Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
22/11/2020 - 16:20

Staram się "podnosić to, co ludowe do poziomu ludzkości"

Chłop czuje, ale nie wie, co czuje – nie ma słowa. No i tak czuje, czuje, lata lecą, a on nie wie co, jak to nazwać. I wtedy wójcina postanawia założyć we wsi kółko retoryczne.

Rozdział: Moje Podhale

[...]. Teraz to jest takie koło. Co jakiś czas tam wracam, wyjeżdżam i wracam. I jak to kiedyś Norwid ładnie powiedział: staram się „podnosić to, co ludowe, do poziomu ludzkości”. Tylko teraz przede wszystkim obserwuję bardzo głębokie przemiany przez wieś idące – przemiany gospodarcze, polityczne. Ta wieś znalazła się w jakimś impasie, powstaje problem, jak ona przeżyje, jak przetrzyma. I tak mi się wydaje, że jest pewien błąd w dzisiejszym myśleniu o wsi. Ludzie myślą przede wszystkim o jej stronie ekonomicznej, natomiast o wiele mniej myśli się o jej stronie kulturowej. Tymczasem aby uratować to, co na wsi najcenniejsze, trzeba zacząć od ratowania głowy, a nie od ratowania podglebia. Ja myślę, że gdy idzie o formuły ratowania rolnictwa, zwłaszcza w górach, to one są znane w Austrii, wypróbowane.

Natomiast jeśli chodzi o formuły ratowania głowy, to one też są wypróbowane, natomiast u nas jakoś mniej się to zadanie docenia.

Dzięki temu przywiązaniu do problematyki chłopskiej w pewnym momencie stałem się pośrednikiem między chłopami polskimi a chłopami austriackimi. No, „pośrednictwo” to może nawet tak za dużo powiedziane. Rzekłbym, że stałem się takim, jeśli tak można powiedzieć nieliteracko, wajchowym, który w odpowiednim momencie przesunie wajchę i sprawi, że dwa pociągi się zderzą. I właśnie tak się zderzyły dwa pociągi – polscy chłopi z południa z austriackimi chłopami. Do dzisiaj trwa wzajemna wymiana, komunikacja. Posyła się tam młodzież na naukę. Chłopcy, dziewczęta jeżdżą na praktyki rolnicze. Starają się przywieźć z Austrii do Polski nie tylko trochę grosza, ale także trochę umeblowanych głów.
Oczywiście, nie jest żadną tajemnicą, że w tym wszystkim ja się kieruję zasadą kumoterstwa, to znaczy Łopuszna ma tutaj zdecydowane przywileje i pierwszeństwo przed innymi miejscowościami. Ale też nie ma się co dziwić – ludzie z Łopusznej zajmują co ważniejsze stanowiska w gminie, a jak będą powiaty, to pewnie i w powiecie. I to jest zrozumiałe.
I tu mi się przypomina piękna historia opowiedziana przez Tadeusza Nowaka w powieści Diabły. Rzecz dzieje się za okupacji. We wsi, w której żył autor, jest wójcina, a nie wójt. Jest wojna i wiele problemów – ale ona ma tylko jeden problem na oku. Mianowicie we wsi, gdzie rządzi, jest dużo starszych panien, a w związku z tym także dużo kawalerów. I to jest dramat jej i dramat wsi. I ona nie wie, czemu panie nie mogą spotkać panów i odwrotnie.
I dochodzi do wniosku, że winę ponosi wymowa: że chłopy coś czują, ale nie umieją powiedzieć. Chłop czuje, ale nie wie, co czuje – nie ma słowa. No i tak czuje, czuje, lata lecą, a on nie wie co, jak to nazwać. I wtedy wójcina postanawia założyć we wsi kółko retoryczne. Daje zadania chłopom: mają pięć minut mówić, potem dziesięć minut – o, coś podobnego, jak te zadania radiowe. I proszę sobie wyobrazić, że po jakimś czasie wszyscy się żenią. Ale nie dość tego. Kiedy przychodzi potem władza ludowa, to chłopi z tej wsi zajmują wszystkie ważne stanowiska w powiecie, bo byli jedynymi, którzy potrafili się wysłowić. I coś mi się wydaje, że rzecz podobna dzieje się w tej chwili w Łopusznej.

Ks. Józef Tischner „Mądrość człowieka gór”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019







Dziękujemy za przesłanie błędu