Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
11/07/2020 - 16:10

"Pożegnaliśmy się z Europą. Wjeżdżaliśmy do Azji"

Archiwalne dokumenty sowieckie mówią o 320 tysiącach wygnanych. IPN mówi o 800 tysiącach. Według GUS oraz historyków II Korpusu i tych, którzy zostali po wojnie w Anglii, było to 1,3 miliona osób – i taką też liczbę przyjmuje Zarząd Główny Związku Sybiraków. Co trzeci zesłaniec zmarł jeszcze na Syberii. [wstęp, M. Odrobińska]

Z rozdziału: „Mirosław. Wojenne Eldorado” [historia Mirosława Popławskiego]

(…) Po powrocie do domu szykowaliśmy się do ucieczki, o świcie mieliśmy bowiem iść do gajowego Książka. Poszliśmy spać. O drugiej w nocy obudził nas łomot do drzwi. Po chwili stanęło w nich trzech uzbrojonych mężczyzn – Rosjanin w mundurze NKWD i dwóch Białorusinów. Znali nas, a my ich – mama uczyła ich dzieci matematyki w szkole. Ogólnie Rosjanie nie są źli. Są gościnni, podzielą się ostatnią kromką chleba. Ale nie daj Boże, niech taki dostanie czerwoną opaskę na ramię – jest wtedy carem i Bogiem. Zrobili rewizję, a że nic nie znaleźli, odczytali wyrok, że jako „element niepewny” zostaliśmy zakwalifikowani do deportacji w głąb Rosji. Dostaliśmy godzinę na spakowanie. (…)

Mama spojrzała na nas: na ośmio- i dziewięciolatka, którzy mieli strach w oczach, przeniosła wzrok na wózek, w którym leżało niemowlę, po czym osunęła się na fotel i powiedziała: „Możecie nas pozabijać. Nigdzie nie jedziemy”. I zapadła w letarg. Ta dzielna, zaradna kobieta! Mężczyźni spojrzeli po sobie i zaczęli nas pakować: dokumenty, pościel, żywność, ciepłe ubrania. Ubrali nas, Leszka, na końcu mamę. Zapakowali na sanie i zawieźli na stację do Mołodeczna. Stało na niej z pięćdziesiąt wagonów. Rosjanie wpychali nas do nich z okrzykami: „Bystrieje, polskie pany!”.

Każdy wagon miał starostę, który składał raport ze stanu osobowego, delegował osoby po kipiatok. Co dwa, trzy dni wjeżdżało wiadro niezjadliwej kaszy jęczmiennej okraszonej zjełczałym olejem. Wrzątek zarezerwowany był dla chorych i małych dzieci. My lizaliśmy nity, ale to się kończyło odparzeniami języka i jamy ustnej. Zbieraliśmy też osiadły na ścianach pociągu śnieg lub sople – wszystko czarne od sadzy. Białorusini spakowali nam butelkę wina i teraz mama zwilżała nim nasze usta. (…)

W Magnitogorsku pozwolili nam wysiąść. Wyszliśmy brudni i śmierdzący. Za rampą widniał biały pas, a za nim ustawione były kulomioty typu maxim. Przez megafon dźwięczały komunikaty: „Kto przekroczy białą linię, zostanie zabity. Bez ostrzeżenia”. Umyliśmy się w śniegu, rozprostowaliśmy nogi, wynieśliśmy trupy. (…)

Statystyki mówią, że spośród wywiezionych w czasie pierwszej wywózki – a była to wyjątkowo mroźna zima – jeszcze w drodze zmarł co dziesiąty.
Pożegnaliśmy się z Europą. Wjeżdżaliśmy do Azji. Dnia 4 marca zatrzymaliśmy się na stacji Kwitok. Byliśmy w obwodzie irkuckim, od domu dzieliło nas 5 tysięcy kilometrów. Komendant obozu, Sorokin, major NKWD, powitał nas słowami: – Przyjechaliście tu, by sumienną pracą dla dobra socjalizmu zapracować na miano godnych obywateli tego wielkiego kraju – ZSRR. Będziecie tu do śmierci, a traktowani będziecie jako element niepewny i krnąbrny, podlegający resocjalizacji.

Dodał jeszcze to, co słyszeliśmy potem wielokrotnie i co miało odebrać nam resztki nadziei: „Polszy uże niet”. Rozległ się szloch, płacz, krzyki, przekleństwa, po czym załadowano kobiety, dzieci i nasze tobołki na przygotowane już kilkadziesiąt par sań i popędzono nas 10–12 kilometrów do osady Udacznyj. „Udane osiedle” okazało się zwyczajnym łagrem. Na placu o wymiarach 500–700 metrów bieżących stało w rzędach piętnaście baraków z okienkami 30×30 centymetrów wypchanymi szmatami, bo szyby były tylko gdzieniegdzie, częściej – pęcherze rybne. Na tym placu nas zebrano i przeszukiwano bagaże – od razu zabrano radioodbiorniki, aparaty fotograficzne, zakazane książki i czasopisma. „Polskich panów” resocjalizować mieli radzieccy kryminaliści, gotowi znęcać się nad nami za byle co. Byli gorsi od NKWD, a nawet od komendanta chodzącego zawsze z bronią i wilczurem. Omijaliśmy ich szerokim łukiem. (…)

Monika Odrobińska "Dzieci wygnane", Wydawnictwo ZNAK, czerwiec 2020
Dziękujemy Wydawnictwu ZNAK za udostępnienie wybranych fragmentów

W powyższych fragmentach nie uwzględniono przypisów.







Dziękujemy za przesłanie błędu