Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
08/07/2014 - 11:31

Krzysztof Pierzchała: Sport to moja życie. Lubię pracę z młodzieżą

Rozmawiamy z Krzysztofem Pierzchałą, nauczycielem wychowania fizycznego w Zespole Szkół im. Wł.Orkana w Marcinkowicach, propagatorze sportu w powiecie nowosądeckim, organizatorze niezliczonej ilości wydarzeń sportowych, trenerze piłkarskim, sędzią piłki siatkowej.
Kiedy zaczęła się Pana przygoda ze sportem?

- Od dziecka, jeszcze będąc przedszkolakiem. Tata zabierał mnie na obozy sportowe, piłkarskie do Tęgoborzy nad Jeziorem Rożnowskim. Wówczas trenował piłkarzy Startu Nowy Sącz. W moim domu sport był zawsze tematem przewodnim, później były mecze i obozy Grybovii, którą mój Tata również prowadził i tak wrastała we mnie pasja i miłość do sportu, bez czego nie wyobrażam sobie życia.

Starsi kibice Sandecji do dzisiaj wspominają bramki strzelone przez Pańskiego Tatę – Czesława Pierzchałę, niezwykle walecznego piłkarza.


- Tata był w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zeszłego stulecia piłkarzem Sandecji Nowy Sącz i większość kibiców zna go pod pseudonimem „Pele”. Jako dzieciak bardzo dużo czasu spędzałem na boisku piłkarskim, trenując z rówieśnikami, czy to w Starcie, czy Grybovii. Pamiętam, jak kiedyś na jednym z treningów Grybovii dostałem piłką po strzale znanego wszystkim Andrzeja Łatki (oj, bolało!) - późniejszego piłkarza Legii Warszawa, który w meczu z Barceloną na słynnym stadionie Camp Nou pokonał słynnego bramkarza Andoni Zubizarreta, strzelając gola dla Legii.

Zatem z wyborem zawodu nauczyciela wychowania fizycznego nie miał Pan problemu?

- Żadnego! Sport to moja pasja i to przez duże „P”. Moim marzeniem było zostać dziennikarzem sportowym, jednak los rzucił mnie do szkoły, do pracy z dziećmi i młodzieżą, czego nie żałuję. Jako student wyjeżdżałem z młodzieżą na obozy sportowe w kraju, a przede wszystkim za granicę. Wtedy zrozumiałem, że być nauczycielem wychowania fizycznego, będzie spełnieniem moich marzeń: wielka odpowiedzialność, ale również wielka szansa na propagowanie sportu wśród młodych.

Czy dzisiaj wśród młodzież sport nie przegrywa z komputerem?

- W czasach, gdy komputer nie był tak powszedni jak dzisiaj, młodzi ludzie codziennie spędzali wolny czas na świeżym powietrzu, grając w piłkę, jeżdżąc na rowerze, czy wędrując po górach. Boli mnie i moich kolegów po fachu, że do sportu garnie się coraz mniej dzieciaków. Myślę, że to jest spowodowane tym, że młodzieży nie zależy na podnoszeniu tężyzny fizycznej i swojej sprawności, wolą zasiąść przed komputerem z paczką chipsów i zajadać się do syta. Poza tym w szkołach nie ma tylu pozalekcyjnych zajęć sportowych, jak to było dwadzieścia, trzydzieści lat temu. Kiedyś powiedziałem na pewnym spotkaniu publicznym, że jeśli nie będzie funduszy na sport i nie będzie fanatyków, którzy zaszczepią dzieciom bakcyla sportu, to będziemy w przyszłości walczyć z patologiami społecznymi.

W jaki sposób udaje się Panu zachęcić młodzież do sportu?

- Organizuję od kilku lat wyjazdy sportowe na mecze Muszynianki Fakro Muszyna w Orlen Lidze i Lidze Mistrzów oraz zapraszam do szkoły, w której uczę wybitnych polskich sportowców z różnych dyscyplin sportowych, jak na przykład siatkarzy: Dorotę Pykosz i Marcina Prusa. Mistrzowie, olimpijczycy, opowiadają młodzieży o swoich karierach sportowych oraz o tym, że sport jest potrzebny każdemu człowiekowi, a nawet może być sposobem na życie. Sędziując mecze w różnych kategoriach wiekowych spotykałem się ze wspaniałym hasłem na koszulkach jednego z klubów, że cytuję: „Siatkówka – uczy, bawi i wychowuje ''. Myślę, że komentarz do tych słów jest zbyteczny. To hasło odnosi się do wszystkich dyscyplin sportowych.

W wielu szkołach lekcje wychowania fizycznego traktowane są po macoszemu…


- Nie wiem, jak jest w innych szkołach, ale sądzę, że każdy nauczyciel wychowania fizycznego chce jak najwięcej przekazać młodzieży i w zależności od warunków panujących w szkole – robi, co może. Zgodzę się, że trudno jest nauczyć dzieci gry w piłkę ręczną, gdy nie ma się boiska do szczypiorniaka, lub gry w koszykówkę, gdzie kosze są zawieszone w odległości 8 metrów od siebie. Chociaż z drugiej strony, w szkole, w której pracuję, jest tylko maleńka salka gimnastyczna, a i tak w ostatnich trzech latach plasujemy się na „pudle”, jeśli chodzi o współzawodnictwo sportowe szkół ponadgimnazjalnych z tendencją zwyżkową, aż do zajęcia I miejsca w tej klasyfikacji w zeszłym roku szkolnym.

Czy zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że chyba jeszcze nigdy młodzi ludzie nie mieli takich warunków do uprawiania sportu, jak obecnie, kiedy przy wielu szkołach jest pełnowymiarowa hala sportowa, są orliki i inne obiekty sportowe, jak chociażby lodowisko w Chełmcu?

- To absolutna prawda. Dawniej grało się na klepiskach, lub w najlepszej sytuacji na asfalcie. Teraz nie dość, że prawie każda gmina ma kilka orlików, to jeszcze trzeba wziąć pod uwagę sprzęt, jaki można zakupić w każdym sklepie sportowym. Dawniej tenisówki kupowało się w „na Czechach”, bo tylko one nadawały się do grania na asfalcie, nie mówiąc o gumowych korkotrampkach, gdzie po kilkunastu minutach grania na trawie wydawało się, że odparzy się stopę. Powinno się zadbać o to, żeby na tych orlikach i w pięknych halach sportowych było tłoczno od dzieci i młodzieży, żeby te obiekty tętniły życiem od rana do późnych godzin wieczornych, a nie tak, jak teraz - są zajmowane przez rozgrywki oldboyów, czy ligi zakładowe. Powinny znaleźć się fundusze, żeby zajęcia odbywały się na tych obiektach pod okiem wykwalifikowanej osoby, która nie dość, że się będzie opiekowała młodzieżą, to jeszcze nauczy ją pewnych rzeczy. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie twierdzę, że tak jest wszędzie, ale ile takich obiektów wybudowano i stoją puste.

Poza wszystkim jest Pan sędzią piłki siatkowej. Jakie mecze Pan sędziuje?


- Jakie się da (śmiech – red.), a tak poważnie to jestem sędzią Polskiego Związku Piłki Siatkowej już od dwudziestu lat. Sędziuję trzecią ligę kobiet i mężczyzn oraz jestem sędzią liniowym Muszynianki w Lidze Mistrzów i Orlen Lidze. Poza tym sędziowałem wiele meczów okazjonalnych, jak na przykład Północ – Południe Kobiet, Muszynianki z Tułą oraz z Amerykankami, a także z mistrzem Norwegii – Stod Volley. Byłem sędzią czwartej edycji Fakro Cup oraz dwukrotnie meczów mistrza Polski Asseco Resovii Rzeszów z Efektorem Kielce i białoruską drużyną Bate Borysov. W sierpniu tego roku będę jednym z sędziów dwóch meczów Memoriału Huberta Jerzego Wagnera w Krakowie: Chiny – Bułgaria i Chiny – Rosja, a także prawdopodobnie - jeśli się nic złego nie wydarzy - meczów mistrzostw świata w siatkówce mężczyzn w Krakowie...

Rozmawiał Henryk Szewczyk

Cały wywiad z Krzysztofem Pierzchałą w lipcowym numerze "Sądeczanina". 









Dziękujemy za przesłanie błędu