"Dla mnie śmierć oznaczała pracę."
[...]
Babcia zajmowała się w domu pogrzebowym wszelkimi sprawami praktycznymi. Pracowała przy pogrzebach, odbierała służbowy telefon, gotowała rodzinne kolacje i utrzymywała porządek w domu, podczas gdy dziadek w całości poświęcał się biznesowi. Ona była dyrektorem operacyjnym, a dziadek generalnym. [...]
Podejrzewam, że na mój odbiór śmierci wpłynęło również w jakiejś mierze to, że długo nie była dla mnie niczym osobistym. Dwóch kolegów z gimnazjum pożegnało członków rodziny, jeden ojca, a drugi siostrę. Ale ja nie straciłem ojca. Śmierć nie odebrała mi siostry. Dla mnie śmierć oznaczała pracę. Zajmowanie się zmarłymi stanowiło rodzinną tradycję. I myślę, że to dlatego nie byłem ponurym dzieciakiem – nie bawiłem się na cmentarzu tabliczką ouija ani nie przeprowadzałem wiwisekcji małych zwierzątek. Wyglądałem jak każde inne dziecko dorastające w latach osiemdziesiątych. Miałem kolekcję transformersów, adidasy Reebok Pumps i ubrania wybrane na przecenie w domu towarowym JCPenney. Moje posępne wychowanie przejawiało się inaczej w skłonności do wszystkiego, co mroczne. Ale istotnie, bez cienia wątpliwości, uczyniło mnie innym.
Byłem inny. Mimo że nie traktowałem śmierci jako czegoś osobistego, sama jej koncepcja przesycała moją młodość. A myśl o tym, co może nadejść po śmierci, pożerała mnie i w końcu złamała.
Caleb Wilde, Wyznania przedsiębiorcy pogrzebowego, przekład Elżbieta Janota, Znak Horyzont 2019