Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
13/03/2023 - 11:35

Tego Sądecczyzna się nie doczekała. Jakub Bulzak o fenomenie naszego regionu

O Sądecczyźnie piszą głównie Sądeczanie dla Sądeczan. To oczywiście żaden grzech i wada, wręcz przeciwnie, powód do dumy i być może nawet jakiś pozytywny wyróżnik naszego regionu, ale…

- Od kilku lat, za sprawą Fundacji Sądeckiej, luty stał się na Sądecczyźnie swego rodzaju „miesiącem książki”. Raz za sprawą wręczanej od 11 lat Nagrody im. ks. prof. Bolesława Kumora, a dwa ze względu na organizowane już po raz piąty Sądeckie Targi Książki. Na marginesie tych wydarzeń chciałbym podzielić się jedną refleksją – pisze Jakub Marcin Bulzak w marcowym numerze miesięcznika „Sądeczanin”:

Jak pokazuje coroczny plebiscyt literacki, piszących Sądeczan jest sporo i książek o Sądecczyźnie ukazuje się mnóstwo. Otwarta formuła konkursu powoduje, że zgłaszane są do niego publikacje reprezentujące wszelkie gatunki literackie: od poważnych monografii historycznych, przez przewodniki turystyczne, tomiki poezji, albumy fotograficzne, aż po ilustrowane opowiadania dla dzieci (…).

Ogromnie doceniając i całym sercem popierając ideę promowania lokalnych autorów i lokalne publikacje, chciałbym zwrócić uwagę właśnie na problem, zawierający się w użytym przeze mnie przed chwilą przymiotniku.

Czytaj również: „Gdzie plecy nazwę swą szlachetną tracą”. Leszek Mazan o niezbyt szlachetnej części ciała

O Sądecczyźnie piszą głównie Sądeczanie dla Sądeczan. To oczywiście żaden grzech i wada, wręcz przeciwnie, powód do dumy i być może nawet jakiś pozytywny wyróżnik naszego regionu. Ciekawie byłoby zestawić, jak w tym względzie Sądecczyzna wypada na tle porównywalnych do siebie regionów, np. tarnowskiego, żywiecczyzny itp. Niewykluczone, że udałoby się udowodnić nasz swoisty ogólnopolski fenomen. Ale wracając do konstatacji otwierającej ten akapit, dość wyraźny jest problem, o którym chcę napisać – literacka hermetyczność Sądecczyzny.

Mam na myśli dwie sprawy. Pierwszą jest swoiście rozumiany brak przebicia sądeckich autorów na ogólnopolskiej scenie literackiej. Nie idzie o to, że żaden wywodzący się z naszego regionu autor nie zrobił ponadregionalnej kariery. Mamy cenionych i nagradzanych krajanów, by wspomnieć należących do ścisłej czołówki polskich poetów Przemysława Dakowicza (urodzonego w Nowym Sączu, absolwenta I LO im. Jana Długosza), czy Wojciecha Kudybę (od lat mieszkającego i tworzącego w Nowym Sączu).

Jednak ich twórczość nie jest w żaden sposób związana z regionem. Nie mamy nikogo na miarę Jerzego Harasymowicza, którego nazwisko automatycznie kojarzy się z Beskidami i Bieszczadami, czy Adama Asnyka lub Kazimierza Przerwy-Tetmajera, którzy nawet w krzyżówkach sugerowani są definicją: tatrzański poeta, piewca Tatr. I znów, nie chodzi o porównywanie talentów, skalę popularności, znaczenie w narodowej kulturze. Interesuje mnie koincydencja nazwiska pisarza z nazwą regionu. Czegoś takiego Sądecczyzna się nie doczekała.

Sprawa druga, to brak lokalnej tematyki, czy generalnie Sądecczyzny, jako miejsca rozgrywania się akcji utworu, w literackim „mainstreamie”. Chyba najpoczytniejszym pod tym względem dziełem jest wciąż poczciwy „Rogaś z Doliny Roztoki” Marii Kownackiej (już mniej popularna jest „Szkoła nad obłokami”).

Pewnym wyjątkiem są powieści Marka Harnego, w tym jedna z najnowszych, wydana w 2018 r. pt. „Sny wojenne”. Wspominam pozycje będące w aktualnym obiegu czytelniczym, bo któż dziś czyta najbardziej kojarzący się z naszym miastem poemat Mieczysława Romanowskiego „Dziewczę z Sącza” (ciekawe, jaki byłby wynik, gdyby przeprowadzić w naszym mieście tego typu badanie statystyczne…?).

To może Cię zainteresować: Jego śmierć do dziś nie została wyjaśniona. Anna Totoń o śmierci Leszka Gerlaczyńskiego

Jak by nie było, patrząc obiektywnie, a nie tylko przez pryzmat lokalnego patriotyzmu, tematów gotowych do wzięcia na literacki warsztat jest w naszym regionie na pęczki. Czy nie można napisać pasjonującej powieści o uwolnieniu Jana Karskiego z rąk Gestapo, albo ukryciu Berty Korenmann w wieży sądeckiego ratusza? Czy bohaterami powieści nie mogliby stać się sądeccy kurierzy z okresu okupacji? Czy materiałem na epopeję nie są losy 1 pułku strzelców podhalańskich w latach 1918-1922? Czy wyobraźni pisarzy nie rozpala sensacyjne odkrycie murowanej osady w Maszkowicach? Czy postacią na miarę Franza Fiszera nie był ks. Jan Machaczek?

To tylko kilka przykładów, wybranych bez specjalnego poszukiwania, jak to się potocznie określa, „leżących na ulicy - tylko się schylić”… - zauważa Jakub Bulzak w swoim felietonie.

Dalszą część materiału można przeczytać w marcowym miesięczniku „Sądeczanin”. Sprawdź, co jeszcze przygotowaliśmy dla Ciebie w najnowszym wydaniu i dowiedz się, gdzie możesz kupić najnowszy miesięcznik – KLIKNIJ TUTAJ.

(oprac. [email protected], fot. Pixabay)







Dziękujemy za przesłanie błędu