Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
01/04/2021 - 17:50

Gdzieś są granice, czyli o dyskusji spóźnionej o 40 lat

Wiem, idą świeta, ale nieopatrznie przeczytałem ostatnio wpisy niejakiego Barta. Tego od żółtych tablic. Obsobaczał "Sądeczanina" za to, że ośmieliliśmy się nie spijać z jego ust prawd objawionych, a popytali też ludzi rozmaitych, w tym tych, również przez niego oskarżanych o homofobię. Gwałtu rety, to się narobiło. I wtedy sobie przypomniałem ten dialog:

Call me Loretta
- Chcę być kobietą. To moje niezbywalne prawo jako mężczyzny. Od dziś nazywajcie mnie Loretta.
- Ale dlaczego chcesz być Lorettą, Stan?
- Bo chcę mieć dzieci. To prawo każdego mężczyzny, jeśli tylko zechce.
- Ale ty nie możesz mieć dzieci…
- Nie prześladuj mnie!
- Nie prześladuję cię, ale ty nie masz macicy. Gdzie będziesz trzymał swojego embriona? W pudełku?
- No, dobrze, to nie twoja wina, że nie masz macicy, więc od dziś będziemy walczyli z twoimi prześladowcami o twoje prawo do tego, byś miał dzieci.
- Ale jaki to ma sens, żebyśmy walczyli o jego prawo do dzieci, skoro on nie może mieć dzieci?
- Bo to symbolizuje naszą walkę z uciskiem!

Ta rozmowa czterech postaci pochodzi z „Żywota Briana”, filmu nakręconego przez grupę Monty Pythona w 1979 roku. Serio, przed 42 laty. Nam geopolityka zafundowała aż 42 lata spokoju od takich publicznych debat. Ale za to teraz wszystko przerabiamy, jakby było całkiem świeże. Rodzimi twórcy nowych porządków spod akronimu siedmiu liter prą do wbicia nam do głowy swych prawd tak ochoczo jak moja nauczycielka od matematyki, co wróciła do szkoły na trzy miesiące przed końcem roku szkolnego. Inne klasy były daleko przed nami, więc narzuciła tempo zawrotne. Takie, jakiego dziś jesteśmy świadkami w seksedukacji, polegaącej głównie na wymyślaniu wrogów, homofobów i transfobów wszelkiej maści. Tyle, że takich indywiduów, po tylu latach, ze świecą szukać. Więc trzeba ich sobie wymyślić...

No, ale zejdźmy na ziemię. Kto nie lubi opowieści z brodą, rodem z krainy tysiąca płci, w oczekiwaniu na przesunięte na kwiecień stanowisko Izby Cywilnej Sądu Najwyższego w sprawie kredytów frankowych, może śledzić równie niedobre dla banków wieści o Europejskim Funduszu po-covidowej Odbudowy. Otóż wizja spuszczenia rzeki 750 miliardów euro z napuchłych skarbców nieco się oddaliła po zaskakującym orzeczeniu niemieckiego trybunału konstytucyjnego. Jego sędziowie orzekli, że prezydent Niemiec nie może podpisać ustaw w sprawie zgody na zadłużanie się Unii, przyjętych już przez tamtejszy parlament. Bo Unia ma finansować swój budżet z wpływów własnych. A pożyczki nimi nie są.

Jeśli więc Niemcy nie zgodzą się na zadłużanie Unii, cały plan weźmie w łeb, bo zgodę muszą dać wszystkie kraje. Bankom więc znów przyjdzie powrócić pewnie do nudnych, małych interesów po paręset milionów. Aż wpadną na kolejny pomysł…

Cóż, zresztą każdy niech robi porządki na własnym podwórku. Dlatego w kwietniowym wydaniu miesięcznika ‘Sądeczanin” wracamy do sprawy naszych granic. Granic Sądecczyzny. I poprosiliśmy o pomoc… Nie, nie wojsko. Na razie historyków.

Bo z grubsza biorąc, wiadomo: Polska składa się z Sądecczyzny północnej, południowej, wschodniej i zachodniej i właściwie wszędzie powinna obowiązywać rejestracja KNS. Ale gdy przychodzi do wytyczenia obszaru rdzennie-rdzennie sądeckiego, no, tu już trzeba zawołać fachowca. Zanim więc zaczniemy wbijać słupy pod Krakowem i wrzucać lachowskie pierścienie w zmieszane wody Dunajca i Wisły, przeczytajmy co piszą trzej pierwsi, znakomici znawcy historii Ziemi Sądeckiej. Bardzo liczymy na kolejne wypowiedzi w tej sprawie! Proszę o kontakt: [email protected]. Fot. Monty Python's Life of Brian







Dziękujemy za przesłanie błędu