Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
13/12/2021 - 16:45

"Zaczął mu rewidować kieszenie. I znalazł. Ulotkę."

"Raport o stanie wojennym" Marka Nowakowskiego, opublikowany przez Instytut Literacki w Paryżu w latach 1982-1983, był kilkakrotnie wydawany w kraju przez oficyny niezależne.

Opowiadanie Rewizja

Dziś bardzo rewidowali. Szczególnie młodych. A już jak któryś niósł torbę, czy plecak, to od razu został zatrzymany. Najgorszy był posterunek za kościołem Świętego Ducha. Mieszany. Milicjanci i żołnierze. Nikogo nie przepuścili. Oczy mieli bystre i wyczucie jakieś diabelskie. Szedł chłop z workiem. Popatrzyli i puścili swobodnie. Nawet się za nim nie obejrzeli. Nie było w nich żadnej rozterki. Za chwilę pokazał się młody człowiek z dzieckiem. Córeczkę prowadził na spacer. Przez ramię miał przewieszony chlebak. Niepozorny, zielony chlebak. Już ich mijał.
- Chwileczkę! – powiedział milicjant z wąsikiem, cyganowaty z wyglądu, dwie belki nosił na pagonach.
Tak niedbale, kocio zbliżył się do młodego tatusia. Maszynową broń przewieszoną miał przez szyję. Prawą dłoń trzymał na rączce. Myśliwy. Zaczął grzebać w tym chlebaku. Zręcznie i sprawnie. Papiery jakieś wyciągnął. Zwitek bibułkowatych maszynopisów sprytnie wsunięty do foliowego opakowania z włoszczyzną. Oczy mu się zaświeciły i zaprowadził młodego tatusia pod arkady. Tam urzędował dowódca posterunku. Zostawił zatrzymanego i zaraz stamtąd wyskoczył, gotowy do polowania na kolejną zwierzynę. Najwięcej miał trafień. W ciągu kilkunastu minut zatrzymał dziewczynę i starego o lasce. Znalazł coś u nich. Stary bardzo był przebiegły. Niósł wypchaną teczkę, a w niej nic. Jednak kapral był cwańszy od niego. Zaczął mu rewidować kieszenie. I znalazł. Ulotkę. Ucieszył się.

Żołnierze mniej się starali. Ale też musieli. Czasem kapral z wąsikiem odpoczywał sobie i patrzył na nich czarnymi, bystrymi ślepiami. Wszystko widział. Musieli ludzi zatrzymywać. Podział pracy był taki: wojsko polowało po jednej stronie jezdni, milicjanci zaś trzymali się prawej strony.

Właśnie wypalił kapral papierosa i zajął się trzema studentkami. Szły sobie trzymając się pod ręce, roześmiane, jakby nic. Ale mu podpadły. Zatrzymał się i pogrążył się w bebeszeniu ich torebek.
Wtedy prawie równocześnie jeden z żołnierzy też zatrzymał dziewczynę. Szła sama. W bardzo grubych okularach. Słabo musiała widzieć. Szła prosto na niego i młody żołnierz zagrodził jej drogę. Nie był biegły w rewidowaniu. Zmarzniętymi palcami grzebał w jej białej torbie z napisem Coca-Cola. Wypadła na ziemię kosmetyczka. Podniósł szybko.
- Przepraszam – wymamrotał.
Nieśmiały żołnierz.
Wyciągnął z samego dna torby broszurę w zielonych okładkach. Wyraźnie lewa rzecz. Takie broszury wydawali w wolnych wydawnictwach przed wojną. Może i teraz wydają. Wyłuskał z torby tę lewą rzecz i rozejrzał się jak złodziej.
Cygan, znaczy kapral MO, ciągle jeszcze był zajęty tamtą żeńską trójką. Inni też. Całą grupą otoczyli wysokiego w czarnym, wielkim kapeluszu. Niósł wielką walizę. I oni do tej walizy.
Młody żołnierz jeszcze raz rzucił dookoła płochliwe spojrzenie i z powrotem wpuścił tę zieloną broszurę do torby.
- Dziękuję- powiedział. – Może pani iść.
Dziewczyna stała dalej. Wyraźnie oszołomiona. Czerwona jak burak. I naraz ruszyła szybkim krokiem. Bardzo niedoświadczona. Ale nikt niczego nie zauważył.
 

Marek Nowakowski "Raport o stanie wojennym", Niezależna Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1982







Dziękujemy za przesłanie błędu