Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
14/12/2019 - 12:50

"Powrót na Sądecczyznę" Antoniego Kroha - jak On pisze o Janie Stachu...

Szczęśliwa to ziemia, mająca kronikarzy, potrafiących tak prawdziwie opisać jej historię. Opisać piękno i odrębności, nie tylko w dziejach, krajobrazie, ale w ludziach tkwiące. Gdy zaś znajdą się i ci, co potrafią pisarza w jego staraniach wesprzeć, powstają dzieła wyjątkowe. Takie jak "Powrót na Sądecczyznę" Antoniego Kroha, wydane dzięki Zygmuntowi i Marioli Berdychowskim.

Mosta Stacha. To zbudował jeden człowiek!

Rozpad tradycyjnej kultury ludowej, atomizacja społeczności lokalnych – różne są nazwy na to niewesołe zjawisko. Ale Stach doświadczał również ludzkiej życzliwości. Znajomek pożyczał mu łódkę; przewoził nią warzywa i owoce na drugą stronę jeziora, stamtąd do Sącza zaprzyjaźnionym autobusem. Rozwiązanie wówczas jedyne, ale mocno uciążliwe i czasochłonne. Inny, którego krewniak został prawnikiem i wyprowadził się do Krakowa, przekonywał, że wygrana w procesie o tak zwaną służebność drogi, czyli prawo do przejazdu, jest właściwie pewna, długo to nie potrwa i nie będzie wiele kosztować.

Ale Stach nie chciał. Czuł strach i obrzydzenie do całej procedury, odrzucał go język prawniczy, adwokatów uważał za… co tu gadać. Zresztą wygrana w sądzie to jedno, a gwoździe rozsypane na drodze całkiem co innego – i nawet jeśli uzyska korzystny wyrok i będzie w prawie, to z tymi gwoździami nie wygra. Stosunek wiejskich ludzi do prawa stanowionego to obszerne, wielowątkowe zagadnienie. Poprowadzenie drogi gdzie indziej nie wchodziło w rachubę. Obok gospodarstwa Stachów jest wąwóz, mówiąc po sądecku paryja, głęboka na kilkanaście metrów. Paryją płynie potok. Czasem po kostki, ale niekiedy zmienia się w rwącą, niebezpieczną kipiel. Stach sprowadził z gminy komisję, która orzekła, że w tym miejscu mostu zbudować się nie da. Więc Jan Stach postanowił, że sam jeden, tymi rękami, przerzuci nad wąwozem kamienny most. Niezależnie od innych codziennych obowiązków gospodarskich, rzecz jasna.

Zajęło mu to cztery lata: zaczął w maju sześćdziesiątego ósmego, skończył w siedemdziesiątym pierwszym. Most ma trzynaście metrów wysokości, dwadzieścia długości, siedem i pół szerokości. Oraz utwardzone drogi dojazdowe, kilkaset metrów. Zbudował to jeden człowiek, pięćdziesięciolatek, nie żaden młodzik. Trzynaście metrów to cztery, pięć kondygnacji w bloku. Kamień na kamieniu, kamień na kamieniu. Dzień w dzień, a i w nocy. Sąsiad, który zawodowo trudnił się murowaniem piwnic, pokazał mu, jak zbudować przepust, żeby woda swobodnie płynęła. Podpowiedział, żeby most był nieco łukowaty, dłużej postoi.

Którejś niedzieli ksiądz, prowadząc modlitwę wiernych, powiedział od ołtarza: – Módlmy się za naszego brata Jana, aby Bóg miał go w swej opiece w jego ciężkiej pracy. Wierni odpowiedzieli: – Wysłuchaj nas Panie… Poza tym robili zakłady, ile Jan wytrzyma. Największy optymista obstawiał, że najwyżej rok. Oprócz kamieni, których było w pobliżu dość, należało tylko je połupać i ułożyć jeden na drugim, potrzebny był cement. Rzecz działa się za późnego Gomułki i wczesnego Gierka.

Wieś przeżywała budowlaną gorączkę, wymieniono wówczas ponad pięćdziesiąt procent kubatury. We wsiach zbudowano systemem gospodarczym tyle mieszkań, co w miejskich blokowiskach. Z tą różnicą, że w miastach były fabryki domów, dostawy, kredyty, transport, kadra, infrastruktura  a na wiejskiej budowie trzy-cztery pary rąk, niewielkie oszczędności, najpotrzebniejsze narzędzia i chłopski -rozum (...)"  Więcej - w książce "Powrót na Sądecczyznę" Antoniego Kroha, która już niebawem ujrzy światło dzienne.







Dziękujemy za przesłanie błędu