Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 19 marca. Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety
25/11/2017 - 09:05

Po urodzeniu trójki dzieci wróciła do sportu i została mistrzynią świata! Fascynująca historia Beaty Leśnik

Na co dzień bardzo szczęśliwa żona, matka trójki dzieci, która wraz z rodziną mieszka w nowo wybudowanym domu, w miejscowości Kłodne pod Limanową. Tak można określić Beatę Leśnik, która realizując swoją pasję wchodzi na ring zmieniając się w prawdziwą wojowniczkę. Po kilkuletniej przerwie wróciła do sportu i... została mistrzynią świata w kickboxingu.

Jak to jest wrócić do sportów walki po tak długiej przerwie na życie rodzinne i od razu, właściwie bez okresu przejściowego wystartować w turnieju, którego stawką był prestiżowy tytuł mistrzyni świata?

- Miałam trzy miesiące przygotowań do tej walki. Wiedziałam, że łatwo nie odpuszczę. Stoczyłam 3 ciężkie pojedynki, a których zwłaszcza finałowy był trudny. Moją rywalką w nim była Rosjanka, aktualna mistrzyni Europy. W ostatnim czasie wygrała turnieje, toczyła walki . Muszę przyznać ze mną miała problem, do połowy starcie było wyrównane, ale w końcówce ja miałam przewagę i wygrałam. Specjalnej krzywdy mi nie zrobiła, choć jej ciosy odczułam. Mój występ na tym turnieju mistrzowskim można obejrzeć sobie w Internecie, organizator udostępnił tam filmy z walk.

Co było powodem Twojego powrotu do ringu po ponad 6 latach?

- To nie jest powrót na 100% do roli zawodniczki. Wystartowałam w turnieju z pasji, chcąc postawić kolejny krok na drodze do mojego celu, jakim jest rola trenerki i otwarcie własnego klubu sportów walki. W związku z tym zaczęłam się ruszać, chcąc wrócić do formy fizycznej i dobrej sylwetki po trzeciej ciąży, w której musze przyznać sporo przytyłam. Nie lubię biegać, więc tego nie robiłam, ale zastosowałam sobie dietę. Znam własny organizm, wiedziałam co robię. Do tego trening na skakance, trochę ruchu rekreacyjnie. Ponadto w trakcie robienia uprawnień trenerskich ćwiczyłam  technikę. 

Skąd zatem w ogóle pojawił się pomysł ponownego wcielenia się w rolę czynnej zawodniczki, skoro z tego co mówisz nie wynika, abyś specjalnie się do tego przygotowywała, wyglądało to wręcz przeciwnie?

- Przypadkowo. Zostałam przez Rafała Dudka zaproszona na galę w Nowym Sączu, gdzie on mierzył się w ringu z Rafałem Jackiewiczem. Bardzo mu za to jeszcze raz dziękuję. Wybrałam się więc z mężem i na trybunach spotkałam trenera kadry narodowej i prezesa Polskiego Związku Kickboxingu. W trakcie rozmowy pojawił się temat mojego ewentualnego powrotu. Od razu się zdystansowałam, bo gdzie ja matka trójki dzieci będę się pchała do ringu? Nie mam na to po prostu czasu. Wtedy mój mąż nieopatrznie stwierdził, że w domu i tak nic nie robię i powinnam spróbować. Po tym trener namawiał mnie, abym zaczęła trenować, a po jakimś czasie zaproponował mi start w mistrzostwach Polski, miały się odbyć w kwietniu przyszłego roku. Spodobało mi się to i zaczęłam się powoli przygotowywać. Następnie jakby znikąd pojawił się  temat startu w małym turnieju, myślałam to coś lokalnego, niewielka gala więc dlaczego miałabym nie spróbować? Wtedy dowiedziałam się, że to mistrzostwa Świata i to w dodatku już za trzy miesiące. Dałam sobie wstępnie miesiąc próby dla samej siebie.

Jak wypadły wyniki tego osobistego testu dla siebie, władnego organizmu?

- Po tym miesiącu czułam się bardzo dobrze, zdecydowałam się podjąć to wyzwanie. Trener stwierdził, że mnie zabierze na turniej, ale chciał abym stoczyła jakąś walkę choć pokazową. Niezbyt miałam możliwość sobie na to pozwolić, bo zajmuje się dziećmi i każdy wyjazd z domu zwyczajnie jest problemem, więc muszę go sobie logistycznie odpowiednio wcześniej zaplanować. Udało się zatem zorganizować sparing w rzeszowskim klubie Lubenia. Tam zmierzyłam się z miejscową zawodniczką Karoliną Dziedzic. W ringu trochę ją oszczędziłam, ale pewnie wygrałam. Jej trener pochwalił mnie późnej do opiekuna kadry narodowej i to zwieńczyło sprawę. Ładnie się zachował, obiektywnie, bo przecież zlałam jego zawodniczkę. Ona zresztą tez mi dziękowała, że otworzyłam jej oczy, była po prostu zbyt pewna siebie.

Czyli zdobyłaś mistrzostwo świata będąc po tylko jednym poważnym sparingu, a wcześniej jedynie trzech miesiącach treningów samej w domu, równocześnie zajmując się trójką dzieci?

- No tak. Choć po tym sparingu pojechałam na trzydniowe zgrupowanie kadry w Lubaczowie. Tam miałam odpowiednie treningi, po cztery walki dziennie, taki turniej przygotowawczy. Wróciłam bardzo zmęczona, ale też całkiem dobrze wytrenowana. Najpierw mierzyłam się z dziewczynami, a później rywalizowałam z mężczyznami. Nie oszczędzali mnie, czułam presję, ale nie odbiegałam od nich wiele. Od kobiet natomiast wcale. Chciałam sama się przekonać, czy mogę podjąć się udziału w mistrzostwach, dać sobie odpowiedź i właściwie dlatego tam pojechałam. Gdybym podjęła wyzwanie, dostała porządnie po głowie, to jaki sens startu? Sama się przekonałam, że to ma sens. Zebrałam też sporo pochwał.

Wskoczyłaś do kadry narodowej niemal z dnia na dzień, oni byli na Ciebie przygotowani?

- Niestety nie. Trener sam musiał opłacić mój wyjazd, co wynosiło około pięciu tysięcy złotych. Początkowo myślałam, że ma sponsora na to, ale okazało się, że nie miał. Polski Związek Kickboxingu nie zapłacił, bo nie byłam wcześniej w kadrze. Nie startowałam w mistrzostwach kraju. Ministerstwo również nie wyłożyło środków. Myśleliśmy o jakimś sądeckim sponsorze, ale jak to niby załatwić? Iść do kogoś i mówić, że chcę sobie wrócić na ring po sześciu latach przerwy w karierze, to raczej niezbyt zachęcająca oferta. Nie zamykam sobie tej drogi zawodniczki, a czy dalej będę  walczyć w kadrze? Tego nie wiem.

Jednorazowy wyskok na mistrzowski turniej to zupełnie co innego, niż codzienną i regularna kariera zawodniczki. Jak chcesz to wszystko pogodzić z życiem rodzinnym, opieką nad trójką swoich dzieci?

- Jestem przykładem, że da się to zrobić. Potrafiłam wrócić po długiej przerwie, trzeciej ciąży i mówiąc wprost rozwalić turniej. Przed walkami były spotkania, tam dyskredytowali mnie trenerzy, właściwie nie widząc dla mnie szansy. To, że urodziłam trójkę dzieci, to przecież nie przekreśla mnie, jako zawodniczki. Niektórzy tak to odbierają, to nie jest w porządku.

Jak masz zamiar na co dzień dbać o formę, przygotowywać się do ewentualnych walk?

- Nie mam zamiaru zmieniać swojego trybu życia. Niedawno wybudowaliśmy dom w miejscowości Kłodne nieopodal Limanowej. Mam więc około 20 kilometrów do Nowego Sącza na treningi, więc zajmuje to sporo czasu, zwłaszcza jeśli są korki. Po co mam więc go tracić, sama mogę sobie wszystko poukładać. Opiekuję się dziećmi, moja najstarsza córka Natalia ma 9 lat, jest 4-letnia Hania i najmłodszy dwuletni Tomuś. Sprawuję nad nimi opiekę, ale również jak potwierdziły to mistrzostwa, potrafię przy nich solidnie trenować. Trener wie, że jeśli mam trenować, robię to na 100 procent. Nie ważne czy wykonuje swoje ćwiczenia w Sali treningowej, ogrodzie czy w kuchni, bo to nie jest istotne. Wiem jak się przygotować.

Powiedziałaś, że chcesz jeszcze walczyć, ale niekoniecznie będziesz to robić w ramach kadry narodowej kickboxingu. Jaki więc masz plan na swoje kolejne pojedynki, bo pewnie jest już cos na oku?

- Chciałabym stoczyć walki zawodowe. Świetnie rozwija się organizacja DSF, robią ciekawe gale, a ja poznałam prezesa tej bardzo mocnej grupy. Może coś z tego wyniknie. Nie dali mi propozycji, ale chciałabym się o nią postarać, powalczyć u nich. Mam nieoficjalna informację gdzie i kiedy wstępnie planują następną galę, więc widzę w tym swoją szansę. Może to być walka bokserska, kickboxing również. Jeśli pojawią się rozsądne pieniądze, do tego dobra zawodniczka jako rywalka, to chętnie sprawdzę się w tym zawodowym formacie.  

Wspomniałaś o pieniądzach. Wynagrodzenia za takie walki to są duże kwoty?

- Ciężko tutaj mówić o konkretnej skali pieniądza. To głównie pasja, trudno zarobić kokosy, ale to zawodowstwo, więc przy okazji pojedynków są za nie wypłacane kontraktowe gaże. Nie muszę mieć przecież szerokiego sztabu i tej całej otoczki. Do mistrzowskiego turnieju trenowałam sama w domu przez trzy miesiące, odwiedzał mnie i pomagał trener Radosław Pietrzkiewicz, nie miałam specjalistycznej suplementacji oraz masażystów. Jak widać nie jest mi to niezbędne do sukcesów.

Wróciłaś po 6 latach i odniosłaś wielki sukces. Dlaczego zwlekałaś z tym aż tak długo?

- Dziewięć lat temu urodziła się moja córka, później wróciłam do sportu. Regularnie trenowałam, walczyłam, wygrywałam. Po drugim dziecku również chciałam, ale zaszłam w kolejna ciąże i odpuściłam. Zbudowaliśmy domy, mamy wszystko czego potrzebujemy, chciałam wykorzystać czas dla siebie. Nie chcę iść do pracy na przykład w sklepie, swoją przyszłość widzę w sporcie, najlepiej w roli trenera, może otworzę własny klub z treningami sportów walki.

Jak wyglądają więc Twoje najbliższe plany sportowe? Uchyl nieco rąbka tajemnicy.

- Mam obecnie jedną całkiem fajną propozycję, czekam na rozmowę w tej sprawie i może coś wyniknie. Chcę dalej być przy sporcie. Mogę nadal walczyć jeśli ktoś mi to zaproponuje, dogadamy się co do warunków i podpiszemy kontrakt. Nie chcę chaosu wokół siebie. Pewne sprawy musze jeszcze wyjaśnić po mistrzostwach Świata z Polskim Związkiem Kickboxingu. Zobaczymy jak się to wszystko rozwinie w najbliższym czasie, być może pójdę swoją ścieżką, a ich nie będę już reprezentować. Czas pokaże, co wydarzy się w najbliższej przyszłości.

Rozmawiał Michał Śmierciak ([email protected])







Dziękujemy za przesłanie błędu