Musieli się ratować … czapkami i rękawiczkami
Fani pieszej turystyki turyści z sądeckiego PTT wyprawili się w Niżne Tatry na Słowacji. Celem wyprawy było wyjście na Kralovą Holę - najwyższy szczyt wschodniej części tych gór o wysokości 1946 m n.p.m.
- Królewska Hala, jak brzmi polska nazwa szczytu, jest obok tatrzańskiego Krywania drugą narodową górą Słowaków, o której krąży wiele legend i opowieści. To z jej zboczy wypływa Wag - największa rzeka naszych południowych sąsiadów - relacjonuje Zbigniew Smajdor z PTT.
Charakterystycznym elementem szczytu jest wysoki maszt nadajnika telewizyjnego wraz z potężną bryłą budynku maszynowni, widoczny z bardzo daleka. Królewska Hala słynie z doskonałej dookolnej panoramy sięgającej przy dobrej pogodzie 50 – 60 km.
- Wędrówkę rozpoczęliśmy w miejscowości Szumiac. Wyjście na szczyt zajęło nam prawie trzy godziny. Mieliśmy to szczęście, że widoczność była znakomita. Jedynym utrudnieniem był bardzo silny wiatr na grani i temperatura zaledwie kilku stopni powyżej zera. Każdy był jednak na takie warunki przygotowany i w plecaku znalazła się ciepła czapka oraz rękawiczki.
Mimo ciepłego ubrania niska temperatura dała sądeczanom popalić. Bezcenne okazało się ciaśniutkie, ciepłe pomieszczenie w budynku nadajnika TV o wymiarach dwa na dwa metry, w którym ogrzała się niemal cała nasza ponad trzydziestoosobowa grupa.
- Fragment grani od Królewskiej Hali po Andrejcową , który przemierzyliśmy, jest bez wątpienia najciekawszy w całym paśmie - opowiada Zbigniew Smajdor.- Rozległe łąki przyozdobione ciekawymi formacjami skalnymi i niczym nieograniczone widoki na okoliczne pasma górskie uczestnicy wycieczki zapamiętają na długo.
Pierwszy dzień wędrówki turyści z sądeckiego PTT zakończyliśmy w Pohoreli. W kolejnym powędrowali od Przełęczy Besnik na pograniczu Niżnych Tatr i Słowackiego Raju.
Trasa bez wybitnych szczytów,może mniej oblegana przez turystów, ale równie ciekawa i malownicza. Intrygowała nas nazwa celu,który sobie obraliśmy, o nazwie Cudenisko. Tłumaczyliśmy go sobie jako „Cudeńko” i mimo, że leży poza szlakiem chcieliśmy koniecznie go odnaleźć. Trochę trudu nas to kosztowało, ale dla tych widoków warto było - relacjonują turyści.
Zwieńczeniem naszego dwudniowego pobytu w Niżnych Tatrach było zejściew okolice Dobszyńskiej Lodowej Jaskini, która w 2000 roku, w 130 rocznicę odkrycia, została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Niestety ograniczenia czasowe nie pozwoliły na jej zwiedzanie. (ami) Fot.: PTT