Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
07/12/2019 - 09:30

Dobra książka: Jon Frederickson "Kłamstwa, którymi żyjemy" (6)

Prawda nie jest rzeczą, którą można komuś dać albo od kogoś dostać. Moja pacjentka musiała sama nauczyć się widzieć swoje życie takim, jakie jest.

Pewna kobieta miała wielką zgryzotę – jej czterdziestoletni syn z autyzmem ciężko zachorował i choć na stałe mieszkał w specjalnym ośrodku, kilkutygodniową rekonwalescencję musiał odbyć w domu rodzinnym.

            – Wściekłam się na niego – wybuchnęła. – Wylazł na ulicę tak jak stał, w ogóle się nie rozejrzał. Mało brakowało, a wpadłby pod autobus! Rozdarłam się na niego. Powinien się ogarnąć i zacząć zachowywać jak normalny człowiek!

            – Chciałaby pani, żeby autystyczny syn zachowywał się jak osoba neuronormatywna? – uściśliłem.

            – Tak – przyznała.

            – A więc chciałaby pani, żeby syn nie był sobą?

            – On musi się zmienić.

            – Człowiek, który od czterdziestu lat ma autyzm i dotąd nie nastąpiła poprawa, nagle ma się zmienić? – dopytywałem się. – Czy naprawdę tego pani oczekuje?

            – Nie. – Zastanowiła się. – Chyba nie.

            – Chcielibyśmy, żeby nasza złość miała moc zniszczenia jego autyzmu, ale niestety tak się nie dzieje.

            – Ano nie.

            – Syn nadal cierpi na autyzm. Od czterdziestu lat czeka pani na to, by nagle pojawił się syn zdrowy, zamiast tego z autyzmem. Rozumiem. Kto by o tym nie marzył na pani miejscu? Może powinniśmy pogrzebać razem tego zdrowego syna, którego pani nigdy nie miała i nigdy mieć nie będzie?

Nie odpowiedziała. Pochyliła głowę i usłyszałem jej cichy szloch.

Po co przypominałem tej kobiecie, że jej syn nigdy nie będzie „normalny”? Nie zrobiłem tego z okrucieństwa, nie po to, żeby zadać jej ból. Wręcz przeciwnie – konfrontując ją z oczywistą prawdą, której dotąd nie chciała zaakceptować, pomogłem jej wyswobodzić się z przygnębiającej niewoli iluzji, w której tkwiła przez długie lata. Podczas rozmowy wspólnie przyjrzeliśmy się obiektywnej rzeczywistości jej życia. Pokazałem jej, że nie musi dłużej uciekać przed prawdą, bo jest w stanie się z nią zmierzyć. Kiedy pozwoliła swojemu wymyślonemu synowi odejść w zapomnienie, zaakceptowała tego prawdziwego, którego miała.

Prawda nie jest rzeczą, którą można komuś dać albo od kogoś dostać. Moja pacjentka musiała sama nauczyć się widzieć swoje życie takim, jakie jest. Musiała pozwolić własnemu synowi na to, by był autystyczny. Terapeuta może tylko wskazać prawdę, ale to nie on ma dokonać wglądu, tylko pacjent, w szczerości swojego serca.

Dopiero kiedy matka zdała sobie sprawę z tego, że trzyma się nierealnego marzenia, mogła dostrzec rzeczywistość. Syn był tym, kim był – a ona nagle odkryła, że potrafi po prostu się z tym pogodzić. Kiedy pożegnała się z marzeniami, które nigdy nie miały się ziścić, mogła wreszcie go po prostu zobaczyć. I nagle stwierdziła, że wie, jak z nim żyć. Co ciekawe, kiedy postanowiła zaakceptować prawdę o swoim dziecku, poczuła ulgę. Okazało się, że tym, co najbardziej ją dręczyło, było kłamstwo, którego kurczowo się trzymała.

Nie znaczy to, że przestała mieć marzenia – nadal je miała, ale zdecydowała się żyć na jawie. Nie mogłem sprawić, by te marzenia zniknęły, ale pomogłem jej dostrzec, że jej syn, ten prawdziwy, którego nie chciała zaakceptować, mimo wszystko po prostu istnieje. Pomogłem jej zdać sobie sprawę z faktu, że innego syna nigdy nie miała, i uwolnić się od przywiązania do marzenia o idealnym dziecku. Z pewnością ta kobieta jeszcze niejednokrotnie złapie się na tym, że wyobraża sobie, jak to by było, gdyby jej syn nie miał autyzmu. Ale nie pozwoli się temu wyobrażeniu zaślepić, nie uchwyci się go kurczowo. Będzie pamiętać o tym, że kocha syna takiego, jaki jest.


Jon Frederickson, „Kłamstwa, którymi żyjemy”, przełożyła Maria Nowak, Wydawnictwo W drodze, 2018
Dziękujemy wydawnictwu W drodze za udostępnienie wybranych fragmentów.







Dziękujemy za przesłanie błędu