Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
30/07/2017 - 21:20

Nowosądecki SOR: nie ma szansy na zmianę? Rozmawiamy z lekarzami i pielęgniarkami:

Co powoduje, że w siedzibie nowosądeckiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego pacjenci godzinami czekają na pomoc? Dlaczego miejsce to ma tak złą sławę wśród pacjentów a jednocześnie pacjenci nieustannie tam przychodzą? Co można zrobić, by SOR znów był postrzegany jako miejsce przyjazne? O tym wszystkim rozmawialiśmy w siedzibie dyrekcji nowosądeckiego szpitala z Jadwigą Mółką-Schab - pielęgniarką oddziałową SOR, Andrzejem Biorówką - kierownikiem SOR, Justyną Górą-Mirecką lekarzem ambulatorium internistycznego oraz Tomaszem Ponikowskim - lekarzem ambulatorium chirurgii urazowej. 

Panie doktorze, dlaczego trzeba czekać godzinami na przyjęcie w sądeckim SOR? 

Andrzej Biorówka  - Tak jest w całym kraju, nie tylko w Nowym Sączu. W dodatku czas oczekiwania wyraźnie się skrócił, jeśli porównamy obecną sytuację z tym, co działo się kilka miesięcy temu.  

Skrócił się? Pacjenci twierdzą, że  jest gorzej niż było, mówią to o nowym otwartym z wielką pompą SOR. Najpierw czeka się w jednej kolejce do recepcji, potem w drugiej, do ratownika medycznego, wstępnie kwalifikuje pacjenta do określonego  lekarza. A potem to już trzeba odstać w trzeciej kolejce, do specjalisty. A tych specjalistów, tyle, co kot napłakał. Tak, jak przedtem. Raptem czterech. Internista, chirurg ogólny, urazowy i podobno jest jeszcze pediatra. 

Andrzej Biorówka  - Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, że czas oczekiwania zależy od stanu pacjenta. Odkąd uruchomiliśmy system TRIAGE (dalej: triaż, przyp. red.), czyli segregację stanu pacjentów dokonywaną przez ratowników medycznych,  ci którzy są w najpoważniejszym stanie, znacznie krócej oczekują na przyjęcie przez lekarza. Ale jeśli takich ciężkich przypadków jest więcej, to siłą rzeczy osoby, których dolegliwości lub urazy nie wymagają szybkiego przyjęcia, czekają długo. 

Otwarcie nowego oddziału SOR

Bardzo długo. Czasem po sześć, osiem godzin, a przecież tam nie przychodzą zdrowi ludzie, tylko chorzy. Dla nich to koszmar.  

Justyna Góra-MireckaJak to wygląda z mojego punktu widzenia? Z punktu widzenia lekarza, który od ponad dwóch lat pracuje w ambulatorium internistycznym Szpitalnego Oddziału Ratunkowego? Zacznijmy od tego, czym, przynajmniej w teorii, miał być SOR. Otóż miał służyć ratowaniu życia w przypadku stanów ostrych. Natomiast w rzeczywistości 70 proc. osób, które do nas trafiają, to pacjenci, którzy, przynajmniej teoretycznie, nie powinni tutaj dotrzeć. 

Wreszcie skończą się kolejki? Otworzyli nowy oddział SOR

A gdzie powinni być? 

- W przychodni u lekarza rodzinnego. Często słyszę od takiego pacjenta, że szuka pomocy na SOR, bo na przykład „lekarz rodzinny jest na urlopie”, albo ktoś mówi, „nie zarejestrują mnie dzisiaj w przychodni”, „kazali mi przyjść za dwa dni, „do lekarza rodzinnego mam daleko”… To nie są sytuacje związane z zagrożeniem życia. I tacy pacjenci czekają najdłużej. Nadajemy im kolor zielony. A skoro jesteśmy miejscem powołanym do interwencji w przypadkach bezpośredniego zagrożenia życia, uruchomiliśmy system triażu czyli oceny stanu pacjentów i dopasowania czasu przyjęcia do ich stanu. Dawniej pacjenci oczekiwali na korytarzu i nikt nie wiedział, kto z jaką dolegliwością do nas przyszedł. Mogło się więc zdarzyć, że karetka przywiozła pacjenta z lekkim urazem, a w korytarzu czekał ktoś z zawałem. 

sądecki SOR

Dla tych, którzy powinni zgłosić się do lekarza rodzinnego triaż oznacza wydłużenie kolejki.   

Teoretycznie tak, ale nie dla pacjentów, którzy wymagają nagłej, pilnej interwencji. Oni są przyjmowani błyskawicznie, bo po rejestracji pacjent trafia do ratownika, który zbiera wstępny wywiad, wstępnie określa podstawowe parametry, ciśnienie, EKG, mierzy saturację, temperaturę i już coś na temat tego pacjenta wiemy. I możemy mu nadać określony kolor. Wcale to jednak nie znaczy, że odsiedzi bite cztery  godziny. Jeżeli zdążymy wcześniej ze stanami nagłymi, zostanie przyjęty wcześniej.  

Z punktu widzenia lekarza SOR, tacy pacjenci tak naprawdę robią sztuczny tłok? 

- Z naszego punktu widzenia niedopuszczalne jest, żeby w SOR pacjent, który spokojnie może być przyjęty przez lekarza rodzinnego, blokował miejsce choremu, na przykład z obrzękiem płuc czy udarem niedokrwiennym. To stan bezpośredniego zagrożenia życia. Mamy wtedy trzy godziny na to, żeby podać aktywizę, żeby po prostu uratować mu życie. Podobnie pierwszeństwo ma pacjent z zawałem mięśnia sercowego. Kolejki nie są wynikiem naszej  złośliwości czy opieszałości. Gdyby pacjentów było mniej, na pewno wszystko by sprawniej szło. Tymczasem w ambulatorium internistycznym przyjmuję minimum 50 pacjentów w ciągu doby. Minimum 50. 

Andrzej Biorówka - Jeśli mówimy o czasie oczekiwania, trzeba też wspomnieć, że jesteśmy również uzależnieni od pracy laboratorium, od pracy radiologa, który opisuje tomografię czy nawet specjalisty od USG. Czekamy też na konsultacje, lekarza, który ma na oddziale swoich pacjentów i nie zawsze może natychmiast zejść na SOR. Jeśli na kardiologii przyjmuje pacjenta z zawałem i robi mu koronarografię, nie może odejść od stołu. Albo chirurg, który akurat operuje, nie zostawi pacjenta na stole. W tym czasie my musimy opiekować się chorym i stabilizować jego parametry. 

Co się dzieje w oddziale SOR sądeckiego szpitala? Byliśmy tam nocą




Wszystko tu pachnie nowością... Poza jednym. Starymi zwyczajami...






Dziękujemy za przesłanie błędu