Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
01/04/2020 - 15:15

Jak prezes Fakro Ryszard Florek prowadzi duży biznes w czasach wielkiej zarazy

Ponad dwa tysiące pracowników, zatrudnionych tylko w Nowym Sączu i gwałtownie rozprzestrzeniająca się epidemia. Część załogi nie pracuje, co oznacza mniejszą efektywność, spadek produkcji i mniejszy przychód. Jak w takiej sytuacji prowadzić biznes w wielkim przedsiębiorstwie? Z jednej strony trzeba się wywiązać ze zobowiązań wobec kontrahentów, z drugiej zadbać o bezpieczeństwo ludzi. Z takimi problemami zmaga się teraz Ryszard Florek, prezes i współwłaściciel Fakro, jednej z największych firm w Nowym Sączu.

A kiedy w Chinach wybuchła epidemia, a u nas panika, zostaliśmy z niczym, bo Chińczycy musieli przede wszystkim ratować siebie. Eksport dla całej Europy został wstrzymany.
-
Ta historia ma ciąg dalszy. Chińczycy opanowali u siebie epidemię, zwiększyli moce produkcyjne i znowu zaczynają sprzedawać Europie maseczki, tylko po cenie trzykrotnie wyższej. I świetnie na tym zarabiają. Dodatkowo nie chcą nam sprzedawać surowego materiału, tylko gotowe produkty.

To dowodzi, że wolny rynek w przypadku zawirowań przestaje działać, a liczą się narodowe interesy?
- -
Właśnie tak. I byłoby dobrze, żeby ten kryzys wywołał jakąś refleksję w umysłach polskich obywateli i rządzących. Może to obudzi świadomość tego, że jednak warto za polski produkt,  wytworzony w kraju, zapłacić więcej niż za ten tańszy, zagraniczny, nie tylko po to, żeby był w magazynach na czas kryzysu, ale również po to, żeby pieniądze nie wypływały z kraju. Wtedy nasza gospodarka będzie się szybciej rozwijała. Niestety to jest coś, czego należy uczyć jak ekologii. Ciężko to w prosty sposób wytłumaczyć zwykłemu konsumentowi.

W tym co pan mówi jest wiele racji, ale nie sposób uniknąć globalizacji. Nikt w tym systemie naczyń połączonych, jakim jest gospodarka, nie może być samowystarczalny. To po prostu niemożliwe.
-
Oczywiście pewna globalizacja gospodarki musi być, bo dzięki temu produkty są bardziej dostępne, firmy zyskują szansę na większą specjalizację i osiągnięcie efektu skali. Poza tym globalna wymiana sprzyja większej konkurencji na rynku. Chodzi jednak o to, aby ta konkurencja była uczciwa. I trzeba mieć zawsze z tyłu głowy myśl, że dla mnie, jako Polaka, produkt wytworzony w Polsce ma większą wartość niż produkt z importu.

Na razie trzeba szybko gasić pożar. Pierwszymi ofiarami koronawirusa stały się małe i średnie przedsiębiorstwa. Ten pożar próbuje gasić rząd. Jak pan ocenia specustawę określoną mianem tarczy antykryzysowej?
-
Trudno mi się na ten temat wypowiadać, bo słyszałem o tym tylko z mediów. Na pewno nie podoba mi się to, że w specustawie jest mowa tylko o małych i średnich przedsiębiorstwach. Nie ma w niej mowy o dużych firmach. Tymczasem, jeśli w kłopoty wpadają duże firmy, to te małe tracą zlecenia.

I znowu wracamy do systemu naczyń połączonych.
-
W Fundacji Pomyśl o Przyszłości, która zajmuje się propagowaniem wiedzy ekonomicznej, stworzyliśmy pojęcie biznesu aortowego i biznesu wtórnego. W biznesie aortowym, który napędza gospodarkę, są duże firmy, w biznesie wtórnym, te mniejsze, żyjące poniekąd z biznesu aortowego. Na przykład wokół firmy Fakro jest około pół tysiąca mniejszych firm, zatrudniających od dwóch do pięciu osób, które są naszymi kooperantami czy dostawcami. Jeśli my mamy problemy, oni także. Małe firmy nie będą w stanie funkcjonować bez tych dużych. Myślę, że ta decyzja jest bardziej polityczna niż gospodarcza, bo więcej jest małych firm niż dużych. W ten sposób można osiągnąć lepszy efekt społeczny.

To ze strony rządu populizm, krótkowzroczność?
-
Rząd powinien zadbać o to, by koszty kryzysu ponosili po równo wszyscy, bo będzie to najbardziej sprawiedliwe. Jestem wielkim przeciwnikiem subwencjonowania i rozdawania pieniędzy. Prawda jest taka, że jeśli państwo da mi sześćset złotych, to musi mi odebrać tysiąc,  bo czterysta złotych potrzeba na całą procedurę dawania i zabierania. Dlatego lepsze są tanie i szybkie kredyty.

A może najlepsze w tej trudnej dla wszystkich sytuacji są podatkowe ulgi?
-
Zdecydowanie. Korzystniejsze są zwolnienia z ZUS-u, z podatku od nieruchomości czy płacenia PIT-u, bo jeśli chodzi o CIT,  to jeżeli firma ma straty, podatku nie płaci.  W ten sposób można to najłatwiej i najkorzystniej rozwiązać i do tego prawie bezkosztowo. Jeśli komuś spadły obroty o dziesięć procent, mógłby dostać dziesięć procent ulgi. Ale jeżeli komuś obroty spadły o sto procent,  to nie zapłaci podatków i ZUS-u, a na wynagrodzenia dla pracowników zaciągnie długoterminowy kredyt. Ważne jest też, aby ulgi w Polsce nie odbiegały od tych wprowadzonych w innych krajach i  aby były zachowane warunki uczciwej konkurencji. Jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań. Gwarancje dopłaty, rekompensaty, skutkują potem tonięciem w kłopotach kontrolnych, sądowych i nadużyciach.

Można mieć tylko nadzieję, że ten czarny scenariusz się nie ziści.

[email protected]







Dziękujemy za przesłanie błędu