Dobra książka: Szymon Hołownia, "Instrukcja obsługi solniczki" (5)
O solidarności
W związku z nową książką miałem ostatnio osiem spotkań autorskich w środkowej Polsce, na Podlasiu i na Śląsku. W sumie tysiąc, dwa tysiące ludzi. Gdy w debacie pojawiały się wątki bieżące, mówiłem m.in. o tym, jak zmęczeni jesteśmy polityką. A mimo to wciąż o niej gadamy. Jest ona jak wrzód na wiadomo czym, o którym człowiek sobie przypomina zawsze, gdy siada. Z jednej strony nas to wyniszcza, z drugiej – jesteśmy jak alkoholik, który jeszcze nie zaliczył dna: powtarza, że da sobie z tym radę. (...)
Żyjemy w wolnym państwie, nie ma wojny, a ludzie sprawiali wrażenie śmiertelnie swoim krajem zmęczonych. Jakby nie było już obywateli, lecz poborowi przymusowo wcieleni do plemiennych wojsk, tęskniący za odebraną im podmiotowością.
W czasach mojej zamierzchłej młodości każda rozmowa – nawet o pogodzie – była pretekstem, by dowalić komuchom. Tyle że dziś komuchy od dawna są w muzeum, a śmiertelną wojnę toczą w Polsce dwie frakcje wywodzące się z Solidarności. Dzięki którym z tego pojęcia nie zostały nawet strzępy. (...).
Jedni mają program: „Precz z tamtymi”. Drudzy: „Precz z tymi, którzy mówią: precz z tamtymi”. (…). Przez ostatnie ćwierć wieku wypracowaliśmy tylu nowych Piłsudskich i Che Guevarów, Robin Hoodów i Adamów Smithów, Bolków oraz Lolków, że moglibyśmy ich eksportować. Teraz przydałby nam się ktoś, kto realnie umiałby zlepić Polaków wokół jedynej wspólnej idei, jaka nam jeszcze w genach została. Nie wokół historii, narodu, wiary, Europy czy portfela, lecz właśnie wokół solidarności. (…).
Ten oddolny, instynktowny odruch należy na maksa rozdmuchać i przenieść wyżej, jak najwyżej. My się już nigdy nie dogadamy przy użyciu obecnie stosowanych w debacie publicznej narzędzi. To, co sobie nimi możemy zrobić, to wyłącznie wzajemna ideologiczna okupacja. Powinniśmy więc cofnąć się o krok i sięgnąć po te narzędzia, których jako ostatnich umieliśmy używać wspólnie. Właśnie po solidarność. Tę, o której pisał ks. Tischner: à la miłosierny Samarytanin, który gdy ktoś krwawi, nie wygłasza przemówień, nie leci tropić winnych, tylko pochyla się i jak umie, tak bandażuje. Tę, o której pisał Karol Wojtyła w „Osobie i czynie”, a później w encyklikach: solidarność społeczną, kiedy to ludzie razem biorą odpowiedzialność za to, co mają razem, ustępują z odrobiny swoich praw, zasobów, racji, i w ten sposób powstaje coś, czego wcześniej nie było: dobro wspólne. Bo przecież nie wszystko trzeba koniecznie mieć na własność, żeby się tym cieszyć (patrz Tatry albo Półwysep Helski), (…).
TP 22/2016
Szymon Hołownia, „Instrukcja obsługi solniczki”, felietony z „Tygodnika Powszechnego”, Wydawnictwo WAM, 2017
Dziękujemy wydawnictwu WAM za udostępnienie wybranych fragmentów