Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
13/05/2021 - 07:30

Piękna Angelika z Nowego Sącza podbija świat polskich seriali [ZDJĘCIA]

Buduje swoją karierę po cichu. O pochodzącej z Nowego Sącza urodziwej Angelice Kurowskiej, która gra w topowych serialach, trudno jednak znaleźć plotki w tabloidach, ale i bez tego osiągnęła sukces, choć początki nie były łatwe. Musiała kombinować i urywać się z zajęć na uczelni, żeby brać udział w castingach.

Czy od dziecka chciała być pani aktorką?
-Niezupełnie, choć na moją decyzję na pewno wpłynął fakt, że od dziecka uczestniczyłam w życiu teatralnym Nowego Sącza - najpierw w dziecięcej grupie Teatralnej Cudoki-Szuroki, a potem w Teatrze Robotniczym Miejskiego Domu Kultury (wówczas Dom Kultury Kolejarza). Tam poznałam zapach sceny i tam narodziła się moja pasja, ale po drodze miałam wiele pomysłów na swoją przyszłość i nie mogłam się zdecydować, aż w końcu zrozumiałam, że będąc aktorką mogę jakby przeżyć wiele żyć w jednym.

W Nowym Sączu należała pani do grupy baletowej Adagio działające przy Pałacu Młodzieży czy to znaczy, że marzyła się pani także kariera tancerki?
- Trochę tak, choć zawsze miałam świadomość, że nie jestem na tyle dobra, żeby to mogła być moja droga życiowa. Jednak bardzo wiele zawdzięczam grupie Adagio i instruktorce - Urszuli Baziak, która nie tylko nas uczyła, ale i trochę wychowywała, stworzyła atmosferę rodziny, a przyjaźnie które się wtedy nawiązały przetrwały lata. Pani Ula pomagała mi również w przygotowaniach do egzaminów wstępnych do Szkoły Teatralnej (podczas egzaminu ruchowego trzeba było zaprezentować fragmenty choreografii, a także wykazać się znajomością polskich tańców narodowych).

Świadomość ciała  i wytrzymałość fizyczna są bardzo ważne, wręcz kluczowe w pracy aktora, taniec jest jednym z istotnych przedmiotów na studiach aktorskich. Jak się potem okazało te podstawy taneczne bardzo przydały mi się później w pracy zawodowej min. w spektaklu „Delfin który mnie kochał” , serialach: „Bodo” i „Wojenne dziewczyny”, zrobiłam nawet jeden spektakl w Teatrze Tańca „Zawirowania” w Warszawie.

Ostatecznie trafiła pani do Akademii Teatralnej Warszawie. Czy zaraz po studiach trudno się było pani przebić w aktorskim środowisku? Ludzie po studiach aktorskich często rozpaczliwie walczą o swoją szansę. Czy to było to tak, że stała pani w długich kolejkach do castingów.
- Casting to element pracy aktora. Decydując się na ten zawód trzeba się liczyć z tym, że role zdobywa się poprzez castingi.  Bardzo rzadko zdarza się sytuacja, że reżyser obsady dzwoni od razu z propozycją roli. Więc oczywiście swoje odstać na korytarzach studiów castingowych musiałam. Teraz mam do tego zupełnie inne podejście i każdy casting traktuję jako szansę, umiem już czerpać z tego nawet przyjemność. Na początku castingi były dla mnie bardzo stresujące, wręcz paraliżujące.

Do agencji aktorskiej zapisałam się na drugim roku studiów. W szkole nikt nas nie uczył jak się na castingach zachowywać, wręcz nie było mile widziane, to że studenci na nie chodzą, musieliśmy kombinować, urywać się z zajęć (teraz to podejście chyba się zmieniło). Studiowaliśmy na wymarzonej uczelni, a na castingach filmowych słyszeliśmy, ze gramy zbyt teatralnie i mamy zapomnieć o wszystkim czego uczą nas w szkole. Musiałam przejść długą drogę, odbyć wiele warsztatów i napisać pracę magisterską o castingu, żeby mniej więcej zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Casting to skomplikowana układanka i na jego wynik ma wpływ bardzo wiele czynników. To, że jesteś najlepszy wcale nie oznacza, że wygrasz. W ogóle aktorstwo to taki zawód, którego nie da się ocenić obiektywnie, wszystko zależy od gustu reżysera, producenta, czy widza.

Mam wrażenie, że walka w tym zawodzie nigdy się nie kończy. Nawet bardzo uznani aktorzy nie wiedzą ile potrwa ich pięć minut. W moim poczuciu zatrzymanie się w rozwoju, poszukiwaniu, poznawaniu oznacza dla aktora śmierć.

Jaki moment uznaje pani za przełomowy w swojej pracy?
-Mam nadzieję, że ten moment jest jeszcze przede mną, ale na pewno największą moją aktorską przygodą dotychczas była praca nad spektaklem „Lost in the greenhouse” w Holandii. Dostałam tę rolę dzięki castingowi na online, nie znając zupełnie ludzi z którymi będę pracować, ani języka w którym miałam grać. Wyjechałam na trzy miesiące do Amsterdamu, pracowałam w międzynarodowym zespole, porozumiewając się po angielsku, ucząc się fonetycznie kwestii w języku holenderskim.

Spektakl był ogromnym przedsięwzięciem związanym z ustanowieniem miasta Leeuwarden Europejską Stolicą Kultury 2018. Zagraliśmy 36 spektakli, każdy z nich mieścił na widowni 500 osób. Byłam bardzo szczęśliwa, że mogę być częścią takiego wydarzenia, w dodatku poruszającego bardzo ważne społecznie tematy - spektakl traktował o emigracji zarobkowej w ramach Unii Europejskiej. To było jak spełnienie marzeń. Pokłosiem tej pracy była rola w holenderskim serial premium „De 12 van Schouwendam”, w którym zagrałam rok później.

Pani serialowa kariera rozwija się w szybkim tempie. Zawdzięcza to pani własnej pracowitości, szczęściu, czy wszystkiemu po trosze.
-Rozwój tak zwanej kariery jest według mnie splotem bardzo wielu okoliczności. Szczęście jest w tym wszystkim bardzo ważne, pracowitość czy talent mają w sumie bardzo małe znaczenie w showbiznesie. Ważniejsze są trendy, upodobania, jakaś koniunktura, sympatie, a czasem (niestety) ilość lajków na Instagramie. W Polsce jest to mocno odczuwalne, bo środowisko jest małe i bardzo hermetyczne. Najważniejsze, to żeby dostać SZANSĘ.

Wydaje mi się, że mamy jako społeczeństwo z jednej strony tendencję do romantyzowania zawodu aktora, jako kogoś działającego pod wpływem weny, natchnienia, z drugiej strony ocenia się aktorów z perspektywy tego co plotkarskie magazyny piszą na temat celebrytów i ich zarobków, a to jest bardzo krzywdzące, kłamliwe i szkodliwe. Pamiętajmy, że aktorstwo to zawód zdobyty podczas bardzo trudnych, absorbujących i wymagających studiów, chwile wzniosłe się w nim zdarzają, ale codzienność jest trywialna i w sumie chodzi o to, żeby zarobić na chleb i czynsz.

Wielu aktorów, szczególnie tych po szkołach teatralnych,  mówi o rozdarciu między filmem i teatrem, w którym, także pani gra. Czy tak jest też w pani przypadku?
-Moja aktorska pasja zrodziła się z miłości do teatru, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Był taki moment, że grałam w teatrze bardzo dużo i miałam trochę przesyt, marzyło mi się kino. Film daje popularność, możliwość dotarcia do szerszej grupy odbiorców, jest bardziej trwały, daje też - nie oszukujmy się- większe pieniądze. Teraz znów tęsknię za teatrem, jego zapachem, atmosferą. To jest tak, że w sumie w obu wypadkach w graniu chodzi o to samo, ale trochę innych środków ekspresji używa się w teatrze, innych w filmie. Fajnie kiedy się to balansuje i można grać tu i tu. Wtedy wszechstronnie rozwija się swój warsztat. Ale najważniejsze, to żeby po prostu grać i być w treningu, z tym jest jak z nauką języków obcych i zasadą, że „żeby mówić trzeba mówić”.

Seriale, w których gra pani z powodzeniem, dają aktorowi rozpoznawalność i popularność. Ale jaki jest ten szczyt pani marzeń? Może droga Joanny Kulig, która z małej Muszynki dotarła do światowego kina?
-Nie chciałabym się z nikim porównywać, to prowadzi tylko do frustracji. Każdy ma swoją drogę, a w tym zawodzie bywa ona czasem bardzo kręta. Kibicuję Joasi- mojej siostrze z  „O mnie się nie martw”.  Bardzo dobrze nam się razem pracowało. A szczyt marzeń dla aktora to oczywiście Oscar!

Chętnie mówi pani o tym, że jest z Nowego Sącza?
-Tak, bo mam poczucie, że pochodzenie określa moją tożsamość. Zwykle ludzie reagują na tę informację bardzo pozytywnie. Zaraz okazuje się, że ktoś był tu przejazdem, albo ma tu krewnych, i w dzieciństwie przyjeżdżał na wakacje. Nowy Sącz dobrze się kojarzy i samo jego wspomnienie często przełamuje pierwsze lody.

Czuję się pani Laszką czy góralką, jak nazywają nas z ludzie z innych regionów Polski.
-Jasne, że Laszką, ale nie walczę z wiatrakami, jeśli ktoś tego nie rozumie. Lubię podkreślać, że jestem z gór, to od razu nadaje człowiekowi charakteru.

Jakie ma pani najbliższe plany zawodowe?
-Zeszły rok to czas bardzo wielu perturbacji, także w naszej branży. Nie był on dla mnie łatwy, zaowocował wieloma zmianami- min. agencji aktorskiej.  Ostatnio można mnie było oglądać w „M jak miłość”. Na emisję czeka kolejny sezon „Wojennych dziewczyn” z moim udziałem, a także jeden z odcinków „Komisarza Aleksa”, od wielu lat pracuję również w dubbingu, grywam w Teatrze Polskiego Radia - za kilka dni nagrywam kolejne słuchowisko. Z ciekawością patrzę w przyszłość. W tej branży ciężko coś zaplanować, wszystko może zmienić się z dnia na dzień pod wpływem jednego telefonu.([email protected]) fot. archiwum Angelika Kurowska

Angelika Kurowska z Sącza podbija świat polskich seriali




Buduje swoją karierę po cichu. O pochodzącej z Nowego Sącza urodziwej Angelice Kurowskiej, która gra w topowych serialach, trudno jednak znaleźć plotki w tabloidach






Dziękujemy za przesłanie błędu