Czy „Solidarność” zawiodła?
Normalizacja
Czy „Solidarność” zawiodła? W końcu 1981 roku Polacy byli zmęczeni nieustannym konfliktem, łoskotem agresywnej propagandy, zręcznie rozniecaną obawą przed rozlewem krwi, ale przede wszystkim rosnącymi trudnościami codziennego życia, kłopotami ze zdobyciem już nawet nie mięsa czy produktów dla dzieci, ale nawet chleba czy ziemniaków. Liderzy Związku zlekceważyli ostrzeżenia i w większości dali się zamknąć w ośrodkach dla internowanych, zabrakło więc przywódców mobilizujących do oporu. Znaczna część wielomilionowej rzeszy członków „Solidarności” zbyt łatwo dała się zastraszyć i nie podjęła nawet próby przeciwstawienia się zbrojnej akcji reżimu. Tysiące zakładów pracy nie zdobyło się nawet na jednodniowy strajk, w licznych województwach bezpieka nie odnotowała nawet jednego, choćby symbolicznego protestu. Tymczasem reżim najbardziej obawiał się nie izolowanych od siebie strajków, ale ulicznych demonstracji, które mogłyby doprowadzić do walk ulicznych, a te z kolei do opowiedzenia się części żołnierzy czy nawet milicjantów po stronie protestujących.
Kilka tysięcy zakładowych działaczy już w pierwszych dniach stanu wojennego podpisało tzw. lojalki, czyli zobowiązania do rezygnacji z dotychczasowej aktywności. Pojawiły się też pierwsze deklaracje zdrady, składane przed kamerami telewizji. Gdy jedni ujawniali tylko swoje wcześniejsze związki z bezpieką, inni – jak Marek Brunne, rzecznik prasowy Komisji Krajowej, czy Jan Kułaj, przewodniczący rolniczej „Solidarności” – mieli nadzieję na odegranie ważnej roli politycznej u boku umundurowanych zwycięzców. Początkowo władze stanu wojennego rzeczywiście brały pod uwagę odbudowę „apolitycznego” związku zawodowego, na czele z tymi działaczami, którzy zgodziliby się firmować „Solidarność” bez „elementów antysocjalistycznych”. Wałęsa, namawiany do zdrady m.in. przez ks. Alojzego Orszulika, kierownika Biura Prasowego Episkopatu, który w pierwszych tygodniach uwięzienia odwiedzał go regularnie, postawił warunki, które dla reżimu były nie do przyjęcia (m.in. udział w ewentualnych rozmowach internowanych członków Komisji Krajowej). Ale operacja, która w dokumentach bezpieki miała kryptonim „Renesans” nie doszła do skutku, bo w opinii Jaruzelskiego stosunkowo łatwo odniesione zwycięstwo przekreślało potrzebę tworzenia atrapy „Solidarności”.
Ryszard Terlecki, Polska w niewoli 1945-1989, wydawnictwo AA, 2015