Z cyklu "Jak nie być frajerem?”: Dzikość serca a dzikość rozumu (6)
Przykłady te uzmysławiają, że porządku społecznego nie udaje się stworzyć na zawołanie, nie da się go zaprojektować, zaplanować na 500 stronach „strategii dla kraju X” i z sukcesem wcielić w życie. Forma jego powstania raczej przypomina organiczny wzrost, a nie inżynierskie przedsięwzięcie. Po drugie – konsekwencje „dzikości rozumu” mogą być dalece bardziej niebezpieczne i trudniejsze do skanalizowania niż następstwa „dzikości serca”. Dzikość serca ma zazwyczaj charakter lokalny i szybko się wypala. Dzikość rozumu ma charakter systemowy i przejawia tendencję do „brnięcia w maliny”.
Warto o tym pamiętać współcześnie, kiedy to przez nasze miasta przechodzą całe zastępy „myślących inaczej” – środowisk LGBT, feministek, aborcjonistów, tych, którzy płeć traktują jako treść zapisu w ustawie, oraz fanatyków in vitro i antykoncepcji, wyposażonych w niezliczone „dowody naukowe” i uzbrojonych w niezachwiane przekonanie o wyższości „światopoglądu naukowego” nad „ciemnogrodem”.
Dlaczego ten świat, w którym żyjemy – świat polityki i gospodarki ma jakąś dziwną właściwość, która sprawia, że nie chce się poddawać równaniom inżynierów społecznych? Najprostsza odpowiedź jest taka, że problem tkwi w tym, iż rzeczywistość społeczno – polityczna nie jest światem newtonowskim, ale światem systemów złożonych. Ten pierwszy jest stabilny, można go zrozumieć wówczas gdy rozumiemy działanie elementów, z których się składa, i dąży do równowagi.
Ten drugi jest znacznie bardziej skomplikowany, koncepcja równowagi ustępuje koncepcji „wytrzymałości systemu”, pojawiają się niespodziewane przejścia fazowe, zdecydowanie więcej zależy od zdarzeń losowych a w konsekwencji – jest znacznie mniej przewidywalny.
Na koniec chciałbym zaznaczyć, że w niniejszym tekście nie znajduje się nic antynaukowego! Ostrze mojej argumentacji jest natomiast wymierzone tylko w niewłaściwe używanie nauki, w metodologicznie nieuzasadnione podpieranie autorytetem naukowym pewnych rozwiązań i ustaleń jako „jedynie słusznych” i racjonalnych, bo opartych na „naukowych podstawach” (zwykle te „naukowe podstawy” to wynik obserwacji efektów bezpośrednich danego rozwiązania, ignorującej całe spektrum towarzyszących im skutków ubocznych – bo tych nie da się łatwo „wyłowić” na gruncie istniejącej metodologii)
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę szanowny Czytelniku na jeden podział. Otóż są tacy, którzy uważają, że w gruncie rzeczy rzeczywistość polityczno - gospodarcza wcale nie dzieli się na lewicę i prawicę, wolnorynkowców i socjalistów, tradycjonalistów i postępowców, ale…. na Greków i Rzymian. Grecy charakteryzują się tym, że dają pierwszeństwo teorii nad praktyką. Z kolei dla Rzymian na pierwszym miejscu jest praktyka a dopiero na drugim teoria.
Rzymianin to ktoś, kto nie ufa teorii i korzysta tylko z wypróbowanych narzędzi i rozwiązań – uczy się na błędach innych. Dla umysłowości Rzymianina coś może mieć poparcie w tysiącach stron dowodów naukowych, ale jeżeli to coś nie jest poparte odpowiednio długą historią stosowania w praktyce – wówczas jest bez wartości. Rzymianin to ktoś, kto nie chce wyjść na frajera….
Grzegorz M. Malinowski (sądeczanin, doktor nauk ekonomicznych, filozof. Wykładowca na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.)
Kontakt - [email protected]
TT- @grzesiek.mal