Pandemia samotności
Wirus SIV
Niezależna brytyjska Fundacja Zdrowia Psychicznego (The Mental Health Foundation) po raz kolejny zmierzyła samotność obywateli Zjednoczonego Królestwa. Stosując opracowaną w 1978 roku przez Daniela Russela, psychologa z kalifornijskiego uniwersytetu UCLA, tzw. skalę samotności, stwierdzono, że w 2016 roku 48 procent kobiet i mężczyzn w wieku 18–24 (sic!) lat czuło się samotnych. Dla przedziału wiekowego 25–34 odsetek samotnych wynosił 39 procent. Najmniej („tylko” 25 procent) samotnych, co również mnie wydaje się paradoksalne, było w grupie wiekowej 65+. Podobne badania instytucja przeprowadziła w 2006 roku, na tak samo licznej próbie i stosując tę samą skalę Russela. W porównaniu z poprzednimi sprzed dziesięciu lat średnio (z wyłączeniem seniorów 65+) odsetek ludzi deklarujących, że czują się w wysokim stopniu samotni (ponad 30 punktów na skali Russela), wzrósł o 18,2 procent. Co roku więc ponad 1,8 procent Brytyjczyków dołącza do grupy „chorych na samotność”.
Samotność nie ma nic wspólnego z geografią. Jestem pewien, że podobnie samotni są i Niemcy, i Francuzi, i Amerykanie, i także my, Polacy. Samotność to nie „stan umysłu”. Samotność to także nie jakaś przemijająca dolegliwość hipochondryków. Samotność to wirus poważnej choroby. Tak z przekonaniem twierdzi profesor John T. Cacioppo z uniwersytetu w Chicago, zajmujący się zjawiskiem samotności od ponad dwudziestu pięciu lat. Z jego szczegółowych badań i studiów wynika, że osoby odczuwające długotrwałą „socjalną izolację” (tak Cacioppo określa naukowo samotność) są zdecydowanie bardziej podatne na absolutnie każdą z chronicznych chorób. Rozprzestrzeniający się w świecie wirus SIV („social isolation virus”), czyli wirus samotności szkodzi im podobnie jak wypalenie około piętnastu papierosów dziennie, nadużywanie alkoholu, porównywalne z alkoholizmem, oraz otyłość. (…). Szacuje się, że samotność zwiększa współczynnik przedwczesnej umieralności o 26 procent i jest tym samym porównywalna z ryzykiem wynikającym z zachorowania na raka prostaty u mężczyzn lub raka piersi u kobiet.
(…)
Pandemia samotności i związanych z nią ciągle rosnących wydatków w przestrzeni ochrony zdrowia i ubezpieczeń społecznych stała się w niektórych krajach sygnałem alarmowym. W Paryżu i w jedenastu innych dużych miastach Francji 23 stycznia 2018 roku obchodzono nowo ustanowiony Dzień Samotności, z kolei kilka dni wcześniej Theresa May, premier Wielkiej Brytanii, powołała pierwszego w świecie ministra samotności. Stanowisko, którego już sama nazwa wydaje się wielu sceptykom zabawna albo irytująca. Zupełnie innego zdania jest powołana na to stanowisko czterdziestotrzyletnia Tracey Crouch, która ze swoim zespołem — dysponując niemałym budżetem — opracowuje strategię, jak przeciwstawić się postępującemu osamotnieniu Brytyjczyków, twierdząc przy tym, że jej ministerstwo przedłuży im życie.
Minister Crouch ma rację. Badania z Japonii dowodzą, że w regionach, gdzie żyje najwięcej stulatków, samotność jako taka nie istnieje. Do najpóźniejszej starości ludzie są socjalnie zintegrowani. Na Okinawie, na przykład, obowiązuje do dzisiaj bardzo stara, piękna tradycja, która „zmusza” kobiety w podeszłym wieku do spotkania się każdego dnia z pięcioma przyjaciółkami. Spotykają się naprawdę, a nie na Facebooku albo Instagramie. Fundacja Zdrowia Psychicznego z Anglii posiada także inne statystyki. Według nich w tym naszym rzekomo „rozkochanym” maju ludzie czują się samotni najbardziej. Bardziej niż w listopadzie…
Janusz L. Wiśniewski, "Nazwijmy to miłość", Wydawnictwo Literackie 2020