Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
07/10/2013 - 14:36

Przyroda według Tabasza(92): Nasze pyszne rydze

Pierwsze pojawiły się już końcem lipca, co zapewne było zadośćuczynieniem za dwa sezonu marnego grzybobrania. Było sucho, o czym już zaczynamy zapominać. Tego roku rdzy dostatek, choć niektórzy wiele sobie obiecują po najbliższej pełni. Zobaczymy, a póki co słów kilka o rydzach.
Mykolodzy (czyli naukowcy od grzybów) mówią na nie mleczaje. Od mleczka, jakie wydzielają uszkodzone owocniki. Z licznej grupy dla grzybiarzy najważniejsze są te o mleczku barwy czerwonej czy pomarańczowej. Mniejsza o łacińskie nazwy i zmieniająca się co rusz oficjalną systematykę. Nas powinno interesować pod jakim drzewem rydz rośnie. Jeśli pod jodłami, będzie to mleczaj rydz późnojesienny. Solidne, mięsiste kapelusze, często śliskie. Smak niezły, ale daleko mu do pierwszego na liście kulinarnych rarytasów, o czym za chwilę. Następny pokazuje się w okolicy świerków. Płowo pomarańczowe kapelusze szybko zielenieją po dotknięciu. W smaku pozostawia gorzkawy posmak i z tego powodu niektórzy grzybiarze zalecają zostawienie go w lesie, co może zakrawać na herezję. Sprawa wyjaśni się natychmiast, jeśli w sosnowych zagajnikach trafimy na mleczaja, którego łacińska nazwa niesie znajomo brzmiące słowo „deliciosus”. Prócz miejsca znalezienia znakiem rozpoznawczym będzie wyciekające mleczko, które niezmiennie zachowuje pomarańczową barwę. To smakowy arystokrata dostarczający naszemu podniebieniu największych najbardziej przyjemnych odczuć. Kto raz zakosztował rydza sosnowego będzie go namiętnie poszukiwał. Pyszny zarówno duszony na maśle, kiszony a nade wszystko pieczony na żeliwnym blacie starych kuchni kaflowych. Ma jedną wadę: w Beskidzie Sądeckim sosnowych zagajników naturalnego pochodzenia tyle, co na lekarstwo. Za najpyszniejszym z rydzów trzeba jeździć w ościenne lasy. Ręczę, że warto. 
 Grzegorz Tabasz, przyrodnik






Dziękujemy za przesłanie błędu