Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
06/03/2018 - 09:00

Jak mieć dziewięcioro dzieci, nie zwariować i pogonić dziennikarzy z programu „Zamiana żon"

Mówią o sobie z humorem, że w sklepie sprawiają takie wrażenie, jakby szykowali się na przyjście jakiegoś kataklizmu. A to po prostu zwykłe zakupy rodziny z dziewięciorgiem dzieci. To „nienormalne”? Dawno machnęli ręką na tych, którym nie mieści się w głowie, że ktoś zwyczajnie jest otwarty na życie i cały bezmiar szczęścia

Maciek szczerze przyznaje, że są rzeczy, z którymi sobie kompletnie nie radzi. O rozpacz przyprawia go ubieranie młodszych córek. Gubi się w sukienkach, koszulkach, rajstopkach i nie ma pojęcia, które ubranie, należy, do której z dziewczynek, a jeszcze - opowiada -zdarza się, że małe, jak to kobiety, stroją fochy, bo na przykład kolor im nie pasuje. A czesanie włosów… warkoczyki, kucyki, to już sobie zupełnie odpuszcza i zdaje się na panie z przedszkola lub na starsze córki.

- Kiedy żona poszła do szpitala rodzić kolejne dziecko, załamałem się przy zmywaniu naczyń. Przyszedł do mnie kolega, a ja mu mówię: chłopie, przecież ja dziś od tego zlewu nie odejdę. On mówi, dobra, jutro będziesz miał zmywarkę. Załatwił ją dla nas za grosze.

- Ludzie w ogóle mają wielkie serca - dodaje Aneta. - Czasem bywało ciężko. I choć nie prosiliśmy o pomoc, w domu pojawiają się różne sprzęty. To, co dla innych może być fanaberią, tak jak na przykład suszarka do prania, dla nas, przy takiej ilości dzieci i fury prania, jest koniecznością.

Od Ciszewskich trudno usłyszeć słowa skargi. Wolą opowiadać o radościach płynących z dużej rodziny, choć przyznają, że czasem z pieniędzmi bywało krucho.

- Dzięki Bogu teraz sobie radzimy i jesteśmy w lepszej sytuacji finansowej, co ma przede wszystkim związek z rynkiem pracy - mówi Maciek. - Kilka lat temu o zatrudnienie było trudniej, czasem praca była, czasem nie. Dzisiaj jest z tym na pewno dużo lepiej, a ja mam większe zawodowe doświadczenie, co pozwala na wygenerowanie większego dochodu.

Małżonkowie przyznają, że finansowym wsparciem dla rodziny są pieniądze z programu 500 plus, choć jak mówią, jest im przykro, że niektórzy im te pieniądze wypominają.

- Niestety, zdarzają się takie sytuacje, że kiedy idziemy z dziećmi, z których jesteśmy tacy dumni, ludzie otwarcie potrafią przeliczać, ile tych pieniędzy dostajemy. A przecież cała nasza dziewiątka urodziła się przed wdrożeniem przez rząd tego programu i też sobie radziliśmy. Też posyłaliśmy nasze dzieci na dodatkowe zajęcia, choć wiązało się to z naszej strony z dużym wysiłkiem. Wychodzimy z założenia, że dzieci muszą mieć zorganizowany czas, bo jak mają go za dużo to, niestety głupota bierze górę. Ale dawaliśmy radę. Teraz już nie musimy się o to martwić. Te pieniądze przeznaczamy na rozwijanie pasji naszych pociech.

Ciszewscy z dziewiątką dzieci mieszkają w bloku na jednym z sądeckich osiedli. Mają pięć pokoi, które wraz z kuchnią i łazienką liczą nieco ponad 70 metrów kwadratowych. To nie dużo, jak na tak liczną rodzinę, ale wszystko jest zaplanowane tak, żeby każdy miał swój osobny kącik. Przy tym ścisku do Ciszewskich chętnie zaglądają dzieci z sąsiedztwa, które lubią przychodzić do gwarnego zawsze domu, gdzie na dodatek zawsze jest coś smacznego do jedzenia. Przez te liczną, dziecięca gromadę dochodzi czasem do zabawnych sytuacji.

- Kiedyś zrobiłam całą furę naleśników, które wcinały nasze dzieci i te, które przyszły do nas w odwiedziny. Mąż wraca z pracy, łapie za głowę córeczkę sąsiadki z góry, podobną do naszej Basi, z takimi kręconymi loczkami i zdumiony do mnie mówi: Aneta, ale to chyba nie nasze - śmieje się Ciszewska.

Tych rodzinnych anegdot jest więcej. Zabawne sytuacje rodzi duża rozpiętość wiekowa i nieporozumienia wynikające z różnego rozumienia pewnych sformułowań.

- Kiedyś mieli przyjść do nas znajomi. Na stole były poukładane filiżanki i ciastka. Dzieci, jak to dzieci, przypuściły szturm, ale ja mówię, zaraz … to są ciastka do kawy. Nie minęła chwila, wszystkie ciastka nasza Iga wrzuciła do kubków… no, bo do kawy były.

W tych opowieściach Anety i Maćka pełno jest nie tylko radości z rodzinnego szczęścia, ale  też  przekonania, że ta wielodzietność to najlepsze przygotowanie w start w dorosłe życie. Od psychologów często można usłyszeć, że w rodzinach wielodzietnych dzieci wspierają się wzajemnie, więcej ze sobą rozmawiają.

 - Łatwiej budują swoją tożsamość, odrębność i niepowtarzalność, wierność zasadom wyznawanym w rodzinie, a także tym, które same tworzą - mówi psycholog Jadwiga Kownacka - W licznej gromadzie dzieci uczą się rywalizacji, konkurowania o uwagę rodziców, rodzeństwa, a także umiejętności kierowania na siebie uwagi. - Tym sposobem nauczą się rozmawiać o swoich emocjach, wyrażać uczucia - tej możliwości często pozbawieni są jedynacy, ponieważ ich potrzeby zazwyczaj zaspokajane są z wyprzedzeniem.

Z tymi stwierdzeniami Ciszewscy w pełni się zgadzają.

- Widzę to po moich dorosłych już synach. Co prawda z domu jeszcze nie wyszli, ale potrafią już sami sobie zarobić sobie pieniądze. Pozostałe dzieci świetnie potrafią się sobą zaopiekować.  Te najmłodsze, szybko stają się samodzielne - mówi Maciek. - `Kiedy zaprowadzam nasze maluchy do przedszkolaka, same ściągają buty i odkładają kurtki. Inne dzieci najczęściej ubierają rodzice i babcie. Kiedy byłem na studiach, miałem mieszkających na wsi kolegów z rodzin wielodzietnych. Oni wiedzieli, że trzeba się uczyć, że zdobywanie wiedzy to jest ich przepustka do lepszego świata. Mieli w sobie więcej determinacji, przeciwieństwie do jedynaków, między innymi do mnie.

To, co dla Ciszewskim jest radością i powodem do dumy, dla innych jest łamaniem głęboko zakorzenionych stereotypów.

 – Przeciętnemu pseudointeligentowi wydaje się, że dużo dzieci może mieć tylko zacofany chłop albo ciemny robotnik, na którego on, inteligent z jednym dzieckiem, powinien spoglądać z poczuciem wyższości - mówi psycholog Jadwiga Kownacka. - A kto ich pani tyle zrobił? Nie umiecie się zabezpieczyć? To wpadka? Takie pytania dla wielodzietnych rodzin to niemal norma. Podobnie jak z trudem ukrywane zdumienie na wieść o kolejnym potomku czy rzucany ukradkiem epitet „dzieciorób” - mówi psycholog.

Ciszewscy przyznają, że czasem spotykają się z tego rodzaju przykrymi uwagami.

- Na szczęście nie zdarza się to często, a jeśli już, to tego rodzaju uwagi słyszę od niezbyt trzeźwych panów wysiadujących pod osiedlowym sklepem. To są oczywiście przykre sytuacje, ale bywają też sytuacje kuriozalne.

Aneta opowiada z oburzeniem, jak zadzwoniła do niej dziennikarka  z jednej z telewizyjnych stacji komercyjnych i zaproponowała, żeby wzięli udział w reality show. Formuła programu zakłada, że domownicy z dwóch skrajnie różniących się od siebie rodzin na jakiś czas zamienią się żonami.

- Po prostu nie mogłam uwierzyć, że ktoś może mieć tak niedorzeczne pomysły. Przecież to eksperymentowanie na żywym organizmie jakim jest rodzina, na potrzeby  taniej rozrywki. Czy nikt nie zastanawia się  nad delikatną dziecięcą psychiką. Czy nikt nie mysli o tym, jakie to może mieć konsekwencje? Kiedy o tym wszystkim powiedziałam, dziennikarka kompletnie nie mogła zrozumieć, o co chodzi. I powtarzała w kółko: przecież będziecie w telewizji i dostaniecie za to pieniądze.

- Dla nas to był po prostu absurd i kompletne niezrozumienie tego, że nie jesteśmy jakąś  egzotyką, tylko zwykła kochająca się rodziną - mówi Maciek.  No cóż, nie jest łatwo mieć dziewięcioro dzieci w czasach, gdy wzorcowy model rodziny to zazwyczaj dwa plus dwa, coraz częściej dwa plus jeden. a przeciec dziecko jest dla nas wielki darem. Fragment małżeńskiej przysięgi mówi o przyjmowaniu dzieci, które daje Bóg. My to po pro prostu traktujemy poważnie i nie przejmujemy się tymi, którzy uważają, że to „nienormalne. Po prostu są tacy, którym po prostu nie mieści się w głowie, że ktoś zwyczajnie może chcieć mieć tak liczna rodzinę. Dawno machnęliśmy na to ręką. Dla nas to wielkie szczęście.

[email protected] fot. ilustracyjne (Imiona i nazwisko bohaterów artykułu zostały zmienione)







Dziękujemy za przesłanie błędu