Co z biznesem Ryszarda Florka na Ukrainie. Fakro ma fabryki na Ukrainie
Od blisko dwudziestu lat Ryszard Florek prowadzi biznes na Ukrainie. Fakro ma tam trzy fabryki produkujące okna dachowe i schody strychowe. Wszystkie znajdują się w zachodniej części kraju. Największy z zakładów, który zatrudnia blisko pół tysiąca pracowników, jest niedaleko Lwowa, dwa pozostałe, zlokalizowane są w Nowogradzie i Szkle. Produkcja ze wszystkich trzech spółek, w całości trafia na rynek ukraiński i rosyjski.
Czytaj też Wojna z Rosją coraz bliżej. Sądecczyzna ma przyjąć uchodźców z Ukrainy
Dlaczego sądecki przedsiębiorca zdecydował się na inwestycje na Ukrainie? - Zmusiła nas do tego sytuacja – mówi Ryszard Florek. - Na okna dachowe eksportowane z Polski do Rosji obowiązywało dwudziestoprocentowe cło. Nasz główny konkurent uruchomił produkcję okien w Rosji i automatycznie oferowane przez niego produkty były co najmniej dwadzieścia procent tańsze od naszych.
- Ponieważ takiego cła nie było w handlu pomiędzy Ukrainą a Rosją zdecydowaliśmy się uruchomić produkcję właśnie na Ukrainie – dodaje biznesmen, który nie po raz pierwszy musi się mierzyć z napięciami politycznymi, jakie wpisały się już na stałe w specyfikę dużej części państw poradzieckich.
Czytaj też Newag chce przerabiać odpady na energię. Zrobił się z tego dym w Nowym Sączu
Ponad siedem lat temu fabryki Fakro na Ukrainie stawiały czoło wojnie handlowej między Rosją a Zachodem, która była konsekwencją nałożonych na Rosję sankcji finansowych po agresji na naszego wschodniego sąsiada. - Jeżeli Putin zdecyduje, że Ukraina będzie podlegać takim samym restrykcjom jak kraje wspólnoty, to produkcja za wschodnią granicą może stać się nieopłacalna – mówił wówczas na antenie Polskiego Radia Ryszard Florek. –
- Na razie – tłumaczył - wciąż opłaca się produkować na Ukrainie, ale cło na poziomie na przykład 20 procent spowoduje, że Fakro wypadnie z rosyjskiego rynku. Restrykcje mogą spowodować przeniesienie części lub całości produkcji do Rosji.
Wtedy kryzys udało się zażegnać. Teraz przyszedł kolejny polityczny wstrząs i znowu trzeba się odnaleźć w kryzysowej sytuacji.
Czytaj też Jasnowidz Wojciech Glanc przepowiada dzień wybuchu wojny. "Krwawa data”
Kiedy rozmawialiśmy z Ryszardem Florkiem wojna Rosji z Ukrainą wisiała na włosku. Czy na włosku wisi też produkcja w zakładach Fakro na Ukrainie?
- Na razie nie docierają do mnie żadne informacje, które wskazywałyby na to, że są tam jakieś problemy. Produkcja przebiega bez zakłóceń. Niemniej jednak cały czas monitorujemy doniesienia medialne oraz jesteśmy w stałym kontakcie z ukraińskim zespołem. Jesteśmy pod wrażeniem postawy naszych ukraińskich kolegów, którzy w tym trudnym okresie starają się funkcjonować normalnie.
Czy pracownicy należących do sądeckiego Fakro fabryk już zostali zmobilizowani? Na to pytanie nie uzyskujemy odpowiedzi. - Zdecydowaliśmy, że Fakro nie będzie komentować sytuacji na Ukrainie - mówi Bożena Damasiewicz, dyrektor biura zarządu.
Czy jest pan gotowy na czarny scenariusz? - pytaliśmy Ryszarda Florka, jeszcze przed wybuchem wojny.
-Jeśli rzeczywiście wybuchłaby wojna, to pracowników z naszych fabryk zabiorą do wojska i wtedy spadnie produkcja. Spadnie też sprzedaż, bo kto w czasie wojny buduje domy? Trudno przewidzieć, czym to się skończy. Mogą być kłopoty z surowcami, z prądem, gazem … Rozważamy i takie ewentualności i podejmujemy działania w tych obszarach, na które mamy wpływ.
Jakie straty biznesowe może ponieść Fakro? To znaczący kawałek zagranicznego rynku?
-Na razie rozważamy takie działania, które nawet w przypadku spełnienia się najgorszych prognoz, pozwolą zachować ciągłość sprzedaży i uniknąć znaczących strat z naszej strony. ([email protected]) fot. Fakro