Sławomir Mrożek: Styl mój, dzień mój, moja praca przesycone są "Polakiem"
16 października 1965
Jestem w kryzysie. Próbując z niego wyjść, niech się zastanowię najpierw nad tym, co mi w wyjściu przeszkadza.
Przede wszystkim napięcie wynikające z dążenia, z ambicji, żeby coś wielkiego i mądrego powiedzieć, żeby pisać życiem swoim i bolesną swoją egzystencję wspaniale w ogniu sztuki oczyścić. Powinienem zapomnieć, że jestem pisarzem, że czekają na mnie w Polsce teatry, że docenia i przecenia mnie krytyka, że w ogóle i tak dalej. W napięciu niczego się nie zrobi.
Byłoby całkiem zdrowe, gdybym teraz napisał tylko pogodną komedię, o ile ja pogodne komedie w ogóle mogę pisać, inaczej więc mówiąc, żebym napisał coś bezpretensjonalnego, co by nie chciało wygłaszać prawdy o współczesnym świecie, ani nie bolało, ani nie naprawiało, ani specjalnie nie piętnowało, ani w ogóle żadnej rzeczy, która jego jest. (…). Rzeczywiście, kiedy teraz myślę o napisaniu czegokolwiek, ogarnia mnie od razu bezwład i zniechęcenie, z dwóch powodów. Po pierwsze, od razu czuję na sobie odpowiedzialność, po drugie, ponieważ świat jest niezmierzony i wielki, a ja, czując to, doznaję paraliżu. (…)
Bądź z powrotem trochę rzemieślnikiem, trochę artystą, trochę człowiekiem, który potrzebuje pieniędzy i zajęcia stosownego dla siebie. Zwolnij się od ciężaru zadania, przestań się bać, że czemuś nie podołasz, że coś musisz koniecznie. Dopóki w tym, co napiszesz, będzie się wyczuwało znowu, że coś musisz i czegoś się obawiasz, nie będzie to dobre.
3 lipca 1966
Styl mój, dzień mój, moja praca przesycone są „Polakiem”. Nie można bez przerwy wyrzekać na Polaka w ogóle, nie zabrawszy się do wytępienia polactwa w sobie, nie polskości, tylko polactwa. Polak jest przede wszystkim słaby, tu zaczynają się jego późniejsze kłopoty. Słaby i miękki wobec siebie, rozlazły i szukający ulgi, wymówki, odpoczynku, zapomnienia. Jak dziecko ogląda się ciągle za tym, żeby mu było wesoło i przymilnie, obrażony jest na życie za to, że nie jest jego snem o sobie. I jak dziecko szuka zadośćuczynienia za życie w wyobrażeniu o swoim pogrzebie, kiedy to wszyscy będą go żałowali. (…)
Sławomir Mrożek, Dziennik, tom 1: 1962-1969, Wydawnictwo Literackie