Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
13/02/2016 - 10:50

Radny z Wierchomli: Łemkowie praktykowali Międzymorze

Słowo to oznacza najnowszą odmianę fiołka, Viola politicus, rozkwitającą w dusznych przymózgowiach polskich tromtadratów. Karierę próbowało robić przed stu laty, gdy posługiwał się nim sam Marszałek i jego koń.

Międzymorze jako termin z geografii politycznej oznacza terytorium, na którym rzeki płyną w trzy różne strony: do Adriatyku, Bałtyku, Czarnego Morza. Stąd czasem skrót ABC. Trzeba by siły perswazji Józefa Stalina (i jego metod), by owe rzeki zaczęły płynąć w zgodnym rytmie, na przykład muzyki Straussa.

O ile jednak Straussa gramy przy wielu okazjach, choćby na Nowy Rok, to w Karpatach rozbrzmiewają różne melodie: spiskie, ukrainne, rumuńskie itd., a po środku tego pejzażu – skoczna muzyka Węgrów i utalentowanych, a odrębnych Cyganów. Tej muzyki w Międzymorzu jest więcej odmian niż francuskich serów, a prezydenta de Gaulle’a nie widać. De Gaulle miał ze dwa metry wzrostu, a nasi politycy tak po metrze.

Rozumiem jednak, że tam, gdzie płynie Poprad, ludzie są gotowi uwierzyć w Międzymorze. Ostatecznie, ile jest rzek, które najpierw zmierzają do Morza Czarnego, by nagle zawrócić i nieść wierchomlańskie i – szerzej – beskidzkie szambo „ku Warszawie, ku Wiśle…” (że zacytuję poetę mojej młodości, Władysława Broniewskiego).

Z rzeką jest dziwnie: wpadają w nią brudy, a po kilku kilometrach woda się oczyszcza, jeszcze trochę i mógłbyś ją pić. Czy podobnie jest z ideą polityczną? Wątpię.

Książką, która nieźle opisuje możliwą sytuację Międzymorza, są „Losy dobrego żołnierza Szwejka” (zalecam w przekładzie Antoniego Kroha). Innym dziełem godnym uwagi jest film „Dezerterzy” Janusza Majewskiego. Do tej dylogii nasi politycy postanowili dorobić dalszy ciąg. No, ciągnijcie, chłopcy… i dziewczęta… tak, dziewczęta są tu niezbędne…

Skoro mowa o Wierchomli, jeszcze wiek temu żyli tu maziarze, na ogół Łemkowie, którzy wyrabiali smar do kół wozów, a przy okazji – terpentynę i dziegieć. Po zimie, z gotowymi produktami jechali a to na Litwę, a to pod Odessę. Słowem – praktykowali Międzymorze.

I komu to przeszkadzało?

Witold Kaliński

fot. mcksokol.pl

Autor mieszka w Wierchomli, jest radnym gminy Piwniczna-Zrój, prezesem Towarzystwa Literackiego im. C.  Norwida w Nowym Sączu, felietonistą miesięcznika „Sądeczanin”. 







Dziękujemy za przesłanie błędu