Brat staje się zdrajcą. Ukochany wrogiem. Ona musi odnaleźć siłę, by stawić czoło wojnie.
(...)
– Marta Slowik – odparła, bo do tej pory się nie przedstawiła. – Po prostu Marta – dodała po chwili. – I tak, bardzo chciałabym mieć. Ale może kiedyś. Na razie kurs nie ma sensu, chociaż spełniam wszystkie kryteria. Nie podlegam nałogom, nie posiadam wad organicznych i jakiś czas temu skończyłam 18 lat.
Sama nie wiedziała, dlaczego zależało jej, żeby wiedział, że jest już pełnoletnia. Że nie ma do czynienia z podlotkiem.
– Cóż, ja 18 lat skończyłem cztery lata temu i od ponad trzech jestem szczęśliwcem, który może sam prowadzić samochód. – On najwyraźniej też poczuł potrzebę poinformowania jej, ile ma lat.
Może po to, żebym nie pomyślała, że jest sporo starszy, przemknęło Marcie przez głowę.
– A skoro już o tym mowa, dasz się zaprosić na przejażdżkę? – Pytanie Romana nieco ją zaskoczyło.
Odsunęła się kilka kroków. Znowu zerknęła w stronę Zosi, która akurat tańczyła z innym młodym człowiekiem. Miała swoje obawy. Co innego niezobowiązująca pogawędka, a co innego jazda w nocy z nieznajomym. Roman zauważył jej wahanie.
– Wiem, że typki spod ciemnej gwiazdy zawsze zapewniają, że nie ma się czego bać, więc nie będę zapewniać i namawiać, tylko poproszę o możliwość spotkania w innym terminie. Mam zamiar zostać tu jeszcze jakiś czas. Czy, powiedzmy, pojutrze, kiedy już wszyscy odpoczniemy po sylwestrowej nocy i odeśpimy swoje, dasz się namówić na spotkanie?
Wybuchy petard i sztucznych ogni zagłuszyły odpowiedź Marty. Spojrzeli w niebo, które rozbłysło kolorami żółci, czerwieni i bieli. Marta patrzyła na ten spektakl, bijąc się z myślami, czy powinna odmówić, czy zaszaleć i zgodzić się na propozycję.
Co jakiś czas zerkała w jego kierunku. Roman uważnie obserwował niebo, ale Slowikówna była pewna, że to wcale nie sztuczne ognie są w orbicie jego zainteresowań. Od tych myśli wreszcie zrobiło się jej ciepło. Wręcz gorąco. Najlepiej zdjęłaby płaszcz, ponieważ czuła, jak płoną jej policzki, a serce wali jak oszalałe. (...)