Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 16 kwietnia. Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina
29/03/2018 - 11:25

Dobra książka. Sądeczanin poleca. Ewa Andrzejewska "Historia z Piekła rodem" (4)

Ewa Andrzejewska, emerytowana architekt, choć gdańszczanka z urodzenia „wrosła” w Nowy Sącz na dobre. Na kartach papieru utrwala miasto już nieistniejące, ale wciąż tkwiące w pamięci mieszkańców. Zwłaszcza starszego pokolenia. Ratuje od zapomnienia wspomnienia mówione z sądeckiej dzielnicy Piekło. Pomysłodawczyni i realizatorka projektu „Historia z Piekła rodem” zaktywizowała lokalną społeczność i zapisała historię mówioną miejsca, które, podobnie jak warszawska dzielnica Praga, miało swoją odrębność i może stać się atrakcją turystyczną Nowego Sącza. Ewa Andrzejewska znalazła się w gronie osób zgłoszonych do tegorocznej, szóstej, edycji konkursu o nagrodę im. ks. prof. Bolesława Kumora w kategorii ”Sądecki autor”.

Stanisław H.: miałem 8 lat. Na początku roku 1941 handlowało się rzeczami niemieckimi. Ojciec przyniósł niemiecki płaszcz wojskowy poplamiony krwią. Żydowski krawiec uszył mi z niego spodnie i kurtkę. Widziałem, że są plamy, ale nie przejmowałem się. Raz przyszli dwaj Niemcy do rzeźnika. Stałem w tej kurtce i spodniach i od któregoś dostałem chleb. Jeden powiedział do drugiego, popatrz na plamy. Drugi odrzekł, daj spokój. Spytałem o plamy ojca. Nie pamiętam, co mi powiedział. 

Wiesława R.: życie toczyło się w miarę normalnie, aż przyszedł moment wyprowadzki do miasta. Niemcy zrobili otwarte getto na Piekle. Jedni wyprowadzili się do miasta, inni na Helenę, każdy tam, gdzie mógł. Myśmy wyprowadzili się na Krakowską do ostatniego domu przed skwerem z kasztanami. Kładłam się na podłogę i widziałam pod firanką, jak Niemcy prowadzili Żydów  do zamkniętego getta. Musieliśmy mieć okna zasłonięte, ale przez szparę widziałam z okna mur getta i bramę. Mama kiedyś przez mur przerzucała chleb, ale ojciec się o tym dowiedział i strasznie krzyczał. Bo tak się zdarzyło, że Niemcy wciągnęli jakąś kobietę, która rzucała chleb i jej nie wypuścili. Razem z Alą łaziłyśmy na strych i z małych okienek widziałyśmy, jak Niemcy wyprowadzali Żydów na rozstrzelanie na kirkut. Niemiec jednego Żyda uderzył. Płakałam tak cicho, że aż do wieczora nie mogłam z siebie głosu wydobyć.

Janina F.: to było w 1942 roku; mogłam mieć kilka miesięcy. Mama chodziła na wieś po mąkę i mleko i zabierała mnie ze sobą zawiniętą w chuście. Jednego razu była łapanka na ulicy Lwowskiej obok  Klaczaka. Mama akurat ze mną w chuście tam się znalazła. Ładowali wszystkich do aut. Jeden Niemiec mamę odepchnął od ciężarówki i kazał wejść z dzieckiem w ulicę Poprzeczną. I tak nas uratował.

Henryka K.: mieszkaliśmy niedaleko Krańcowej. Mama miała maszynę do szycia. Szyła różne rzeczy, a ja je nosiłam aż na Łęg i do Czchowa. Miałam dziewięć lat. Przynosiłam stamtąd jedzenie. Wystarczało na dwa dni i znów musiałam iść. Zimą nosiłam spodnie ojca związane pod pachami sznurkiem. Takie życie to było za dużo dla małego dziecka. Nie było co jeść i było zimno. Jak można było to przeżyć?

Cytowane fragmenty pochodzą z książki:

„Historia z Piekła rodem”

Redakcja: Ewa Andrzejewska

Wyd. Stowarzyszenie Maryan, Flexergis 2017







Dziękujemy za przesłanie błędu