Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 17 kwietnia. Imieniny: Anicety, Klary, Rudolfina
27/08/2020 - 15:50

Marsz trwa trzy tygodnie.

Ten list prześlę przez alpinistów francuskich, którzy schodzą na dół po zdobyciu sąsiedniej góry. Kochani, opiekujcie się Marianką i sobą i nie martwcie się o mnie. Całuję Was mocno, Hala

[...] W czasie karawany Halina nie czuje się dobrze wśród kolegów i zaczyna tęsknić za domem. „Czuję się coraz gorzej, coraz bardziej wyobcowana i zła — pisze w liście do męża. — Wczoraj wieczorem było mi już tak źle jak nigdy, widocznie nie pasuję do tego towarzystwa i vice versa. (…) Januszku mój ukochany — zwraca się do Janusza w liście — zawsze tak czule myślę o Mariannie, Tobie i domu — kochanie moje, strasznie Cię kocham, nawet nie wiesz jak bardzo i jak jestem do Was przywiązana”.

O atmosferze w zespole pisze w jednym z wcześniejszych listów z tej wyprawy: „Jest tak nieprzyjemnie, jak się spodziewałam, ale mimo to trudno się przyzwyczaić zwłaszcza do chamstwa, ale to takiego, że ludzkie pojęcie przechodzi. Poza tym — Halina narzeka dalej w liście do Janusza — panuje tu taki bałagan, że nie wiadomo, co z tego wyniknie, w każdym razie nic dobrego się nie kroi”.

Marsz trwa trzy tygodnie.

Wspinacze idą każdego dnia nawet przez dziesięć–dwanaście godzin, mijając po drodze górskie wioski, a potem przechodząc lodowiec Baltoro. Dla himalaistek, które niosą na plecach spory ciężar, jest to zaprawa przed tym, co je czeka w górach. „Pierwsze dni były bardzo męczące — Halina wspominała tę karawanę — mieliśmy plecaki niewiele lżejsze od ładunków kulisów, etapy były długie (od siedmiu do dwunastu godzin marszu), a większość z nas przyjechała do Pakistanu prosto «zza biurka», zmęczona pracą zawodową i przygotowaniami organizacyjnymi”.

W tamtym okresie alpiniści wiele przed wyprawą nie trenują. Na trening nie ma czasu, bo przygotowania do wyprawy pochłaniają cały wolny czas po godzinach pracy. Niektórzy znajdują na to sposób i trenują w trakcie pracy.

— Ja wbiegałem na dwudzieste czwarte piętro Pałacu Kultury, gdzie wtedy pracowałem — mówi uczestnik tamtej wyprawy Janusz Onyszkiewicz. — W przerwach między zajęciami ścigałem się z windą.

Wspinacze wierzą, że trening może im zastąpić wędrówka z ciężkim plecakiem, będąca zaprawą kondycyjną, czyli karawana.

W końcu docierają do bazy, którą zakładają na wysokości ponad 5000 metrów n.p.m., i rozbijają namioty.

Halina pisze stamtąd list do domu, będąc najwyraźniej już w lepszym nastroju niż w czasie karawany.

„Kochani!
Jesteśmy już w Bazie, czyli w «domu» na wysokości ok. 5200 m n.p.m. Ja mieszkam w namiocie razem z lekarką i jednym kolegą — najmłodszym uczestnikiem wyprawy. (…) Czuję się dobrze i w ogóle układa się wszystko tutaj raczej dobrze. Góry są przepiękne, tylko ostatnio popsuła się pogoda i pada śnieg. W czasie dojścia opaliłam się tak, że schodzi mi cała skóra z twarzy — no ale to przejdzie. Ten list prześlę przez alpinistów francuskich, którzy schodzą na dół po zdobyciu sąsiedniej góry. Kochani, opiekujcie się Marianką i sobą i nie martwcie się o mnie. Całuję Was mocno, Hala”.

[...]

Anna Kamińska "Halina. Dziś już nie ma takich kobiet", Wydawnictwo Literackie 2019

Dziękujemy Wydawnictwu Literackiemu za udostepnienie wybranych fragmentów







Dziękujemy za przesłanie błędu