Dobra książka: Tamten Kraków…Tamta Krynica. Eleonora z Cerchów Gajzlerowa (5)
(…) Gdy przez szereg miesięcy zapomniany na strychu kosz wiklinowy nieprzeciętnych rozmiarów, nazywany przez nas ,,arką Noego”, wytrzepany, wyczyszczony stawał na honorowym miejscu obok stołu w pokoju jadalnym – był to nieomylny znak wyjazdu ojca do Krynicy.
Odbywało się to w pierwszych dniach maja, nigdy później, bo sezon w Krynicy rozpoczynał się 15. Pakowanie należało do matki. Brało się rzeczy niezbędne, ale i trochę takich ,,na wszelki wypadek”. Poza tym przedmioty dekoracyjne, jak: portiery, firanki, dywany, ozdobne serwetki, obrazki, wazony na kwiaty itp. Ojciec przygotowywał do pakowania swój sprzęt lekarski.(…)
Nadchodził dzień wyjazdu. Wszystko już spakowane. Rzeczy większe jak kosz i pościel zostały wcześniej nadane na bagaż. Żegnany czule, wycałowany ojciec schodził do dorożki. Kasia z walizkami ulokowanymi już w dorożce czekała. Ona przez dwadzieścia lat jeździła z ojcem do Krynicy. Gotowała świetnie, prała i prasowała pięknie, a i pacjentki bardzo ją lubiły. W końcu dorożka z naszym ukochanym ojczulkiem znikała z oczu. Pierwsza wiadomość o przebiegu podróży przychodziła w formie karteczki pisanej na stacji w Tarnowie, gdzie wypadała przesiadka. Z Krynicy dostawaliśmy prawie każdego dnia bodaj krótkie komunikaty, np. że spadł śnieg. Parę promyków słońca wystarczało, aby nie zostawało po nim nawet wspomnienia. W kilka tygodni potem przychodził zwykle meldunek, że słowiki w parku i w krzakach jaśminu za domem urządzają piękne koncerty. Ta wiadomość wywoływała u nas uczucie tęsknoty i niecierpliwości. W Krakowie było nam coraz duszniej, liczyliśmy dni do wyjazdu. Gdy zbliżało się lato, marzyliśmy o Krynicy, gdy kończyło się, cieszyliśmy się na powrót do Krakowa. (…)
Tamten Kraków…Tamta Krynica. Eleonora z Cerchów Gajzlerowa. Wydanie trzecie, Wydawnictwo SPES Kraków, 2007 r, Przedmowa, str. 115 – 117.