Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
08/04/2023 - 13:10

Nie żałowali sobie alkoholu, mięsa i tańców. Tak biesiadowali na wsiach

Okazji do biesiadowania było wiele, a nasi przodkowie potrafili się bawić! Kto zaś wyprawił boży obiad, zyskiwał ogromny szacunek.

O „Ludowym porządku świata” pisze Joanna Hołda na łamach marcowego kwartalnika „Sądeczanin HISTORIA”:

- Jedną z  form świętowania były biesiady. Wspólny posiłek i  wzajemne goszczenie się podkreślały niecodzienność sytuacji i uświetniały wydarzenia ważne w życiu rodzinnym, gospodarczym i  religijnym wiejskiej wspólnoty, nadając im szczególną wagę.

Najważniejszą biesiadą było wesele. W życiu rodziny wspólny posiłek towarzyszył także chrzcinom. Pogrzebiny, czyli stypa, zamykały zaś obrzędy pogrzebowe. Podejmowanie posiłkiem praktykowano również przy okazji zwyczajowych odwiedzin położnicy. Z czasem biesiadą zaczęto świętować imieniny, początkowo wyłącznie gospodarza i tylko wówczas, gdy nosił popularne imię [Z. Szromba-Rysowa, 1985].

W  cyklu świąt dorocznych okazją do biesiadowania były przede wszystkim zapusty – sąsiedzkie goszczenie się albo spotkania w karczmie. Odbywały się w ostatnich trzech dniach karnawału. Ponieważ sensem tego okresu obrzędowego było pożegnanie mięsa przed nadchodzącym Wielkim Postem, starano się jeść tłusto, w miarę możności nie żałując sobie potraw mięsnych, także alkoholu. Zapustnymi potrawami były spyrka lub żeberka w  kapuście, a  dawniej gotowana świńska głowa, którą trzymano specjalnie na tę okazję.

Biesiadą świętowano również zakończenie niektórych prac gospodarczych wykonywanych wspólnie. Formą podzięki za sąsiedzką pomoc przy żniwach były dożynki, organizowane przez dziedzica lub bogatszego gospodarza. Wyskubek kończył wspólną pracę przy skubaniu pierza, a po uprzędzeniu wełny organizowano tzw. wyprządki. Przy okazji świniobicia zapraszano sąsiadów na podgardle.

Jedną z  najważniejszych reguł biesiady było zapraszanie uczestników zależnie od rodzaju gościny i pozycji gościa. Najbardziej rozbudowaną formę miało zapraszanie na wesele, co w przeszłości należało do obowiązków drużbów i odbywało się ok. 3 tygodni przed uroczystością.

W przypadku pogrzebin gości spraszano po zakończeniu obrządku na cmentarzu. W pierwszej kolejności na uroczystość była proszona najbliższa rodzina. W  miarę możności zapraszano także sąsiadów oraz osoby pełniące przy danej okazji funkcje rytualne czy świadczące usługi, np. akuszerkę, która odbierała poród, czy mężczyzn niosących trumnę.

Ponieważ wydanie biesiady, szczególnie uczty weselnej, było zawsze dużym obciążeniem, proszeni goście starali się pomagać w jej przygotowywaniu lub dostarczać, w formie daru, potrzebne produkty. Odmowa przyjęcia pomocy była traktowana jako obraza.

Bywało, że osoba spodziewająca się śmierci zawczasu zabezpieczała środki na swój pogrzeb i stypę. Bogatsi gospodarze wydzielali ze swojego majątku krowę, określaną jako „żelazna”, której sprzedaż miała pokryć niezbędne wydatki [A. Kowalska-Lewicka, 1985].

Szczególnym rodzajem biesiad były tzw. boże obiady – organizowane przez majętnych gospodarzy uczty połączone z modlitwami w określonej intencji, na które zapraszano przede wszystkim ubogich i  żebraków. W  naszym regionie zwyczaj ten najdłużej zachował się wśród Górali Pienińskich, gdzie był praktykowany prawdopodobnie jeszcze pod koniec XIX w., a  nawet w  latach 20. ubiegłego stulecia.

Podobno ostatni boży obiad wydał gospodarz z Grywałdu, by przebłagać Boga za grzechy i wyprosić narodziny syna. Relacja z jego przebiegu została zapisana w  „Ilustrowanym przewodniku po Pieninach i Szczawnicy” wydanym w 1927 r. Uczta rozpoczęła się w święto Matki Bożej Śnieżnej (5 VIII) i trwała cały tydzień. Wcześniej, przez kilka niedziel, w miejscowych kościołach zapraszano na nią z ambon.

Boży obiad poprzedziła uroczysta msza w  intencji organizatora, na którą zjechali okoliczni księża. Po nabożeństwie ofiarodawca rozdał ubogim bochnacki, czyli małe chlebki pieczone specjalnie na tę okazję, dodając każdemu po jednej srebrnej monecie. Uczta, która odbyła się przy suto zastawionych stołach rozstawionych w chałupie, stodole i sadzie, zgromadziła około 500 osób. Przeznaczono na nią dwa wieprze, trzy jałówki, mendel owiec, pieczywo, piwo i wódkę.

Najpierw podejmowano ubogich. Po każdym daniu najpoważniejszy z nich intonował nabożną pieśń i wspólnie z pozostałymi odmawiał modlitwy. Nie było muzyki, tańców ani pijaństwa. Uczta trwała dopóki wszystkiego nie zjedzono [J. Masłowiec, 2014]. Znacznie częściej boże obiady miały charakter zaduszny, poświęcano je zmarłym przodkom. Moc odmawianych wówczas modlitw miała być tak duża, że – jak mawiano – jeden boży obiad mógł wybawić z piekła jedną duszę.

Ponieważ przygotowanie uczty było kosztowne i czasochłonne, decydowano się na nią rzadko, tylko w szczególnych sytuacjach. Kto wydał boży obiad, zyskiwał społeczny prestiż…

Przeczytaj cały artykuł Joanny Hołdy w kwartalniku „Sądeczanin HISTORIA: Sądeccy chłopi”. Kup kwartalnik w księgarniach lub zamów go już dziś w formie e-wydania (KLIKNIJ TUTAJ, aby zobaczyć więcej).

Co jeszcze znajdziesz w najnowszym kwartalniku? SPRAWDZISZ TU.

(oprac. [email protected])







Dziękujemy za przesłanie błędu