Wodociągowy sukces za 420 milionów nie wystarczy? Janusz Adamek czeka na wyrok
Z prezesem zarządu spółki Sądeckie Wodociągi rozmawia Jagienka Michalik
Na wniosek prezydenta Ludomira Handzla zbiera się nadzwyczajne walne zgromadzenie wspólników spółki Sądeckie Wodociągi. Punkt obrad jest tylko jeden – zmiana składu rady nadzorczej – co może oznaczać, że straci pan stanowisko prezesa. Pan z kolei zwołał konferencję prasową, na której jednym tchem wyliczył Pan sukcesy spółki z ostatnich lat i plany inwestycyjne na kolejny rok. To taka ucieczka do przodu? Rodzaj sygnału? Chcą zwolnić prezesa, któremu nic nie można zarzucić?
-Nie. To nie jest żadna ucieczka do przodu. Konferencje prasowe, na których z początkiem roku podsumowujemy to, co udało się zrobić i przedstawiany plany na kolejnych dwanaście miesięcy, organizujemy od kilku lat. Nie wszyscy mieszkańcy, którzy korzystają z wodociągu i kanalizacji obserwują nasze inwestycje, realizowane teraz na obrzeżach miasta. Chcemy, żeby zobaczyli inny obraz przedsiębiorstwa.
Mówi pan o mieszkańcach, ale temu co prezesi miejskich spółek mówią na konferencjach prasowych z uwagą przysłuchuje się też rządzący ratuszem tandem Ludomir Handzel i Artur Bochenek. Przekaz był bardzo jasny. To pod pana rządami spółka zrealizowała największą w skali Małopolski branżową inwestycję za blisko 420 mln zł między innymi dla mieszkańców nowosądeckich osiedli, którzy do tej pory nie mieli dostępu do sieci wodociągowej i kanalizacji. Czyli nie ma się do czego przyczepić, idą za tym konkretne dane.
-Nie chce mówić o „czepianiu się”. Wolę mówić o konkretnych danych. Dwadzieścia lat temu spółka wystartowała z majątkiem 25 mln złotych. Kiedy zaczynaliśmy inwestycję osiem lat temu, majątek wynosił 100 mln. Teraz to już ponad 600 milionów. Ze zbudowanej przez nas kanalizacji korzysta ponad 24 tysięcy ludzi, z wodociągów prawie 12 tysięcy. Co ważne, w ciągu wspomnianych 20 lat oprócz wykorzystania środków unijnych zainwestowaliśmy też 160 milionów środków własnych, przeznaczonych na reinwestycje i rozwój sieci.
Operuje pan danymi, milionami… to oczywiście konkrety i sukcesów nie można panu odmówić, ale ludzi najbardziej interesuje cena, jaką muszą płacić za usługi. I ten argument podnoszą władze miasta. Duża część mieszkańców miasta narzeka na to, że woda jest najdroższa w regionie. To około 11 złotych łącznie za metr sześcienny wody i ścieków, a faktycznie 16,5 złotych, gdyby liczyć z tym, co z budżetu dokłada miasto. W tym roku sądecki samorząd musi dopłacić blisko 11 milionów.
- Taryfa na ten rok i kolejne lata była znana samorządom wchodzącym w skład spółki ponad dziesięć lat temu, już na etapie studium wykonalności, kiedy przedsiębiorstwo starało się o środki unijne na inwestycję. Już wtedy została określona polityka taryfowa. Przystępując do realizacji inwestycji, zarówno rada miasta i jak i rady gmin, miały też świadomość konieczności dopłat. Cena wody, którą płacą mieszkańcy jest nieco powyżej średniej krajowej. To wynik zrealizowania dużych inwestycji. W ciągu pięciu lat wytworzyliśmy majątek, który urósł do obecnej wartości ponad 600 mln złotych. W normalnym trybie inwestowania, bez unijnych dotacji, sieci byłyby budowane przez kilkadziesiąt lat. W ten sposób skumulowały się korzyści dla mieszkańców, bo w krótkim czasie, na dużym obszarze, znaczna populacja zyskała dostęp do wodociągu i kanalizacji.
Duży majątek w krótkim czasie oznacza też skumulowanie kosztów firmy.
-Duży majątek, który trzeba utrzymać, między innymi zapłacić od niego podatek. Do tego dochodzą koszty amortyzacji, spłata odsetek i kapitału od zaciągniętych kredytów. Zatem podsumowując temat tego niezwykle ważnego dla społeczeństwa czynnika, jakim jest cena wody i ścieków, trzeba jasno powiedzieć, że tendencja wzrostowa taryfy była znana od etapu projektowania inwestycji. I nie ma tu niespodzianek. Zwołana została nawet dodatkowa nadzwyczajna sesja rady miasta w 2013, kiedy staraliśmy się o dofinansowanie do drugiego projektu, podczas której radni Nowego Sącza zostali poinformowani o wzroście cen wody i ścieków w związku z planowanymi inwestycjami. Wzrost taryfy nie powinien być, więc zaskoczeniem. Wynika, wprost z wyliczeń i prognoz, których dokonano już na etapie projektowania inwestycji.
Padają też i inne zarzuty. Mówi się o przeroście zatrudnienia w spółce.
-Żeby się do tego zarzutu odnieść, podkreślam – rzetelnie i bez demagogii – jedyną możliwością jest porównać się z innymi przedsiębiorstwami o podobnym profilu jak nasze. Cyklicznie prowadzone są analizy porównawcze w branży wodociągowo-kanalizacyjnej. Dane są zbierane i opracowywane są przez Izbę Gospodarczą Wodociągi Polskie. W świetle najświeższych badań porównawczych mamy naprawdę bardzo dobre wskaźniki na tle branży, w swojej klasie przedsiębiorstw, czyli przedsiębiorstw średnich. Jeśli chodzi o wskaźnik dotyczący zatrudnienia, średnia w takich spółkach jak nasza to jeden etat przypadający na cztery kilometry sieci. U nas jeden pracownik obsługuje aż sześć kilometrów sieci! Dzięki metodycznym remontom mamy również o wiele mniejszy wskaźnik awaryjności sieci od średniej branżowej. Możemy się tez pochwalić o wiele wyższym wskaźnikiem wyposażenia wodomierzy w nakładki do zdalnego odczytu. Ten wskaźnik ten jest dwa razy wyższy niż średnia branżowa. Firma jest, więc postępowa, także w działaniach ułatwiających życie klientom. Wprowadziliśmy między innymi elektroniczny system obsługi klienta – e-BOK.
A jak pan odniesie się do zarzutów, że spółka zamiast skupiać się na inwestycjach w mieście zajmuje się ościennymi gminami.
To nie są wodociągi nowosądeckie, tylko sądeckie. Nowy Sącz w swoich granicach administracyjnych nie ma ujęcia wody. Jedno ujęcie jest w gminie Chełmiec, drugie w gminie Stary Sącz. Kiedy ubiegaliśmy się o środki unijne, musieliśmy przygotować projekt ponadregionalny. Tylko taki mógł otrzymać dofinansowanie. Warto przy tym zaznaczyć, że w 2004 roku wojewoda wyznaczył aglomerację, która obejmuje swoim zasięgiem obszar zlewni ścieków do oczyszczalni. To Nowy Sącz i gminy, które są udziałowcami spółki. Oczywiście największym beneficjentem jest Nowy Sącz i jego obrzeża, więc między innymi osiedla Helena i Poręba. Ale trzeba zwrócić uwagę na aspekt ekologiczny. Jeżeli nie byłoby kanalizacji powyżej terenów Nowego Sącza, w gminach ościennych, groziłoby to zrzutem ścieków do lokalnych potoków i rzek, a w konsekwencji zatruciem tych nowosądeckich. Miasto i przyległe miejscowości tworzą jedną, położoną w kotlinie aglomerację. Bez dobrej współpracy pomiędzy wszystkimi gminami osiągnięcie tego efektu, czyli zwodociągowania i skanalizowania na taką skalę, nie byłoby możliwe.
Skoro nowe władza formułują pod adresem zarządu spółki zarzuty, to może najprościej byłoby po prostu się spotkać i to wszystko sobie wyjaśnić.
-Nie było i nie ma problemu. Drzwi do Sądeckich Wodociągów są zawsze otwarte.
Może nie trzeba było wyczekiwać, kto, do kogo zapuka, tylko zaproponować takie spotkanie.
To nie jest kwestia tego, komu z głowy spadnie korona. O walnym zgromadzeniu dowiedziałem się z oficjalnego pisma z ratusza. Ale moim zdaniem przesłanki do planowanych – jak przypuszczam – zmian, nie mają nic wspólnego z merytoryką.
A więc o wszystkim decyduje władza i polityka?
-Każdy kto zdobywa władzę ma prawo do swojej oceny i ma prawo do doboru współpracowników. Jednak nie zawsze tym zmianom towarzyszą argumenty merytoryczne. Często są to zmiany stricte polityczne, czyli tak zwana konsumpcja władzy. Wprowadza się swoich ludzi do urzędu miasta i do spółek. Kondycja finansowa kierowanego przeze mnie przedsiębiorstwa jest dobra. Spółka wypracowuje zyski. Nie ma też problemów z jakością wody. Szybko likwidujemy awarie. Ale każdy ma prawo do swojej subiektywnej oceny.
Czy chce pan powiedzieć, że nowi gospodarze ratusza nie mają pojęcia o tym, jaka jest specyfika działania spółki?
-W korporacyjnym łańcuszku zarząd jest na trzecim miejscu. Nad zarządem jest rada nadzorcza, a nad nią zgromadzenie wspólników. W skład tego ostatniego wchodzą współwłaściciele spółki reprezentowani przez wójtów Nawojowej, Korzennej, Kamionki Wielkiej, burmistrza Starego Sącza i prezydenta Nowego Sącza. Część udziałów należy do Funduszu Inwestycji Samorządowych. Zgromadzenie wspólników ma prawo wymienić radę nadzorczą, a rada nadzorcza może wymienić prezesa. Nie muszą tej decyzji uzasadniać.
Rozmawiał pan z samorządowcami, żeby zbadać jaki jest „decyzyjny klimat”?
-Nie. Z nikim się nie kontaktowałem, bo szanuję wymogi korporacyjne i wiem gdzie jest miejsce zarządu spółki. Pan prezydent korzysta ze swoich uprawnień.
A więc czeka pan na wyrok.
To jest ryzyko funkcji prezesa. I na pewno nie będę stosował żadnych uników. Nie zamierzam iść na chorobowe.
Czytaj też Prezes Adamek - prezydent Handzel 1:0 w pierwszym starciu w wodociągach
[email protected] fot.archiwum