A już miała być legalna. Dlaczego polityczna cisza zapadła nad łącką śliwowicą?
Dlaczego Sejm ustawy jak dotąd nie przegłosował? Jako członek komisji Rozwoju Wsi i Rolnictwa na pewno wie pan co w trawie piszczy. Dlaczego ciągle nie udaje się zalegalizować produkcji naszej łąckiej śliwowicy?
-Projekt jest gotowy, już opracowany, ale nie ma woli politycznej, żeby nad nim pracować.
A konkretnie? Co to znaczy, że nie ma politycznej woli? Kto jej tak naprawdę nie ma?
-Przede wszystkim Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Ostrożnie do takiego rozwiązania podchodzi też ministerstwo zdrowia, a z kolei ministerstwo finansów twierdzi, że jak śliwowica zostanie wprowadzona do legalnego obiegu, to rozszczelni się cały system z akcyzą.
Chodzi o to, że pojawią się roszczenia innych producentów tego typu alkoholi?
- Tak, ale to jedna rzecz. Druga to wspólny unijny rynek. Może to doprowadzić do takiej sytuacji, że w Polsce zacznie się pojawiać półlegalny alkohol ze Słowacji czy Bałkanów, gdzie taka produkcja jest uregulowana inaczej niż u nas. To tak naprawdę problem niszowy, który dotyczy niewielkiego terenu w naszym kraju. Przeciwnicy legalnej produkcji łąckiej śliwowicy obawiają się też, że po wprowadzeniu korzystnego dla naszych sadowników rozwiązania, produkcja trunku rozleje się na całą Polskę. Resort finansów i ministerstwo zdrowia chcą, żeby rolnik dostarczał do gorzelni tylko owoce, z których to zakład produkowałby trunek.
Domyślam się, że sadownikom taki pomysł się nie podoba. Ktoś robiłby ich trunek, a przecież każdy ma swoją recepturę.
-Tak właśnie jest, ale naprawdę cała ta kwestia schodzi na dalszy plan przez pandemię. Na razie to jest ciągle na zasadzie „dobrze zajmiemy się tym”, jednak bez błogosławieństwa resortu finansów i zdrowia oraz agencji od rozwiązywania problemów alkoholowych nie uda się sprawy ustawy doprowadzić do końca. Ta droga ciągle prowadzi pod górę.
Przyzna pan, że sytuacja jest kuriozalna, bo alkohol jest w obiegu, pojawia się nawet na różnych oficjalnych imprezach w całym naszym regionie. I wszyscy się nią zachwycają nielegalnie, bo trunek tkwi w alkoholowym podziemiu.
-I taka właśnie była argumentacja, żeby wreszcie przyjąć regulującą to ustawę. Lepiej, żeby produkcja łąckiej była legalna i pod kontrolą niż nielegalna.
Czyli w dalszym ciągu mamy stan zawieszenia.
- To ja w dużej mierze zajmowałem się projektem ustawy. Dokument był konsultowany z ministerstwem finansów i resortem zdrowia. Istnieje możliwość obniżenia akcyzy o pięćdziesiąt procent, bo dopuszczają to przepisy unijne. Natomiast teraz, poza pandemią, ważniejszy jest plan odbudowy dla Polski.
Może i śliwowica łącka zmieściłaby się w Nowym Ładzie?
- Jak wyjdziemy z pandemii, to mam nadzieję, że sprawa ruszy z miejsca. Byłoby to uzupełnienie rolniczego handlu detalicznego, czyli przy okazji sprzedaży płodów rolnych i tych przetworzonych, jak wędliny czy sery, także możliwość sprzedaży naszego słynnego trunku.
Tak się zastanawiam… czy ta legalizacja dobrze przysłuży się tej co daje krzepę i krasi lica. To co zakazane, jest bardziej pożądane.
- Coś w tym jest (śmiech). Popularność łąckiej śliwowicy chyba rzeczywiście w pewnej mierze opiera się na zasadzie owocu zakazanego, który jak wiadomo smakuje zawsze lepiej. No, ale jak będzie smakować po legalizacji, przekonamy się tylko wtedy, kiedy ustawa, taką mam nadzieję, w końcu zostanie przez Sejm przyjęta, o co, to obiecuję, będę nadal zabiegał.([email protected])