Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 24 kwietnia. Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego
21/01/2023 - 14:45

Stan wojenny oczami dziecka. Nie puścili w telewizji „Teleranka”, ojciec palił jakieś papiery

- Zamiast ukochanego kogucika zobaczyłem smutnego pana w wojskowym mundurze – tak stan wojenny wspomina Artur Franczak, który wtedy miał zaledwie 11 lat. – Oznajmił, że coś wprowadzono, że ktoś podjął decyzję dla mojego dobra. Jakiego dobra, skoro nie mogą obejrzeć swojego programu? Nie, to nie było moje dobro.

Artur Franczak na łamach kwartalnika „Sądeczanin HISTORIA” wspomina stan wojenny oczami dziecka:

- To było niczym obrzęd religijny, magiczny obrzęd. Co niedzielę rano, tuż po mszy świętej, z której biegiem wracałem do domu, o godzinie dziewiątej włączałem telewizor, żeby móc wspólnie z młodszym rodzeństwem obejrzeć „Teleranek”. Niewiele było wówczas audycji telewizyjnych, zwłaszcza dla młodszych widzów rządowej stacji.

Z radością wciskałem przycisk ogromnego telewizora marki „Rubin” i czekałem. Kiedy telewizor trzech kolorów rozgrzał się na tyle, że mogliśmy już cokolwiek oglądać, na ekranie wypukłego monitora pojawiał się kogucik zaprojektowany przez Joannę Zacharzewską ze Studia Miniatur Filmowych w Warszawie. Najpierw był on czarno-biały, a od roku 1974 kolorowy.

Stan wojenny oczami dziecka. Nie puścili w telewizji „Teleranka”, ojciec palił jakieś papiery

W czołówce animowany kogut biegł wzdłuż płotu do zegara-kukułki, który wskazywał zbliżającą się godzinę dziewiątą. Kogut zatrzymywał się i zamykał drzwiczki zegara, po czym wskakiwał na ogrodzenie. I tu następował punkt kulminacyjny. Piejąc, kogucik oznajmiał wszystkim dzieciom, że ich program właśnie się zaczyna.

Sprawiał tym ogromną radość, mi podwójną: tą na wieść o ulubionym programie i tą „złośliwą” – na widok płaczącego brata, który bał się tego ptaka i na dźwięk jego piania zawsze płakał. Twórcami „Teleranka” byli Maciej Zimiński oraz Joanna Koenig, a prowadzącym m.in. Tadeusz Broś. W programie występowały też dzieci, m.in. Joanna Jabłczyńska, Marcin Dobrowolski.

Emitowany co niedzielę początkowo był godzinnym magazynem, który wchłonął inne programy znajdujące się wcześniej w tym paśmie: „Zrób to sam” – Adama Słodowego, „Niewidzialną rękę” – Macieja Zimińskiego i „Klub Pancernych” Jadwigi Dąbrowskiej.

13 grudnia 1981 roku jak zawsze włączyłem nasz telewizor i czekałem. Zamiast ukochanego kogucika zobaczyłem smutnego pana w wojskowym mundurze, który oznajmił mi, że coś wprowadzono, że jest „stan wojenny”, że ktoś podjął decyzję dla mojego dobra.

Jakiego dobra, skoro nie mogę obejrzeć swojego programu? Nie, to nie było moje dobro. Nic z tego nie rozumiałem. Nie wiedziałem co to jest ten „stan wojenny” i dlaczego przez niego zaprzestano nadawania „Teleranka”. I tak dla mnie i innych dzieci w kraju brak ulubionego programu stał się synonimem stanu wojennego. Telewizja wznowiła nadawanie go dopiero po kilku miesiącach.

Złość i rozpacz nie trwały jednak długo. Jeszcze tego samego dnia dowiedziałem się, że mamy przymusowe ferie zimowe i że nie muszę następnego dnia iść do szkoły. Rodzice mocno się denerwowali, ponieważ nikt nie wiedział co się może wydarzyć i czym skończyć. Ojciec w pośpiechu palił jakieś papiery, mówił coś do mamy, ale tak cicho, że tego nie słyszałem. Sytuacja musiała wydawać się naprawdę groźna.

My, dzieci, musieliśmy siedzieć w domu, a ten dziwny czas i wydarzenia oglądać z okna mieszkania przy ulicy Naściszowskiej. Pierwsze dni stanu wojennego spędziłem w większości w domu. Nie wolno było nam chodzić gdzieś dalej bez towarzystwa dorosłych. Było jakoś cicho, smutno.

Od czasu do czasu na ulicach pojawiali się mundurowi. To był czas strachu, obawy o bliskich, bo przecież dorośli musieli pracować, a mogli już nie wrócić do domu. Tyle się słyszało od ludzi o tym, że kogoś aresztowali i nie wiadomo kiedy wróci i czy wróci. Dorośli starali się nas chronić przed najgorszymi informacjami, ale rzadko to się udawało.

Wieczorami rodzice słuchali radia „Wolna Europa”. Z niego dowiadywaliśmy się co działo się naprawdę; że strzelano do ludzi, że zabito kilku górników, a w kraju ludzie boją się czy „ruscy” nie wkroczą. My zaś musieliśmy oglądać coraz więcej kreskówek produkcji radzieckiej: Czeburaszek z Kiwaczekiem i krokodylem Gieną w roli głównej, czy kultowy „Wilk i Zając”.

Była zima; wspaniała, mroźna zima. Temperatury sięgały minus dwudziestu stopni i więcej. Zima pełna puszystego śniegu i zabaw. Przynajmniej dla nas, dzieci. Ubrania nie przemakały, więc można było przebywać na zewnątrz godzinami. Tak więc pierwsze dni stanu wojennego, o ile tylko mnie wypuszczono z domu, spędziłem na sankach. To, co większość Polaków łączy z narodowym dramatem, ja wspominam z przyjemnością.

Czasem właśnie tak jest, że z perspektywy dziecka rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Właściwie osobiście nie miałem styczności z opresją władz. Może poza małymi incydentami i to znacznie później, w których raczej przez zwykły przypadek, byłem ofiarą.

Jeden z nich dotyczył wydarzeń w Rynku. Nie pamiętam, kiedy to mogło się wydarzyć. Stałem z rówieśnikami na ulicy, dzisiejszej Wyszyńskiego. Ktoś ponoć coś napisał na murach ratusza. I nagle jakiś popłoch. Wszyscy zaczęli uciekać. Również ja. Niestety do sprinterów biegowych nie należałem, dlatego złapano mnie i wrzucono do niebieskiej „Nyski”.

Następnie wywieziono mnie w okolice dzisiejszego sklepu Auchan. Tam nastraszono, że szkoła się dowie, że jej nie skończę i będę całe życie pracował fizycznie. W końcu kazano mi wyjść, ale nim to zrobiłem, musiałem zostawić buty. Bosy, tylko w skarpetach, wróciłem do domu. Nikt nie uwierzył mi w tę historię. A za brak butów musiałem odpokutować… - wspomina Artur Franczak.

Dalszą część artykułu można znaleźć w grudniowym kwartalniku „Sądeczanin HISTORIA”. Kwartalnik dostępny jest w tradycyjnej formie papierowej w kioskach na terenie Nowego Sącza oraz w e-wydaniu.

Zapraszamy również na spotkania z autorami i bohaterami grudniowego wydania „Sądeczanin HISTORIA”. Kolejne wydarzenie już w poniedziałek, 23 stycznia w Starym Sączu.

(oprac. [email protected], fot. zdjęcie ilustracyjne – Pixabay)







Dziękujemy za przesłanie błędu