Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
24/10/2020 - 16:00

„Mój kochany, trzeba mieć do ludzi zaufanie”

Kiedy naziści przekształcają obóz koncentracyjny w machinę śmierci, Pilecki tworzy w nim ruch oporu. W ludziach, dla których jedynym celem jest przetrwanie, budzi nadzieję i wolę walki. Jego raporty – będące dramatycznym wołaniem o pomoc z samego środka piekła na ziemi – wydostają się za druty obozu. Ale pomimo ich przerażającej treści ratunek nie nadchodzi.

Rozdział: Okupacja

Witold Pilecki, przybywając do Warszawy, musiał widzieć zawieszone na latarniach plakaty z dekretami Hansa Franka. Stawało się jasne, że Niemcy zamierzają dokonać zniszczenia Polski poprzez rozerwanie jej tkanki społecznej i nastawienie rożnych grup etnicznych przeciwko sobie.

Jednak na tychże samych latarniach i plakatach pojawiały się również naklejki, na których znajdowała się polska odpowiedź na nowe regulacje: „Komendant Piłsudski powiedziałby: a my was w d… mamy”. Często w rożnych miejscach pojawiał się sporej wielkości plakat przedstawiający Hitlera z odstającymi, kręconymi wąsami i długimi uszami. 9 listopada Witold skontaktował się z towarzyszem broni Janem Włodarkiewiczem. Umówił się na spotkanie, w którym mieli wziąć udział także inni potencjalni członkowie tajnej organizacji. [...]

Witold Pilecki starał się wówczas w swojej pracy werbunkowej unikać miejsc publicznych. Szukał nowych członków organizacji raczej wśród ludzi, którzy wyróżniali się podobnymi cechami co on: naturalną rezerwą i powściągliwością. Szybko zrozumiał podstawową prawdę o działaniu w konspiracji. Narodowość, język i kultura były ważnymi więzami w każdej grupie społecznej, ale ostatecznie sieć TAP bazowała na podstawowej cesze ludzi honoru: wzajemnym zaufaniu. Wciągnięcie do organizacji było aktem powierzenia swojego życia nowemu członkowi. I odwrotnie. Czasami ci, których Witold wybrał, wydawali się zaskoczeni obdarzonym zaufaniem (16).

„Dlaczego mi ufasz?” (17) – zapytał jeden z nich. „Mój kochany, trzeba mieć do ludzi zaufanie” (18) – odpowiedział Witold. Nie zawsze udawało się Witoldowi właściwie ocenić temperament nowego członka. Nieustannie martwił się, że jakiś nadgorliwiec wpadnie i wsypie całą siatkę. [...]

Witold starał się pielęgnować swoją armię, która do grudnia 1939 roku liczyła prawie stu mężczyzn, głownie młodych. „Był osobowością ciekawą o dużej wrażliwości” – wspominała Eleonora. „Natychmiast reagował na każdą ludzką niedolę”. Żołnierz, którego zwerbował, żartował z uznaniem, że zachowywał się niczym „niańka”. Witold zaczął odnajdywać się w nowej roli. Sam się dziwił, z jak wielką łatwością dostosował się do zmienionej rzeczywistości. Ograniczenia jego dawnego życia teraz nie miały już znaczenia. Dawno nie czuł się tak wolny (20).


Jack Fairweather „Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego”, przekład Arkadiusz Romanek, Instytut Pileckiego, Znak Horyzont, Kraków 2020
Dziękujemy wydawnictwu Znak Horyzont za udostępnienie cytowanych fragmentów.







Dziękujemy za przesłanie błędu