Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 24 kwietnia. Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego
18/11/2013 - 16:30

Ulubiona piosenka z dzieciństwa. Ostatnie bony do „SMYKA”

Anna Figas Smoleń i Monika Żmudka to kolejne laureatki naszego „Smykowego” konkursu. Panie podzieliły się z nami swoimi wspomnienia związanymi z ulubioną zabawą w dzieciństwie. W nagrodę otrzymają bony o wartości 50 zł, do zrealizowania w sklepie „SMYK”. Dzisiaj (18 listopada) przed naszymi czytelnikami ostatnia już zabawa konkursowa.
"A ja wolę moją mamę”, „Puszek okruszek”, a może „Pszczółka Maja” - jaka jest Państwa ulubiona piosenka z dzieciństwa? Spośród osób, które do środy (20 listopada) do godz. 20 przyślą do nas odpowiedź i kilka zdań uzasadnienia wybierzemy dwie najciekawsze. Ich autorów nagrodzimy kuponami o wartości 50 zł, które będzie można zrealizować w sklepie SMYK, mieszącym się w Galerii Trzy Korony.
Odpowiedzi prosimy przesłać na adres [email protected]. W temacie wiadomości prosimy wpisać „SMYK”, zaś w treści, obok odpowiedzi i uzasadnienia swoje imię, nazwisko, miejscowość zamieszkania, numer telefonu oraz zgodę na opublikowanie danych osobowych (imienia, nazwiska oraz miejscowości zamieszkania) na portalu Sądeczanin.info.
Zwycięzcę poinformujemy o wygranej i sposobie odbioru bonu za pomocą wiadomości zwrotnej.
Kupon o wartości 50 zł będzie można zrealizować w sklepie SMYK w Galerii Trzy Korony w Nowym Sączu (ul. Lwowska 80). Będzie on upoważniał jego posiadacza do odbioru zabawek marki SMIKI.
***
W trzeciej edycji konkursu, spośród 11 nadesłanych propozycji ulubionej zabawy z dzieciństwa, wybraliśmy i nagrodziliśmy:
Panią Monikę Żmudkę z Nowego Sącza
Jaka była moja ulubiona zabawa w dzieciństwie? Po długim zastanowieniu odpowiem, jak przystało na prawdziwą dziewczynkę, że w dom.
Czasy mojego dzieciństwa przypadały na epokę prehistoryczną w przekonaniu współczesnych młodych ludzi, gdy można było przeżyć bez playstation, mp3, komórek i wirtualnej rzeczywistości. Wolny czas spędzało się przy trzepaku na ćwiczeniu sprawności fizycznej w przewrotach i zwisach. Grało się nie w sieci, ale z kolegami, opracowując taktykę podchodów, lub odgrywając przygody Old Shatterhanda i słynnego Winnetou.
Jednak ze szczególnym sentymentem wracam do czasów, gdy spędzałam czas na zabawie w dom. Wszystkie moje brzuchate i mocno sfatygowane od przytulania misie i lalki, którym daleko było do urody współczesnej długonogiej i szczupłej w talii Barbie, usadzałam na krzesełkach, by podejmować naukę zasad savoir vivre’u przy stole. Moje dzieci piły herbatkę z plastikowej zastawy, a ja sama musiałam oddać rozmowę lalek. Żaden z uczestników podwieczorku nie miał magicznego przycisku i nie mówił metalicznym głosem „MAMA”. Może i lepiej, gdyż rozmowy były ciekawsze: o szkole, pogodzie, eleganckich strojach wprost spod mojej igły. Po pysznym podwieczorku był jeszcze deser specjalny: guma Donald albo kawałek jakże pysznego wyrobu czekoladopodobnego marki „Pani Twardowska”.
Teraz mogę wracać do tych wspomnień w zabawach z własnymi dziećmi. Gdy siadamy razem, sadzamy wszystkie pluszaki, by mogły się delektować pyszną herbatką.
Nagrodę otrzymuje także pani Anna Figas – Smoleń z Mochanaczki Wyżnej
Hitem zabaw w moim dzieciństwie była zabawa w "Warzywniak". Wychowałam się na wsi, w pobliżu lasu. W domu z ogrodem i z sadem. W sadzie stał tzw. "stoliczek" - serce Naszej zabawy - stół zrobiony z pnia i kawałka sklejki.
W sąsiedztwie nie miałam rówieśników, bawiłam się z młodszą siostrą. Nasza zabawa wymagała przygotowań, ponieważ nie miałyśmy plastikowych gotowców. Warzywa z Naszego straganu były zawsze świeże i pachnące.
Najpierw zbierałyśmy różne rośliny, chwasty, kwiaty polne. Jedne były imitacją marchewki, inne udawały koperek czy szczypiorek. Zawsze zbierałyśmy te same rośliny, więc zabawa była przewidywalna, a zbiór szedł sprawnie.
Myślę, że po latach mogłabym odtworzyć Nasz bazarek bez problemu. Wracając do tematu, po zebraniu roślin układałyśmy je w równiutkie pęczki, inne leżały luzem. Potem tylko wycena warzyw.
Gdy warzywniak był gotowy rozpoczynał się spór, kto kupuje, a kto sprzedaje. Rola sprzedającego była tą "lepszą". Każda z Nas chciała stanąć za ladą kramiku.
Na potrzeby konkursu i z "czystej" ciekawości otworzyłam atlas roślin w poszukiwaniu nazw Naszych "warzyw". I tak: babka lancetowata była sałatą, pięciornik gęsi - marchewką, sit rozpierzchły - szczypiorkiem, trybula leśna - koperkiem, szczaw tępolistny - kapustą, przywrotnik pospolity udawał pietruszkę. Chociaż ten ostatni, jak teraz patrzę w niczym nie przypomina pietruszki - taka dziecięca fantazja.
Zbierałyśmy też rumianek bezpromieniowy i świerzbicę polną (trudne te nazwy). Niestety nie pamiętam jaka roślina zastępowała buraki czerwone, ale pamiętam, że zabawa była przednia. "Stoliczka" nie ma - już wtedy biedak był "leciwy", ale są rośliny łąkowe i chęci, aby pobawić się z moimi dziećmi w warzywniak z dzieciństwa.

(KB)






Dziękujemy za przesłanie błędu