo tam było więcej trawy. 

Jak ocenia pan mijający sezon? 
- Sezon, ze względu na ogromne skoki temperatur zimą i wczesną wiosną był bardzo specyficzny. Zdarzały się huśtawki od -20 stopni do kilkunastu stopni Celsjusza na plusie. Nie wszystkie uprawy to przetrwały, straty, moim zdaniem były bardzo duże. Trudno szacować to generalnie, bo ukształtowanie terenu Sądecczyzny sprawia, że inaczej jest w każdej gminie, ale oceniałbym, że plony mogą być niższe nawet o 40 procent, choćby w obszarze roślin jagodowych. Tak samo działo się z jabłoniami, gruszami, wiśni nie było prawie wcale, znacznie mniej czereśni. 

A jak to wpłynęło na ceny? 
Ceny wzrosły, ale i tak nie nadążają za stratami, nie zrekompensują tego, co rolnik czy sadownik straci w porównaniu z urodzajnym rokiem. Niestety, ekstremalne zjawiska pogodowe przestają już być ekstremalne. 6-7 lat temu zaczęliśmy eksperymenty z siatkami przeciwgradowymi, podejmując współpracę z firmą, która zamontowała nam siatki na kilku hektarach. I przez pięć lat, na które opiewała umowa, gradu nie było wcale. Przyszedł w szóstym roku i siódmym, gdy już skończyła się umowa. Brzmi to jak anegdota, ale pokazuje najlepiej, że coś, co kiedyś przydarzało się bardzo rzadko, teraz jest już niemal codziennością.  

Słyszałem, że nie każdy sadownik ma wolną rękę przy doborze środków ochrony roślin. Na czym polega to ograniczenie? 
- Unia Europejska od kilku lat wycofuje nam coraz więcej środków ochrony roślin. To, co było skuteczne, ale jest zakazane, nie może być już stosowane przez sadownika, który prowadzi zintegrowaną produkcję owoców i musi rejestrować każdy zabieg agrotechniczny. Tylko ci rolnicy, którzy produkują na własne potrzeby handlowe, prosto do klienta, nie muszą wykazywać tych zabiegów. Oni mogą pozyskiwać środki ochrony roślin na własną rękę, choćby z niewiadomych źródeł.

Rozmawiał Tomasz Kowalski







Dziękujemy za przesłanie błędu