Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
20/01/2020 - 17:00

Wciąż wymyślamy Nowy Sącz na nowo

Jakiś czas temu podzieliłem się garścią uwag o konieczności stworzenia spójnej wizji rozwoju naszego regionu, nadając im tytuł „Wymyślić region na nowo”. Kontynujmy tę myśl w odniesieniu do samego miasta Nowego Sącza.

Ulica Wąska. Fot. Iga Michalec

„Złą książkę można oddać na makulaturę, zaś ze złą architekturą będzie żyć kilka pokoleń”

Oś widokowa. Pojęcie to w myśleniu o przestrzeni miejskiej Nowego Sącza nie istnieje. Inaczej nie wydano by zgody na  oszpecenie neonami wielkopowierzchniowego sklepu z artykułami RTV i AGD widoku na historyczne centrum miasta od strony Góry Zabełeckiej. A nade wszystko nikomu nie przyszłoby do głowy, by panoramę historycznego centrum od strony północnej i zachodniej zdewastować bombastycznymi przęsłami nowego mostu heleńskiego…

Być może znanym, ale niepraktykowanym w Sączu pojęciem jest architektura krajobrazu. Z jednej strony całkowicie zapuszczone brzegi rzek, z drugiej zabetonowany Plac 3 Maja. Sikający rycerzyk i zegar kwiatowy pod zamkiem, figurka kolejarza przed budynkiem dworca i… legendarne szalety miejskie na Placu Słowackiego. Symbolem braku myślenia w tym względzie, są doroczne wycinki drzew prowadzone pod koniec zimy. Oczywiście bezdyskusyjna jest konieczność usuwania drzewostanu zagrażającego bezpieczeństwu przechodniów, ale prowadzone interwencyjnie i bez żadnego plany powoduje pustynnienie niegdysiejszego „miasta kwiatów i zieleni”. Planowa gospodarka przewidywałaby systematyczne nasadzenia poprzedzające wycinkę, dzięki czemu okazy usunięte naturalnie zastępowane byłyby przez wzrastające rośliny.

We wrześniu ubiegłego roku czekałem na moją żonę stojąc na chodniku przy dworcu autobusowym od strony ulicy Długosza. Z nudów powolutku rozglądałem się po okolicy. Oto jaka panorama rozciągała się przed moimi oczami: najpierw nieładny, współczesny, jaskrawo wymalowany budynek, w którym znajduje się jeden z portugalskich dyskontów spożywczych i chyba jakiś dyskont odzieżowy, dalej koszmarek pod nazwą Galeria ARKADIA, zza peerelowskiego barako-dworca wyłaniała się tak zwana "Ciuciubabka", niegdyś piękna w stylu zakopiańskim, potem oszpecona dobudowanym 2 piętrem, następnie w tle niszczejący biurowiec PZU, dalej komunistyczny sześcian PSS-u, wreszcie stylowa, ale strasznie zniszczona kamienica z wymalowanym na ścianie płowiejącym planem miasta.

Na pierwszym planie nieudane perony wyremontowanego dworca autobusowego, po drugiej stronie ulicy kolejna kamienica w odblaskowym kolorze, bliźniaczo brzydka, jak ta w której są gabinety lekarskie, a między nimi niedawno dokończony budynek handlowo-usługowy, który przez kilkanaście lat straszył nieotynkowaną cegłą i zniszczonym blaszanym ogrodzeniem, otoczony niskimi budami z jakimiś sklepikami, przyklejonymi do wspomnianych odblaskowych kamienic. I to jest centrum miasta (blisko szpital, dom kultury, Stary Cmentarz, rektorat PWSZ, pomnik Piłsudskiego), poniekąd wizytówka miasta, bo to pierwszy widok jaki ukazuje się pasażerom wysiadającym na dworcu z autobusów.

Takiego chaosu estetycznego mamy niestety więcej: szyldy reklamowe, przypadkowo ulokowane słupy i tablice ogłoszeniowe, kilkanaście różnych kompozycji kostki brukowej nawet na obszarze Starego Miasta, szereg wciąż nieodnowionych zabytkowych budynków, niezrozumiałe decyzje zabraniające interesujących przekształceń historycznej zabudowy przy równoczesnym udzielaniu zgody na zupełnie zaburzające krajobraz nowoczesne budynki w sąsiedztwie budowli stylowych.

W Nowym Sączu nie tyle trzeba wymyślić na nowo, co na nowo zacząć stosować reguły estetyki.

Wymyślić, czego nam potrzeba

Nie da się wszystkiego zrobić naraz i od razu. Trzeba zdiagnozować kolejność potrzeb. A braki ujawniają się na każdym kroku. Niedawna awantura o przyszłość SP nr 1 udowodniła, że w mieście trzeba na nowo zaplanować sieć szkół, a pewnie także żłobków i przedszkoli. Choćby krótka wizyta w jakimkolwiek ze śląskich miast uzmysłowi nam, jakim problemem u nas jest zaśmiecenie ulic i niedostateczna liczba koszy na śmieci. Sądeccy katolicy muszą zmagać się z niezbyt szczęśliwym ulokowaniem swoich kościołów parafialnych (jest to zaszłość poprzedniego systemu i ówczesnego braku możliwości budowy nowych kościołów).

To, czego chyba najwyraźniej brakuje, to miejsca aktywnego spędzania wolnego czasu. Funkcjonują już nawet takie pojęcia jak przestrzeń, czy infrastruktura czasu wolnego. O pilności tego typu inwestycji świadczyły obietnice padające w kampanii wyborczej, wszak formułowane są one na podstawie wstępnego rozeznania wśród przyszłych wyborców. Nowy Sącz nie ma amfiteatru, nie ma dużej sali koncertowej (największa z nich na 344 osoby zlokalizowana jest MCK „Sokół”, czyli instytucji województwa małopolskiego; miasto Nowy Sącz dysponuje salą w MOK na 261 osób!), nie ma odkrytego basenu, miejskiej plaży, nie na wszystkich osiedlach są place zabaw i świetlice, brak jest przygotowanych tras spacerowych z dala od ruchu kołowego. W tym obszarze wyzwania są spore, zwłaszcza że na ten aspekt coraz powszechniej zwracają uwagę osoby decydujące się na osiedlenie, czy podjecie pracy w danym mieście.

Nowy Sącz jako produkt

I wreszcie (choć pewnie znalazłoby się więcej spraw do poruszenia), musimy znaleźć sposób jak nasze miasto „sprzedać”. Do znudzenia powtarzam, że naszym towarem jest bogata historia i kultura. Ale żeby można je było „sprzedać”, czyli osiągnąć realną korzyść musimy potraktować je jak produkt. Teraz wszystko jest produktem – słowo to słyszałem nawet w kontekście pielgrzymek do miejsc świętych i programu rekolekcji w jednym z ośrodków duszpasterskich (sic!).

Produkt trzeba zareklamować, musi być ładnie opakowany, sprawiać wrażenie ekskluzywności, a jednocześnie powinien zachęcać przystępną ceną. Ktoś powie, wchodząc w konwencję terminologiczną, że na nasz produkt nie ma popytu. Ale sens współczesnego handlu nie polega na zaspokajaniu potrzeb, ale ich kreowaniu. Nikt nie robi dziś interesu na sprzedaży tego, co ludziom jest niezbędne, ale na rozbudzaniu popytu na towary, bez których mogliby się obejść, ale w wyniku kampanii marketingowych konsumują je w sporych ilościach.

Co konkretnie mogłoby być naszym „produktem”. A może dotąd niespenetrowane podziemne korytarze pod zamkiem i częścią miasta oraz krypty sądeckich kościołów? Może postać cadyka Chaima Halberstama (vide Leżajsk)? Może interesujące zagospodarowanie odbudowanego zamku? Może zagłębie Geocachingu lub questów (ile osób, także wśród samorządowców, wie co kryje się pod tymi pojęciami)? A może najlepsze w Polsce trasy rowerowe?

Ja oczywiście mogę się mylić. Mogę we wszystkim, co napisałem nie mieć racji. Byłbym bardzo wdzięczny za ewentualne wskazanie i wytknięcie błędów. Bo byłby to przynajmniej początek dyskusji o regionie i mieście, które moim zdaniem dość szybko powinniśmy wymyślić na nowo. (Jakub Marcin Bulzak)

 Fot. Piotr Gaborek, Iga Michalec, Adrian Maraś







Dziękujemy za przesłanie błędu