Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
18/02/2022 - 20:45

Ogromny boleń, sum czy może sandacz?

Kiedy wybieramy się na ryby zawsze towarzyszy nam pewna dawka emocji. Nad wodą wiele może nas zaskoczyć. Każdy wie jak duże zdziwienie sprawia złowienie szczupaka na leszczowym przyponie lub zacięcie suma na białe robaczki.

Kiedy wybieramy się na ryby zawsze towarzyszy nam pewna dawka emocji. Nad wodą wiele może nas zaskoczyć.
Wybieramy najlepszą, sądecką cukiernię 2022 roku

W tym sporcie, podobnie jak w życiu, zawsze może nas coś zaskoczyć i to jest właśnie jeden z atutów naszej pasji. Jeżeli nie łowimy pod lodem, to nawet poza sezonem możemy snuć plany na przyszły sezon, kompletować sprzęt lub wspominać piękne chwile nad wodą przy kubku gorącej herbaty w chłodne zimowe wieczory. Nasuwa się tutaj jedno z wspomnień z wiosennych połowów zeszłego roku, które śmiało mógłbym nazwać przygodą lub rybą życia.

Pewnego dość chłodnego kwietniowego dnia wybrałem się na białą rybę na swoją rzeczną narwiańską miejscówkę. Byłem jedynym wędkarzem w okolicy zapewne ze względu na pogodę i nie weekendowy termin wypadu.

Ładnie brały gruntowe płocie, krąpie i jazie. W pewnym momencie na jednej z wędek dostrzegłem mocne szarpnięcie i zobaczyłem jak ugina się w pałąk, a żyłka w błyskawicznym tempie wywija się na dobrze wyregulowanym hamulcu. Pełen emocji podbiegłem do wędki. Na tym miejscu nigdy wcześniej takiego brania nie doświadczyłem.

Po długim odjeździe na hamulcu i wyciągnięciu sporego zapasu żyłki próbowałem zastopować rybę, by z nią powalczyć, ale prawdę mówiąc niewiele mogłem zrobić. Była tak silna, że targała wędką przy zatrzymanym hamulcu i bałem się o zerwanie dość delikatnego leszczowego zestawu.

Po kilku nieudanych próbach przeciwnik dał jednak na chwilę za wygraną. Udało się wykonać kilka skrętów korbką, potem na chwilę musiałem odpuścić i tak w kółko. Po pewnym czasie dość nierównej walki z dużym oporem udało się podprowadzić rybę w kierunku brzegu. Byłem przekonany, że do tej pory nie spotkałem takiego okazu, a łowiłem przecież ponad 10 kg karpie, które poddawały się dużo wcześniej.

Główkowałem, co to za sztuka, ale prawdę mówiąc nie miałem pomysłów. Na myśl przychodził mi jedynie sum. Słyszałem opowieści o kilkudziesięciokilogramowych sztukach spotykanych w okolicach. Podobno po zacięciu ogromnego suma jeden z wędkarzy był wręcz holowany z łodzią na dużą odległość.

Każdy wie jak duże zdziwienie sprawia złowienie szczupaka na leszczowym przyponie lub zacięcie suma na białe robaczki.

Po chwili dostrzegłem płetwę grzbietową tego monstrum. Była wielka, przypominająca wielkością dłoń dorosłego człowieka. Oniemiałem. Ryba dawała się prowadzić i podchodziła do góry. Czyżby przeciwnik był już zmęczony i dawał za wygraną?

Kiedy wyczuła płytszą wodę przybrzeżną i nabrała sił, z dwukrotną werwą uderzyła jednak w nurt, ciągnąc żyłkę z takim impetem, że zastanawiałem się czy starczy jej na szpuli. Kiedy ryba ustawiła się pod prąd, próbowałem ją ponownie podholować, ale nie było to wcale łatwe, bo odeszła daleko i ciągle nie dawała za wygraną.

Ostatnim momentem, kiedy ją widziałem było coś, co wyglądało na szarpanie na boki pyskiem na napiętej żyłce, a co skończyło się niestety wypięciem, choć nie zerwaniem haka. Do dziś nie wiem czy był to ogromny boleń, sum czy może sandacz. 

Opowiedziałem o swojej przygodzie miejscowym wędkarzom. Po kolejnej wizycie na miejscówce brzegi były wykoszone kosą i wdeptane jakby przeleciało przez nie stado koni. Coś było na rzeczy. Jakiś czas później w tym samym miejscu złowiono metrowego sandacza.

Po rybie pozostały jedynie wspomnienia. Rzadko się dzisiaj zdarza w naszych wodach, że ryba nie daje nam zbyt wiele szans na pokonanie. Dlatego wspomnienia te pozostaną na długo i cieszę się, że mogę się nimi podzielić z innymi wędkarzami - czytelnikami kącika. (PW)







Dziękujemy za przesłanie błędu