Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
29/11/2020 - 16:10

11 listopada 1918. Alois Pokora wychodzi ze szpitala na ulice Berlina

"Pokora" to porywająca powieść o miłości, wojnie i rewolucji. Epicka historia o Berlinie i Śląsku, o Niemcach i Polakach, o podziałach społecznych i etnicznych. O pożądaniu, władzy, uległości i cenie, jaką płaci się w walce o godność.

[…]. Precz z wojną, precz z rządem, krzyczeć miało dwadzieścia tysięcy zgromadzonych na Potsdamer Platz robotników pod wodzą Liebknechta. W moim oficerskim mundurze, we wstążce mojego krzyża, pewnie nawet w moich skórzanych opinaczach zamiast wełnianych owijek gefrajter widział i rząd, i wojnę jednocześnie. Wtedy, w okopach, czułem gorycz, gdy czytałem o tych hasłach. Teraz, tu, głodny, bez grosza, na berlińskim bruku zgadzam się z gefrajtrem. Precz z wojną, precz z rządem.

Głowa mnie boli, jest mi słabo, ale wiem, że muszę iść. Jeśli dobrze pamiętam, żeby dotrzeć w okolice prezydium policji, muszę iść na północ, przejść mostem Schillinga nad Szprewą i potem w lewo, wzdłuż rzeki, a potem w prawo, w Alexanderstraße. […] Ledwie dostrzegam miasto dookoła siebie, a tego, co dostrzegam, nie rozpoznaję.
Naturalny bieg miejskiego organizmu ustał. Nie jeżdżą tramwaje, nie widać nawet dorożek, nie ma policjantów. Wiele sklepów splądrowanych, witryny powybijane, drzwi wysadzone z zawiasów. Przechodniów na ulicach niewielu, przynajmniej tu, gdzie idę, bo z kolei z daleka, gdzieś z okolic zamku i dalej Unter den Linden, dobiega mnie szmer tłumu, jakbym słyszał płynącą w oddali wezbraną rzekę.

Na Holzmarktstraße naprzeciwko stacji pomp napotykam sklep z napisem „J. Tischler, Fleisch, Schinken, Würste”. Ze sklepu dochodzi mnie nęcący zapach, a może tylko mi się tak wydaje, za sprawą jakiejś synestezji, skoro widzę zapowiadający mięsne uczty szyld? Postanawiam skorzystać z tego, że rozbitej witryny nikt nie pilnuje, i wchodzę z nadzieją, że być może znajdę coś do jedzenia, czuję bowiem, że słabnę. Sklep jest jednak wymieciony tak dokładnie, że nie znajduję zupełnie nic, nawet ochłapu, nawet feniga.

Kiedy odwracam się, aby wyjść z powrotem na ulicę, natykam się w drzwiach na właściciela. W ręce ma młotek, pod pachą kilka desek. Na mój widok rzuca deski, podnosi młotek i zaczyna krzyczeć, bardzo po berlińsku, wygrażać mi od bolszewików, złodziei, zarazy i że nic już nie ma, wszystko ukradzione, i że zaraz mnie zatłucze tutaj, jak by należało każdego bolszewika zatłuc.
Wiem, że nie zdołam się obronić, rzeźnik jest dobrze odkarmionym, rosłym, czerwonym na gębie berlińczykiem, waży pewnie ze dwa razy więcej ode mnie. Od razu więc przepraszam, mówię, że wszedłem tylko z ciekawości, mówię coś dalej, ale rzeźnik nie słucha, zauważa moje oficerskie pagony, wstążkę Krzyża Żelaznego i patrzy z niedowierzeniem.
Pan oficer? Ale żeby pan oficer…? Nie wierzy własnym oczom.

Panie, byłem ranny, właśnie wyszedłem ze szpitala, okradziono mnie, nie mam ani grosza, jestem głodny.

Rzeźnik ze splądrowanego sklepu odkłada młotek, a ja powoli wyciągam z kieszeni puzderko z Krzyżem Żelaznym pierwszej klasy. Niech pan zobaczy, jak leżałem w szpitalu, to jeszcze mi za ostatni szturm krzyż dali. Proszę mnie wypuścić. Przepraszam, że wszedłem do pańskiego sklepu. Jestem bardzo głodny.

Rzeźnik odsuwa się, wypuszcza mnie bez słowa, ja wychodzę i kuśtykam dalej Holzmarktstraße. […]
 

Szczepan Twardoch, „Pokora”, Wydawnictwo Literackie, wrzesień 2020

Dziękujemy Wydawnictwu Literackiemu za udostępnienie publikowanych fragmentów







Dziękujemy za przesłanie błędu