Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 23 kwietnia. Imieniny: Ilony, Jerzego, Wojciecha
25/05/2017 - 20:50

Witold Kaliński: Miejsca kultury...

Miejscem kultury jest muzeum, biblioteka, filharmonia, teatr, kino w różnych postaciach, np. wypożyczalni, operetki, sceny kabaretowej, izby pamięci itd. To oczywiste i stare niemal jak sama kultura (teatry starożytnej Grecji, biblioteki Aleksandrii, Pergamonu…) Każde z tych miejsc nasycone jest konkretną „materią kultury”: muzyką, książką, obrazem, słowem mówionym, a także rekwizytem – znakiem czasu. Istnienie owych miejsc-instytucji jest uzasadnione specyficzna dla nich materią sztuki (lub rzemiosła).

Ustawa z 1990 roku wskazała, że sprawy kultury należą do samorządu terytorialnego. Wojewódzkie domy kultury stały się instytucjami państwowymi, działającymi na podstawie planów pracy, budżetu i sprawozdań. Inne przeszły do niższych szczebli samorządu, wiele zlikwidowano. W latach 1988-1991 liczba domów kultury spadła z 16 000 do 6 000. Te, które istniały, zaczęły prowadzić działalność gospodarczą (to dopiero!)

Wydatki na kulturę stanowią najmniejszą pozycję budżetową gmin i są realizowane głównie przez domy kultury, zatrudniające na prowincji od kilku do stu z okładem pracowników etatowych, tak więc lwią część pieniędzy „na kulturę” pochłaniają pensje pracownicze, co z kulturą nie ma nic wspólnego, chyba że akurat jakiś instruktor jest zarazem artystą, a dyrekcja pozwala mu tworzyć w godzinach pracy. To jednak rzadkość. 

W III Rzeczypospolitej bardziej energiczne środowiska  zaczęły przekształcać domy kultury w centra kultury (np. Nadbałtyckie Centrum Kultury, MCK „Sokół” w Nowym Sączu i inne), nadając im z założenia rolę inicjatorów akcji kulturalnych. Niektóre mają świetne wyniki, ale wszystkie też – w mniejszym lub większym stopniu – cierpią na tę samą chorobę: biurokrację. Jest to choroba endemiczna i nieunikniona; może nie ma przed nią ucieczki. Najważniejszym agentem staje się nie twórca, ale ten, kto umie napisać projekt, za którym pójdą pieniądze. Trudno na to narzekać, bo zdobywanie pożywienia (tu: pieniędzy) jest od czasów hordy pierwotnej zadaniem najdzielniejszych myśliwych. 

W świecie, o którym garść osób rozmyśla, ale nikt do niego nie zmierza, dom kultury jest z powrotem domem społecznym (jeden administrator i fertig), a pilnowanym w nocy i sprzątanym na zlecenie. Tak się dzieje dość często w bogatych krajach Europy. Miejsca w takim domu wynajmują osoby fizyczne, stowarzyszenia, samorządy lub instytucje za niewielkie pieniądze, niezbędne dla finansowania sprawy.

Całość pieniędzy „na kulturę” idzie wprost do agentów kultury: twórców oraz instruktorów. W uznawanym zakresie finansowana jest strona materialna kultury (materiały, rekwizyty, afisze itp.) Natomiast działacze i zwykli (aktywni) uczestnicy dają „siebie” gratis. Centra informacji turystyczno-kulturalnej spełniają swoją rolę zgodnie z przeznaczeniem. Kto chce urządzić „Dni Piwnicznej”, musi wykazać dokładnie, ile pieniędzy podatników się na to zmarnuje. A same owe „Dni” będą bardziej uczestniczeniem niż oglądactwem. 

Że można sobie łatwo wyobrazić korupcję i nieuczciwe rozdawnictwo grantów? Cóż, to jest życie. Jakoby samica szympansa promuje jednego partnera (nie wierzcie), a kilku odchodzi mniej zadowolonych (to prawda). Jednak małpiarstwo na tym nie traci. Ani kultura, zapoczątkowana w jaskiniach epoki oryniackiej. Jaskinie Gargas, El Castillo, Lascaux czy Altamiry były może mniej wyspecjalizowane niż „domy kultury”, ale to one są na wieki domami kultury właśnie. I bez urzędników. 

Zapewniam, że teatr czy taniec z czasów kultury magdaleńskiej (przy ognisku) był bardziej przekonujący niż dzisiejsze awantury o Narodowy Stary Teatr. W tym Narodowym (po co ta pompa?) podobno szympansa importowano z Anglii (jak innego pawiana z Ameryki, by zabawiał Polaków termobarycznie). Nie, żebym cokolwiek się na tym wszystkim rozumiał. A Wy?

Więcej felietonów Witolda Kalińskiego można znaleźć na jego blogu: Z UKOSA







Dziękujemy za przesłanie błędu