Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
11/02/2020 - 09:30

Dobra książka: Magdalena Ponurkiewicz "Tajemnica węgierskiego manuskryptu" (2)

Adam przez chwilę trzymał w dłoniach zniszczoną książeczkę, ulu­bione opowiadania z czasów dzieciństwa, które Marta – jego babcia – czytywała mu ilekroć tego zapragnął.

Historia węgierskiego kupca

Oto historia z roku pańskiego 1418, kiedy to Rytro wraz zameczkiem obronnym, Przysietnicą, Barcicami, Olszaną, Leszczyną i Czarnym Potokiem, w swe posiadanie Piotr Ryterski herbu Topór objął, za męstwo na polu walki owe otrzymawszy. Zameczek pełnił rolę stróży nad szlakiem handlowym z Węgier, w obie strony uczęszczanym. Ów szlak handlowy przez Mniszek, Piwniczną Szyję, Rytro, Barcice i Stary Sącz, w głąb Małopolski biegnący, a to gościńcem wśród dzikiego lasu, a to Popradem, który to zimą silnie zamarzający wygodną drogę dla wozów i konnych stanowił. Tędy też karawany kupieckie wiozły z Węgier towary różnorakie: a to miedź, tkaniny cienkie bawełniane i jedwabne, kobierce, obicia, ozdoby ścian, ludzi i koni, perły i inne szlachetne kamienie, a ubożsi na ten czas winem handlowali. W drogę powrotną sól, bursztyn, sukno, miody, smołę i piwo z Polski zabierano. Wielce łakomym kąskiem dla rabusiów i innych łotrzyków stać się mogły owe dobra wszelakie. Bywało, że i członkowie załogi stróży myto pobierać mającej, sami na owe cudowności wielkie apetyty mając, na zdrowie i życie kupców nastawać mogli.

*****

Letni dzień miał się ku końcowi. W zachodzącym słońcu połyskiwały mury stróży z białego kamienia zbudowane, pięknie barwionym lasem liściastym objęte, jako że miało się już ku jesieni. Widok ów zachwyciłby niejednego wędrowca, ale nadjeżdżającym kupcom, co z Węgier przybywali, nie w głowie były piękne widoki. Na koźle młody mężczyzna poganiał nerwowo konie. Pod płóciennym dachem półkoszka martwy pomocnik woźnicy owinięty skórami spoczywał. Kupiec Janosz wsparty na ramieniu, za bok się trzymał krwawiący. Krew niby krzepła, ale rana groźna się zdała. Twarz rannego trupio blada, potem była pokryta, spod czarnych włosów spływającym. – Imre, noclegu nam szukać, a chyżo – wyszeptał. – Tak, Panie Janosz, już my na miejscu prawie, dach karczmy Józefowej widać. Woźnica wstrzymał po chwili zdrożone konie i dalejże wzywać gospodarza, bo rannego w pojedynkę dźwigać nie podobna. Zjawił się mężczyzna w sile wieku, a z nim żona i córka zapewne. Przenieśli rannego do alkierza. Ów bywał w tym miejscu po wielokroć, z Józefowej gościny korzystając. Woźnicy końmi nakazał się zająć, strawy dla siebie i rannego zażądawszy. – Medyka jakiego by trza – bąknął łamaną polszczyzną, jako że nie pierwszy raz do Polski przybywał. – Janosz wiedzą, że tu ino babka, co zioła warzyć umie, a i chorobę zamówić poradzi. Nijakich medyków tu ni ma, cheba że w Starym. – Maryśka! Leć po Jagnę – zarządził karczmarz, a sam się uwijać przy rozładunku począł. (…)

Adam przez chwilę trzymał w dłoniach zniszczoną książeczkę, ulu­bione opowiadania z czasów dzieciństwa, które Marta – jego babcia – czytywała mu ilekroć tego zapragnął. Wśród nich znalazła się „Hi­storia węgierskiego kupca”. Treść tej właśnie bajki stała się z czasem równie mu bliska, jak mały miś z oderwanym uchem i wielką łatą na brzuchu. Teraz po latach spoczywały zgodnie w drewnianym pudle z ozdobami choinkowymi, które Adam wyciągnął ze strychu na kil­ka dni przed Wigilią. Dorosłość stała przed nim otworem, a czas naj­bliższy miał przynieść niespodzianki i niebywałe wręcz zbiegi oko­liczności mające posmak ekscytującej przygody. (…)

Magdalena Ponurkiewicz, „Tajemnica węgierskiego manuskryptu”, Wydawnictwo Nova Sandec, 2013
Dziękujemy Autorce za udostępnienie cytowanych fragmentów







Dziękujemy za przesłanie błędu