Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
02/01/2022 - 14:35

Dobra książka: Powrót na Sądecczyznę, Antoni Kroh (7)

(…) Sądecki oddział TT, obok zakopiańskiego, lwowskiego i kołomyjskiego – jako jeden z pierwszych powołał sekcję narciarską. Widok „łyżwisty” był jeszcze bardziej niecodzienny niż letniego plecakowca. Jeden z prekursorów tej formy turystki omal życiem nie przypłacił szusu z wierchu ku wsi. Został otoczony przez rozognionych Hucułów z widłami i siekierami w dłoniach. „Did’ko, did’ko!” Czyli diabeł. Bo tylko siła nieczysta może poruszać się w kopnym śniegu z taką szybkością. (…)

Krajobraz Sądecczyzny odruchowo kojarzy się z narciarzem albo turystą plecakowym, wędrującym dla samej przyjemności wędrowania. Szlaki turystyczne to oczywistość. Nie zawsze tak było. Towarzystwo Turystyczne „Beskid” w Nowym Sączu, powstałe w 1906 roku, które dwa lata później przystąpiło do Towarzystwa Tatrzańskiego jako jego oddział, miało nie lada problem: znaki i drogowskazy pierwszych szlaków (z Piwnicznej do Jaworek przez Kosarzyska i Obidzę; z Rytra na Przehybę i dalej do Szczawnicy) były systematycznie niszczone, a wędrujący turysta budził wśród ludzi miejscowych co najmniej niechęć. Nic dziwnego – żyli tu od kolebki, ale jakoś nie przyszło im do głowy, że chodzenie po górach może być źródłem podniosłych przeżyć. Szlaki te wytyczył Kazimierz Sosnowski, wybitna postać polskiej turystyki, nie tylko górskiej, autor pierwszego przewodnika, cenionego przez kilka pokoleń wędrowców.

Znaki turystyczne (…) często już po kilku dniach, a niekiedy jeszcze wcześniej, niszczone były przez nieufną i nieświadomą czynionych szkód ludność miejscową. (…) To, co początkowo członkowie „Beskidu” skłonni byli przypisywać „niesfornej ręce psotników”, okazało się powszechniejszą obawą miejscowych przed nieznanym dotąd zjawiskiem – turystą wędrującym po górach w poszukiwaniu doznań estetycznych, a więc dla motywacji całkowicie nie do pojęcia dla mieszkańców Beskidów, ludzi na co dzień borykających się z twardymi i nieubłaganymi koniecznościami życiowymi. (…) Odwołując się do uczuć religijnych, na metalowych tablicach ze znakami i informacją turystyczną umieszczono wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej, który – jak pokazała przyszłość – okazał się dostateczną rękojmią nietykalności (Leszek Migrała) Po wielu latach znakarz wdał się w rozmowę z miejscowym staruszkiem.

- Panie, znaczy się, będzie wojna?

- ???

- Bo ja pamiętam, że jak pierwszy raz malowaliście takie znaki, to parę lat później przyszła Wielka Wojna, a po niej Polska.

Forma graficzna znaków (dwa białe paski, między nimi kolorowy), która później przyjęła się w całej Polsce, narodziła się na Sądecczyźnie. Jej autorem był Feniks Rapf (1891-1972), długoletni prezes Oddziału PTT „Beskid”, człowiek wielkich zasług, między innymi autor pionierskiego przewodnika „Park Narodowy w Pieninach”. Osobiście wyznakował 470 kilometrów nowych szlaków.

Sądecki oddział TT, obok zakopiańskiego, lwowskiego i kołomyjskiego – jako jeden z pierwszych powołał sekcję narciarską. Widok „łyżwisty” był jeszcze bardziej niecodzienny niż letniego plecakowca. Jeden z prekursorów tej formy turystki omal życiem nie przypłacił szusu z wierchu ku wsi. Został otoczony przez rozognionych Hucułów z widłami i siekierami w dłoniach. „Did’ko, did’ko!” Czyli diabeł. Bo tylko siła nieczysta może poruszać się w kopnym śniegu z taką szybkością. Nadarzyła się więc okazja, by wygłosić pogadankę o nowym sporcie, z pokazem sprzętu i zachętą, by któryś z miejscowych spróbował.

Pierwszy schron turystyczny (na Runku) stanął w 1925 roku, pierwsze schronisko na Jaworzynie Krynickiej w 1934. Ale już w 1908 roku Oddział „Beskid” postanowił zbudować schronisko na Prehybie czyli Przehybie (tradycyjna nazwa uległa spolszczeniu). Starania o fundusze i działkę trwały prawie trzydzieści lat. Ruska gmina Szlachtowa nie chciała sprzedać Lachom ani piędzi swojej hali. Zaś właściciel lasu, Adam Stadnicki był przeciwny budowie ze względów ochroniarskich. Dopiero w 1936 r. zgodził się sprzedać parcelę. (Bogdan Mościcki) Chyba nie o to chodziło, że Lachy (słowo to w znaczeniu obelżywym używane było przez Ukraińców w Małopolsce Wschodniej, Łemkowie przezywali Polaków „Mazury”), ale że górale, zarówno polscy jak ruscy, byli ogromnie przywiązani do swej ziemi i niechętnie przyjmowali wszelkie nowinki. Nikomu przez myśl nie przeszło, jaki los niebawem spotka zarówno hrabiego, jak szlachtowian.

Powrót na Sądecczyznę, Antoni Kroh, Wydanie I, Nowy Sącz 2019. Fragm. str. 186-188, W górach i u wód.







Dziękujemy za przesłanie błędu