Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
31/08/2020 - 09:00

Jak Pan Bóg uratował księdza z Niskowej, który spadł z nieba

- Najbardziej bałem się zderzenia z ziemią. I wtedy krzyknąłem „Chryste ratuj”. Od tego momentu urwał mi się film – opowiada o swoim wypadku na paralotni ksiądz Kazimierz Migacz, proboszcz parafii w Ignalinie w Warmińsko-Mazurskiem, który pochodzi… z Niskowej. Historia duchownego obiegła wszystkie ogólnopolskie media. Nasz krajan niespodziewanie stał się gwiazdą tabloidów i wcale nie jest tym zachwycony.


-
Chciałem wylądować nad lasami. Ale wszędzie wokoło były konary suchej olchy na bagnach. Wypatrzyłem dwudziestometrowego świerka. Skręciłem na niego, objąłem jak piękną kobietę (śmiech), przytuliłem się i zawisłem na nim. To jest wpisane w nasze sentymenty, nasze talenty i pragnienia.

I urazy, kiedy się uprawia taki ekstremalny sport. Ale tym razem wyszedł ksiądz z wypadku mocno poturbowany.
-
Ale przeżyłem. Ewangelia mówi, że Pan Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz chce, żeby się nawrócił i miał życie wieczne.

Nie wiem, jak mam to rozumieć w odniesieniu do księdza.
-
Każdy jest grzeszny, ja też.  Magdalena też była grzeszna, Piotr był grzeszny, Judasz…każdy  ma coś na sumieniu. Jestem pewien, że pani też (śmiech).

Och, oczywiście, że tak! Mam swoją pokaźną listę grzechów i grzeszków…(śmiech).
-
Ale najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że ja, ksiądz katolicki, uznaję to ocalenie za cud.

A więc jednak jest w tym palec Boży!
-
To się stało w niedzielę 23 sierpnia. W mojej parafii jest piękny park, w którym rosną dęby.   Maja po sto, dwieście i trzysta lat. Byłem na wysokości mniej więcej stu metrów i pięćdziesiąt  nad tymi dębami. I nagle pękła linka łącząca skrzydło z silnikiem. To przez karabinek, który jak każde urządzenie może zawieść. To się zdarza. Zobaczyłem, że pół paralotni poszło w górę.

Pomyślał ksiądz, że to już koniec?
-
Tak. I najbardziej bałem się zderzenia z ziemią. Wtedy krzyknąłem „Chryste ratuj”. Od tego momentu urwał mi się film. Zderzyłem się z konarami dębów, które są przecież twarde jak beton.  Straciłem świadomość może na trzy, cztery sekundy, a potem zobaczyłem, że wiszę na konarach. Sprawdzałem, czy mam czucie w nogach, w kręgosłupie. Wszystko było w porządku.  Zgasiłem silnik. Nie czułem bólu, a miałem pęknięte trzy żebra i poprzebijany mięsień od ramienia do łokcia. Sąsiedzi akurat robili niedaleko grilla, więc szybko przyszła pomoc.

I nie ma ksiądz dosyć tego latania?
-
Ależ skąd. Naprawie lotnię i znowu wzbije się w niebo.  Kiedyś latała ze mną piękna dziewczyna, poetka, która napisała taki wiersz: „Tam w górze, gdzie nie ma zgiełku, nie ma kurzu, nie ma zawiści, na skrzydłach tęczowych latają chłopcy idealiści”.

To chyba najlepsza pointa naszej rozmowy. Rzeczywiście jest ksiądz niepoprawnym romantykiem i niech tak zostanie.

Rozmawiała Jagienka Michalik fot. ks. Kazimierz Migacz, KPP Lidzbark Warmiński

Ksiądz latał na swojej paralotni nad plebanią, gdy nagle pękła linka łącząca skrzydło z silnikiem




Fot. fot. ks. Kazimierz Migacz, KPP Lidzbark Warmiński






Dziękujemy za przesłanie błędu