Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
10/06/2023 - 02:40

Ten kraj skręca w prawo. Konserwatyści przejmują władzę w samorządach, socjaliści rzucają na szalę rządzenie

Niedzielne wybory samorządowe i regionalne pokazały, że Hiszpanie skręcają w prawo. 28 maja w większości gmin i samorządów regionalnych zwycięstwo odniosła konserwatywna Partia Ludowa (hiszp. Partido Popular, PP), pokonując polityków Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (hiszp. Partido Socialista Obrero Español, PSOE). Wyniki tych wyborów wskazują również na wzrost popularności skrajnie prawicowej partii Vox. W reakcji na druzgocącą klęskę swojego stronnictwa premier Pedro Sanchez zapowiedział przedterminowe wybory parlamentarne, licząc na konsolidację sympatyków lewicy. Sondaże nie są jednak zgodne co do słuszności takiego zagrania. Hiszpanie pójdą do urn 23 lipca, czyli w trakcie hiszpańskiej prezydencji w Radzie Europy, co z kolei może zagrozić sfinalizowaniu kilku aktów prawnych kluczowych dla państw członkowskich.

Partia Ludowa odniosła spektakularny sukces podczas wyborów samorządowych i regionalnych 28 marca, zdobywając ponad 31proc. głosów w radach lokalnych i zwyciężając w siedmiu z dwunastu regionów autonomicznych, a także w Ceucie i Melilli. Partia Alberto Feijóo zdobyła ponad 7 milionów głosów, w porównaniu do 6,2 miliona uzyskanych przez PSOE. Prawica zwyciężyła we Wspólnocie Madrytu, gdzie Isabel Díaz Ayuso będzie mogła rządzić samodzielnie, znacznie przekroczywszy niezbędne minimum głosów do uzyskania większości. PP odzyskała też jeden ze swoich wielkich bastionów i przejmie rządy w Radzie Miasta Walencja. Ludowcy będą rządzić również w Aragonii, na Balearach, w Kantabrii, Regionie Walencji, Regionie Murcji i Prowincji La Rioja – we wszystkich tych miejscach PP będzie jednak potrzebowała wsparcia Vox jako koalicjanta. Co więcej, prawica przejmie polityczne stery w Estremadurze, pomimo że w tym regionie z niewielkim marginesem zwyciężyło PSOE; blok centroprawicowy ma jednak przewagę liczebną nad lewicą.

Zobacz też Twitter miejscem politycznych dyskusji. Na czym polega fenomen tej platformy cyfrowej? 

W miarę jak mapa wyborcza zabarwiała się na niebiesko (kolor PP), dla polityków PSOE – która ostatecznie uzyskała zaledwie 28 proc. głosów przy niemal 64 proc. frekwencji - stawało się jasne, że tracą niemal całą władzę terytorialną i swoje główne przyczółki. PSOE udało się zwyciężyć tylko w czterech regionach: Kastylia-La Mancha, gdzie absolutną większość wywalczył Emiliano García-Page, Asturia, Wyspy Kanaryjskie i Estremadura. Socjaliści stracili również Sewillę, swój kluczowy miejski bastion. W obliczu porażki, rzeczniczka krajowego zarządu PSOE i ministra edukacji, Pilar Alegría, przyznała, że jej partia musi „zastanowić się nad nadchodzącymi miesiącami" i zapowiedziała, że „podejmą wysiłek, aby zdobyć zaufanie wyborców w wyborach powszechnych”.

Wielkim triumfatorem wyborów z 28 maja okazała się skrajnie prawicowa partia Vox, która skonsolidowała elektorat i rozszerzyła swoje wpływy w radach miejskich i gminnych oraz zyskała reprezentację w parlamentach wszystkich regionów autonomicznych. Od poprzednich wyborów lokalnych Vox podwoił swoje poparcie (z 3,5 proc. do 7,1 proc.); w 2019 roku z ramienia tej partii wybrano 530 radnych, a obecnie jest ich 1663, czyli trzykrotnie więcej w całej Hiszpanii. Tym samym Vox stał się trzecią siłą polityczną w kraju i kluczowym partnerem dla PP, która nie uniknie negocjacji ze skrajną prawicą, o ile chce wprowadzić na stanowiska swoich kandydatów na prezydentów. Ugrupowanie Santiago Abascala będzie też miała znacznie silniejszą pozycję w wyborach powszechnych niż dotychczas, zbliżając się do deklarowanego celu, jakim jest decydowanie o składzie hiszpańskiego rządu.

Pozostając jeszcze przy skrajnościach, to wybory samorządowe potwierdziły też wzrost poparcia dla separatystycznej baskijskiej partii EH-Bildu. EH Bildu przekroczyła pułap wyborczy, zdobywając ponad 366 000 głosów, o 5,4 proc.  więcej niż w wyborach w 2019 roku. Ten wynik przekłada się na 1399 mandatów radnych, dzięki czemu ugrupowanie wyprzedziło Baskijską Partię Nacjonalistyczną, swojego głównego rywala politycznego, i pozycjonuje się obecnie jako wiodąca siła w 37 gminach w Nawarze i 104 w Kraju Basków, w tym w Vitoria-Gasteiz, nieformalnej stolicy Kraju Basków. Nawet kontrowersje związane z obecnością na listach EH Bildu kandydatów skazanych za powiązania z ETA (w tym siedmiu za krwawe zbrodnie, ci jednak podali się do dymisji) nie osłabiły impetu z jakim ta partia kwestionuje hegemonię PNV jako głównego motoru baskijskiego nacjonalizmu, na nieco ponad rok przed wyborami autonomicznymi w Kraju Basków.

Obok triumfatorów, muszą być także wielcy przegrani – w tym wypadku padło na liberalną partię Ciudadanos, praktycznie wypchniętą z hiszpańskiej sceny politycznej. Partia nie uzyskała reprezentacji w żadnym z dwunastu parlamentów autonomicznych ani w żadnej ze stolic prowincji. Ciudadanos zachowała obecnie przedstawicieli w zaledwie dwóch parlamentach regionalnych: Katalonii i Kastylii i León. Ostatnia nadzieja partii w tych wyborach, Ada Colau, zajęła dopiero trzecie miejsce w wyścigu o reelekcję na burmistrzynię Barcelony, przypieczętowując polityczną śmierć ugrupowania.

Sromotna przegrana PSOE wywołała drastyczną i szybką reakcję Pedro Sáncheza. Następnego ranka szef hiszpańskiego rządu ogłosił, że zdecydował się przyspieszyć wybory parlamentarne – początkowo planowane na grudzień 2023 – na 23 lipca. W ten sposób chciał ustrzec się przed ryzykiem, że dłuższy okres zużywania się jego rządu w nadchodzących miesiącach, z prawicą ośmieloną jej spektakularnym sukcesem wyborczym, może doprowadzić do sytuacji, gdy PP i Vox uzyskają większość absolutną i przejmą władzę nad krajem. Premier tak komentował swoją decyzję: „Biorę osobistą odpowiedzialność za wyniki wyborów i uważam, że konieczne jest zareagowanie i podporządkowanie naszego mandatu woli obywateli. Rząd przeprowadził już najważniejsze reformy, do których się zobowiązał. Nasz kraj wkrótce przejmie bardzo ważną odpowiedzialność rotacyjnej prezydencji w Radzie UE. Wszystko to wymaga od Hiszpanów jasności co do tego, jakie siły polityczne powinny kształtować tę fazę i jakie rozwiązania należy zastosować. Jest na to tylko jedna niezawodna metoda, mianowicie demokracja. Najlepszą rzeczą będzie, gdy Hiszpanie zabiorą głos, aby bezzwłocznie określić polityczny kurs kraju".

Premier Sánchez, choć w swojej karierze nie unikał ryzykownych decyzji, wybrał chyba najbardziej niebezpieczną ścieżkę, ale także jedyną, której nikt nie spodziewał. Spekulowano bowiem na temat ewentualnej zmiany składu rządu czy rozwiązaniu koalicji. W ten sposób polityk postawił wyborców, zwłaszcza tych o postępowych poglądach, w sytuacji, gdy muszą niemal natychmiast zdecydować, czy chcą skonsolidować wynik wyborów regionalnych i lokalnych, który zapewnia prawie całą władzę PP i Vox, i pozwolić, aby to stało się na szczeblu krajowym, czy też zmobilizować się, aby temu zapobiec. W 2019 roku, po zaledwie kilku miesiącach rządów od chwili wystosowania wobec niego wotum nieufności, Sánchez również podjął ryzykowną decyzję o wyborczym natarciu, które zakończyło się sukcesem. Nastąpiła wówczas wielka mobilizacja hiszpańskiej lewicy w obliczu zagrożenia ze strony rodzącej się partii Vox, która w grudniu 2018 roku szybko zdobywała popularność w Andaluzji. Minęły cztery lata i Vox nie jest już hipotezą, ale rzeczywistym zagrożeniem dla lewicy, jak pokazały niedzielne wyniki. Co więcej, kondycja PP znacznie się poprawiła od 2019 roku, kiedy to ludowcy uzyskali najgorsze wyniki w swojej historii zarówno w wyborach powszechnych, jak i regionalnych. Teraz ryzyko, że PP będzie rządzić z Vox, nie jest mgliste, ale niemal pewne. Z tego powodu Sánchez zdecydował się zagrać "wszystko albo nic", desperacko licząc na to, że wydarzy się cud i nadzwyczajna mobilizacja lewicy – której trudno się spodziewać wobec rezultatów wyborów samorządowych i regionalnych – powstrzyma konserwatywną falę, która od lat przetacza się przez kraje Europy, a teraz dociera do Hiszpanii.

Tym posunięciem Sánchez unika wielomiesięcznych dyskusji na lewicy o tym, czy i w jakie bloki się zorganizować podczas wyborów parlamentarnych. Przy okazji lider PSOE ucisza wszelkie debaty wewnątrz swojej partii, uniemożliwiając wysuwanie oskarżeń na temat jego ewentualnej odpowiedzialności za porażkę socjalistycznych prezydentów i burmistrzów. Z wyborami na horyzoncie po prostu nie ma czasu na wewnętrzne spory czy wezwania do zmian w rządzie lub partii: PSOE rozpoczyna dziś kampanię, a wszelkie rozliczenia muszą zostać odsunięte w czasie na po wyborach.

Marzeniem socjalistycznego premiera jest zapewne, by sprawy potoczyły się podobnie jak w 2008 roku. Wówczas erozja rządu i demobilizacja lewicy doprowadziły PSOE do przegrania wyborów samorządowych w 2007 roku, natomiast elektorat prawicowy coraz silniej się konsolidował. Ale wtedy José Luis Rodríguez Zapatero i jego zespół - kierowany przez mentora Sáncheza, José Blanco - rozpoczęli kampanię wyborczą pod nośnym hasłem: "jeśli nie pójdziesz [do urny], oni wrócą" na plakatach z podobiznami znienawidzonych ministrów z rządu PP. Kampania doprowadziła do niezwykłej mobilizacji lewicy wokół PSOE, a Zapatero pokonał Mariano Rajoya z przewagą ponad miliona głosów.

Zobacz też Eliksir zdrowia, który działa cuda. Każdy chce mieć go w swoim domu 

Rzecz w tym, że obecna sytuacja PSOE jest nieporównywalnie słabsza, więc hazardowe zagranie premiera może równie dobrze pogrążyć hiszpańską lewicę. Jak dotąd wyłącznie majowy sondaż Ośrodka Badań Socjologicznych CIS wskazuje na zwycięstwo Sáncheza w wyborach powszechnych, przewidując również, że lewicowy blok Sumar wyprzedzi Vox. Należy jednak pamiętać, że wskazania CIS dla wyborów samorządowych również sugerowały zwycięstwo PSOE, co nie znalazło potwierdzenia w rzeczywistości. Inne badania opinii, takie jak sondaż instytutu GESOP, sugerują zwycięstwo PP, choć przewidują że partia Feijóo nie osiągnie większości potrzebnej do samodzielnego rządzenia i będzie uzależniony od powyborczych sojuszy – najpewniej z ultrakonserwatywną Vox.

Ważnym tłem dla tych wydarzeń jest nadchodzący okres prezydencji Hiszpanii w Radzie UE.  Bo choć nie jest to pierwszy raz, gdy rotacyjna prezydencja zbiega się z wyborami powszechnymi w danym kraju – w zeszłym roku prezydent Francji Emmanuel Macron walczył o reelekcję i zachował mandat – to spolaryzowany charakter hiszpańskiej polityki zwiększa szanse na porażkę wyborczą Sáncheza. Ryzyko podjęte przez premiera Hiszpanii może mieć zatem istotne konsekwencje dla 27 członków Unii Europejskiej, zwłaszcza że przewodnictwo silnie proeuropejskiego polityka budziło nadzieje na produktywny okres w działaniach Rady UE. Oczywiście Komisja Europejska szybko zapewniła, ustami swojego rzecznika Erica Mamera, że w pełni szanuje decyzję hiszpańskiego rządu o przyspieszeniu terminu wyborów i że będzie wspierać władze tego kraju w wypełnianiu zobowiązań wynikających z prezydencji. Niemniej rzeczywistość wymagałaby silnego przywódcy: przed końcem roku instytucje UE mają sfinalizować szereg ważnych ustaw, które dotychczas odsuwano na później. Katalog ten obejmuje m.in. pokryzysową reformę rynku energii elektrycznej, pierwszą na świecie próbę prawnego uregulowania sztucznej inteligencji, ambitną strategię zapobiegania odpływowi ekologicznych gałęzi przemysłu, wart pół miliarda euro plan zwiększenia produkcji amunicji dla Ukrainy oraz długo oczekiwaną i ciężko wywalczoną reformę unijnych przepisów podatkowych. Biorąc pod uwagę wagę tych decyzji, potrzebny jest zdeterminowany i sprawny w negocjacjach lider, by zapewnić konsensus 27 państw członkowskich. Była to więc okazja nie do przecenienia dla Hiszpanii, ale też dla premiera Sancheza, by odegrać wiodącą rolę w kształtowaniu porozumień politycznych i wyznaczania kierunku rozwoju UE.

Tymczasem nagła decyzja o przedterminowych wyborach na początku prezydencji UE grozi ograniczeniem pola manewru Hiszpanii w Radzie i wyczerpaniem zasobów kluczowych polityków podczas żmudnej kampanii, prowadzonej w środku lata. Jednym z najbardziej prawdopodobnych scenariuszy jest: rozpoczęcie hiszpańskiej prezydencji pod rządami socjalistów, spowolnienie działań ze względu na lipcową kampanię wyborczą i następującą bezpośrednio po niej sierpniowej przerwie, oraz wznowienie działań już pod rządami nowej prawicowej władzy, reprezentującej zupełnie inne priorytety i cele polityczne niż poprzednicy. Te zawirowania mogą być szczególnie problematyczne dla Rady UE, która w trakcie tej kadencji powinna domknąć kluczowe kwestie i przypieczętować je konkretnymi umowami. Nad planem sprawnego podpisania umów zawisło jednak widmo niepowodzenia, jeśli nawet nie ze względu na brak woli politycznej (nowych) władz Hiszpanii, to... z braku czasu. (Gabriela Kozakiewicz / ISW, Fot. Pixabay)







Dziękujemy za przesłanie błędu