Dobra książka: Thomas Mann, "Czarodziejska góra" (2)
— Wyrażasz się tak dziwnie — powiedział Hans Castorp. — Dziwnie się wyrażam? — spytał. Joachim z odcieniem niepokoju w głosie odwrócił się do kuzyna...
— Nie, nie, przepraszam cię, tak mi się tylko przez chwilę wydawało! — odparł Hans Castorp pośpiesznie. Miał na myśli zwrot „nam tutaj w górze”, którego Joachim użył już po raz trzeci lub czwarty, a który go jakoś dziwnie przykro uderzał.
— Nasze sanatorium, jak widzisz, leży jeszcze wyżej niż ta miejscowość — ciągnął Joachim. — Wyżej o pięćdziesiąt metrów. W prospekcie podane jest „sto”, ale naprawdę jest tylko pięćdziesiąt. Najwyżej położone jest sanatorium Schatzalp ,tam, po tamtej stronie, stąd go nie widać. Ci muszą w zimie ekspediować swoje zwłoki na bobslejach, bo drogi są zasypane.
— Swoje zwłoki? Ach, tak! No wiesz! — zawołał Hans Castorp. I nagle wybuchnął śmiechem, gwałtownym i niepowstrzymanym śmiechem, który wstrząsał całą jego piersią i bolesnym grymasem wykrzywił twarz, nieco zesztywniałą od chłodnego wiatru.
— Na bobslejach! I opowiadasz mi to tak z całym spokojem? Ależ ty stałeś się straszliwie cyniczny w ciągu tych pięciu miesięcy! — Bynajmniej nie cyniczny — odpowiedział Joachim wzruszając ramionami. — Dlaczegoż by? Zwłokom przecie wszystko jedno... A zresztą, możliwe, że tu u nas człowiek staje się cynikiem. Sam Behrens jest także takim starym cynikiem, poza tym to wspaniały chłop, były korporant i świetny operator, zapewne ci się spodoba. Ponadto jest tu jeszcze Krokowski, jego asystent — nadzwyczaj niesprytna sztuka. W prospekcie jest specjalna wzmianka o jego działalności: uprawia mianowicie z pacjentami analizę duszy. — Co uprawia? Analizę duszy? Przecież to wstrętne — zawołał Hans Castorp i znowu owładnęła nim wesołość. Nie umiał już nad nią zapanować, do reszty rozbawiła go owa analiza duszy; śmiał się na całe gardło, tak że łzy spływały mu spod ręki, którą, pochyliwszy się, przysłonił sobie oczy. Joachim śmiał się również serdecznie — widocznie dobrze mu to robiło. Tak więc obaj młodzi ludzie w świetnych humorach wysiedli z powozu, który, od pewnego czasu jadąc stępa po stromej, wijącej się drodze, zatrzymał się wreszcie przed bramą Międzynarodowego Sanatorium „Berghof”.
Thomas Mann, Czarodziejska góra, Wydawnictwo MUZA SA, 2008
Wybór fragmentów: AU
[email protected]