Dla fanów to może być szok. Wacław Cieślik chce uśmiercić Kordiana? [WIDEO]
Z Wacławem Cieślikiem, Kordianem rozmawia Jagienka Michalik
Totalnie zaskoczył pan swoich fanów. Zabrał się pan za pop! Zamierza pan porzucić disco polo?
-Taką muzykę piszę od wielu lat, tylko nigdy jej nie pokazywałem. Teraz mam wielu odbiorców i chcę, żeby zobaczyli, że nie ograniczam się do jednego stylu, ale mam też pociąg do takiej muzyki.
Chyba nie zamierza pan uśmiercić Kordiana!
-Och nie! Kordian nadal będzie żył i mam nadzieję, że pożyje jeszcze ładnych parę lat, bo zawsze będą odbiorcy takiej muzyki. A to premierowe nagranie, to coś, co sobie piszę gdzieś tam pomiędzy Kordianem.
Cała Polska pokochała pana za góralskie piosenki śpiewane w klimatach disco polo. Tłumy walą na pana koncerty. Ludzie chcą z panem śpiewać, chcą się bawić, a pan im serwuje sentymentalny kawałek. Tak panu naprawdę w duszy gra?
-W mojej duszy chyba zagrały czasy jakie teraz mamy. To szalone tempo życia jest przytłaczające. Ludzie żyją za szybko. Gonią za sukcesem. Liczą się tylko pieniądze i nic więcej. A ja w tej piosence mówię… człowieku zwolnij, nie to jest w życiu najważniejsze.
Długo pan nosił w sobie tę piosenkę? To taki kawałek wyciągnięty z przepastnej szuflady?
-Słowa i muzykę napisałem pół roku temu, ale nie miałem czasu, żeby połączyć to z teledyskiem. Teraz się to udało.
Skoro nie zamierza pan rezygnować z disco polo, to czy teraz będzie dwóch Kordianów? Ten, przy którym szaleje publiczność na koncertach i ten, który ciągnie w stronę soulu, muzyki pop?
-Jest taki muzyk Paweł Dudek, znany jako Czadoman. Jego wielki przebój „Ruda tańczy jak szalona” doczekał się ponad stu milionów odsłon. Ostatnio wydaje utwory pod własnym nazwiskiem. Też próbuje z popem. To zupełnie tak jak ja.
A więc chce pan budować nową muzyczną markę? Zacznie pan śpiewać jako Wacław Cieślik.
-Tak. To jest muzyka, którą zawsze pisałem. Nagrałem całą płytę piosenek w stylu pop, której nikt nigdy nie słyszał. To są naprawdę ładne utwory.
Dlaczego trzyma pan tę płytę w ukryciu?
-No bo wszystko zaczęło się od „Dziewczyny z gór” i wszystko się wtedy tak nakręciło…
Czy da się funkcjonować w dwóch równoległych, muzycznych światach? Z czegoś w końcu trzeba będzie zrezygnować.
-To moje drugie muzyczne wcielenie, to taki przerywnik, odrobina oddechu od tych szybkich przytupanek.
A więc robi to pan bardziej dla siebie, dla własnej przyjemności?
-Soul, blues… to jest coś, co uwielbiam. Przy takiej muzyce czuję się najlepiej. To nawet nie chodzi o tekst, ale bardziej o formę śpiewania, tak bardzo odmiennego od tanecznych, dyskotekowych rytmów.
Chodzi też o to, że może pan pokazać swoje możliwości wokalne, talent do komponowania i pisania tekstów? Disco polo zamyka pana w pewnych schematach, a tu może się pan poczuć wolny, w sensie tworzenia?
-Właśnie tak. Ale myślę, że dla moich fanów to będzie miła niespodzianka. Zresztą niejedyna.
Co ma pan jeszcze w zanadrzu?
-To będzie coś bliżej folku, coś fajnego dla tych kobiet, które uważają, że tu i ówdzie mają za dużo?
Ma pan na myśli tak zwane puszyste kobiety?
-Tak. Chce pokazać, że takie kobiety są piękne.
Kiedy ta niespodzianka będzie gotowa?
-Nie wcześniej niż za dwa miesiące. To będzie czad, po którym puszyste kobiety poczują się lepiej. Ale więcej już nie mogę zdradzić.
To brzmi naprawdę intrygująco…