Dobra książka: Magdalena Ponurkiewicz "Tajemnica węgierskiego manuskryptu" (6)
(...). Marta i Joanna z żalem opuszczały gościnną gospodynię i jej piękny dom. Trzeba się było spieszyć. Znalazły nocleg w „Kolibie” nad Popradem. Przy obiedzie Joanna zaproponowała, by wyprawę do Barcic przełożyć na następny dzień. Marta aż podskoczyła ze złości.
– Zwariowałaś! Siedzę jak na rozżarzonych węglach, a ty chcesz wszystko odwlec?
– Chciałam, żebyś odpoczęła.
– Odpoczywać będę w grobie!
Ruszyły niebawem. Do Barcic nie było daleko. Pani Wanda okazała się osobą bardzo kontaktową, narzekała jedynie, że po latach pamięć ją nieco zawodzi. Niestety nie miała dobrych wiadomości. Na temat ojca Marty nie wiedziała nic.
– Jestem na to przygotowana, od lat nie mogę się niczego dowiedzieć. To właściwie ostatnia rozpaczliwa próba – starsza pani była zrezygnowana i zawiedziona.
– Z opisu wynika, że to na pewno był Paweł Liber „Sprytny” - mój ojciec. Przeprowadził około 1300 osób.
– To niewyobrażalne! Ma pani, pani Wando świadomość, ilu ludzi zaciągnęło wobec ojca długi wdzięczności nie do spłacenia? – Joanna była poruszona opowieścią. – Myślę, że nie oczekiwał ani wielkiej chwały, ani orderów, ani wdzięczności, a jednak został po wojnie odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. – Był jednym z cichych, wielkich bohaterów tamtych dni – szepnęła Marta.
– Najwyższa pora wracać – wtrąciła Joanna, obawiając się, że nadmiar emocji podkopie siły rodzicielki. Pożegnawszy się serdecznie zmierzały do samochodu, gdy dobiegło je wołanie Wandy.
– Chwileczkę, chwileczkę! Coś sobie przypomniałam. Mówiłam, że moja głowa szwankuje. Mam tu coś. Kobieta trzymała w ręku niewielkie skórzane okładki, szyte ręcznie kawałkiem rzemyka. – Ten notes leżał u nas przez lata. Ojciec zapytany, kim jest kobieta ze zdjęcia, powiedział, że nie wie, ale notes należał do człowieka, który przeprowadzony ze Słowacji do Polski przez tatę, zaraził się czerwonką i umarł. Marta z niepokojem wzięła zdjęcie do ręki. Patrzyła na nią bardzo jeszcze młoda twarz jej matki. Na odwrocie widniał napis: Najdroższemu Kazikowi, kochająca żona Julia. Podkowa Leśna 37. Joanna wpadła w popłoch. Wzięła matkę pod ramię i czym prędzej wprowadziła do domu, sadzając na krześle. Pani Wanda nalewała „Nervosol” do kieliszka. Podała go bladej jak płótno kobiecie. Ta wyszeptała jedynie: – Boże! Tyle lat!
– Proszę pani. Wiem, że wszyscy, którzy zmarli na czerwonkę w czasie epidemii w czterdziestym drugim roku byli chowani na starym cmentarzu w Rytrze, w kilkuosobowych mogiłach ziemnych. Pani tata pewnie miał lewe dokumenty, albo i nie miał. Kto to może wiedzieć? Został zapewne pochowany jako NN.
Po chwili Marta wstała z trudem z krzesła i objąwszy Wandę, żegnała się z nią roztkliwiona.(...).
Magdalena Ponurkiewicz, „Tajemnica węgierskiego manuskryptu”, Wydawnictwo Nova Sandec, 2013
Dziękujemy Autorce za udostępnienie cytowanych fragmentów